Boski zakaz jest zatem źródłem kosmicznej i egzystencjalnej katastrofy, dramatycznego rozłamania bytu i natury człowieka. Wygnanie z raju było degradacją, utratą więzi ze Stwórcą i zapoczątkowaniem historii. Powstał czas i narodziła się świadomość. A wraz z nią prawdziwa, a nie eksperymentalna wolność.

Data dodania: 2015-12-08

Wyświetleń: 1590

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 1

Głosy ujemne: 0

ESEJ

1 Ocena

Licencja: Creative Commons

                                   Zadżumiona rzeczywistość

  1. Introdukcja

C:\Users\FSCAMI~1\AppData\Local\Temp\msohtmlclip1\01\clip_image001 Dżuma Alberta Camusa jest książką, która nie przestanie być aktualna w szybko zmieniającej się rzeczywistości społecznej i technologicznej. Nie umrze śmiercią naturalną tak, jak większość tekstów literackich, których aktualność nie trwa dłużej niż jedno pokolenie. Dżuma  jest książką ważną. Ważną chociażby poprzez fakt, iż autor stawia swoich bohaterów w sytuacji domagającej się dokonania wyboru o charakterze fundamentalnym. Człowiek w sytuacji granicznej musi odpowiedzieć sobie na dwa zasadnicze pytania. Jaki jest mój stosunek do świata, który nagle przestał być bezpieczny, przeciwnie, stał się dla mnie bezpośrednim zagrożeniem? Oraz drugie – jaki jest mój stosunek do Innego postawionego w, podobnej do mojej, sytuacji zagrożenia? Oba pytania ściśle się ze sobą łączą, a zatem również odpowiedzi pozostają względem siebie w związku relacyjnym.

              Horyzont ludzkiego bycia-w-świecie wyznaczają możliwości nazywania rzeczy i nadawania im znaczenia. Seria aktów postrzegania konstytuuje określony jednostkowy byt w indywidualnej świadomości. Nieprzejrzysty wcześniej byt staje się dla mnie konkretnym przedmiotem, wyodrębnionym z całości, przejrzystym na tle nieprzejrzystości, jednostkowym na tle ogólności. Rzecz staje się w jakimś sensie „moja”, amorficzna przestrzeń przekształca się w oswojone przeze mnie miejsce. Rozświetlający ciemność bytu reflektor świadomości wydobywa na powierzchnię „cud istnienia”. Cud, który bardzo szybko staje się oczywistością, zewnętrznością wobec mojej podmiotowej egzystencji. Magiczny akt nadawania znaczeń jest próbą dotarcia do istoty rzeczy, czyli „swoistości” jej istnienia. „Akty nominalne” pozwalają nam poznać rzeczywistość, bowiem poznanie jest w gruncie rzeczy operacją językową. Jestem „ja” i coś na zewnątrz mnie, co nie jest już zagrożeniem. Oświetlenie przedmiotu, które jest serią aktów postrzegania, unieruchamia go, a tym samym pozwala nad nim zapanować. Poznawać to jednocześnie czynić coś „dla mnie” i czynić owo „coś” mnie podległym (operacja określona w Księdze Rodzaju czynieniem sobie ziemi poddanej). Przedmioty już bezpiecznie unieruchomione i oswojone jawią mi się jako narzędzia w realizacji własnego projektu. Wolność podmiotu warunkowana jest więc przez proces pewnego rodzaju „zniewolenia” przedmiotu. Przywłaszczam sobie byt przedmiotowy, tj. stawiam „przy mnie” jako własność. Tak czy inaczej, dokonujemy gwałtu na rzeczywistości, formatując ją w taki sposób, aby mogła służyć realizacji naszych potrzeb. Pomiędzy bytem-dla-siebie a bytem-w-sobie rodzi się relacja jednostronnej zależności pozwalającej realizować jednostkową wolność.

              Mieszkańcy Oranu żyli w takiej oswojonej przestrzeni. Pracowali, relaksowali się na plaży, kochali się, planowali, intrygowali, przyjaźnili się i kłócili. Do głowy by im nie przyszło, że może być inaczej. Świat był bezpieczny i przewidywalny. Zaraza spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Świat rozpadł się na tysiące, niepasujących do siebie kawałków.

              Nagle okazało się, że poruszanie się w przestrzeni dżumy jest niesłychanie trudne. Nawyki i automatyzmy życiowe prowadzą donikąd. Metabolizm informacyjny zostaje zakłócony. Oswojone miejsce staje się groźną przestrzenią, pełną niebezpieczeństw i niewiadomych.

  1. Chrystus kontra Inkwizytor

                       

              Egzystencjalizm jest doktryną filozoficzną powstałą w XX wieku. Istnienie człowieka staje się istotą filozoficznych rozważań. Analiza egzystencji prowadzi do wniosku, że nie ma ona żadnych metafizycznych podstaw. Człowiek jest sam w świecie, którego nie rozumie, który jest obojętny na jego losy. Zdany na przypadek, funkcjonuje w rzeczywistości absurdu, ponieważ każdy jego projekt kończy śmierć.  Życie jest pełnym trwogi dążeniem ku śmierci – jak pisał Martin Heidegger. Człowiek w świecie jest wolny, ale samotny. Wolny jest w sposób radykalny, ponieważ nic nie determinuje go ani z zewnątrz, ani od wewnątrz. Jest wolnym – jak pisał Sartre – nawet w więzieniu.

              Wolność najczęściej utożsamiana była z wolnym wyborem. Możliwość dokonywania wyborów jest zasadniczym wyróżnikiem człowieczeństwa, ale jest też dramatem ludzkiej jednostki wówczas, kiedy nie można dokonać żadnego dobrego wyboru. Mówimy wtedy o sytuacji tragicznej. Wolność staje się nie do zniesienia. Trzeba dźwigać ciężar, którego unieść nie sposób, i najchętniej byśmy się go pozbyli. Podświadomie oczekujemy na kogoś, kto zechce się o naszą wolność upomnieć i oddajemy dar, który został nam nie tylko dany, ale i zadany. Jest to typowy mechanizm ucieczki od wolności opisany przez Ericha Fromma. Pozbywamy się jej chętnie, ponieważ rewersem wolności jest odpowiedzialność; odpowiedzialność za własne życie. Ktoś, kto odbiera nam wolność, bierze jednocześnie za nie odpowiedzialność. To bardzo wygodna sytuacja!

              W powieści Fiodora Dostojewskiego „Bracia Karamazow” jeden z bohaterów (Iwan) opowiada historię o kardynale-inkwizytorze, żyjącym w XVI-wiecznej Sewilli. Pewnego dnia na ulicach miasta pojawia się Chrystus. Zostaje przez mieszkańców rozpoznany, ponieważ uzdrawia i czyni cuda. Witany jest entuzjastycznie. Ludzie mają ogień w oczach i zapał w sercach. Nie podoba się to leciwemu kardynałowi. Zamyka więc Chrystusa do więzienia. Ale to nie wszystko! Pewnej nocy przychodzi do celi, aby wyjaśnić więźniowi, że ten nie tylko nie jest ludziom do niczego potrzebny, ale i to, że psuje inkwizytorowi robotę. Chrystus jest posłańcem dobrej nowiny, czyli wolności. Ludzie nie chcą jednak wolności. Chcą natomiast żyć w posłuchu, bo to czyni ich życie znośnym. Rozpalanie przez Jezusa pragnienia wolności jest według kardynała działaniem nieodpowiedzialnym i niweczy jego długoletni wysiłek.

              „To my – mówi – bierzemy na siebie ten ciężar. To my dajemy im chleb, zapewniamy autorytet i – od czasu do czasu – cud, czyli trzy rzeczy, których potrzebuje człowiek. My mu to dajemy, zapewniając w ten sposób porządek społeczny gwarantujący pokój i bezpieczeństwo. Dlaczego – pyta kardynał Jezusa – chcesz to zniszczyć? Po co przyszedłeś? Żeby burzyć ten porządek i rozsiewać zarodniki anarchii? Budząc porywy serca i czyniąc cuda, niszczysz cały dorobek mojego życia. Burzysz jego sens, a ja na to pozwolić nie mogę.”

              Chrystus milczy, nie odzywa się ani jednym słowem. Z pewnością wie, że z punktu widzenia czysto racjonalnego starzec - kardynał ma rację. Jego sposobowi myślenia niczego nie można zarzucić – jest jasne, precyzyjne i logiczne. Ludzie mają problem z wolnością, więc kardynał i Święta Inkwizycja rozstrzygają go w sposób radykalny. Transakcja zostaje przyjęta.

              Tu dochodzimy do bodaj największego egzystencjalnego paradoksu. Człowiek chętnie pozbywa się daru wolności, ale bez tego daru nie potrafi prawdziwie żyć. Prawdy tej nie zna inkwizytor, zna ją natomiast Chrystus. Nie jest On reprezentantem logiki rozumu, jest uosobieniem logiki miłości. Z tego właśnie powodu mieszkańcy Sewilli kardynała się boją, Chrystusa kochają.

  1. Paradoks wolności

 

              Spróbujmy zatem jeszcze raz zastanowić się nad głębokim znaczeniem pojęcia „wolność”. Dlaczego jest darem? Dlaczego jest nie tylko dana, ale i zadana?

              Jeżeli wolność jest darem, to znaczy, że nie jest ani własnością, ani właściwością natury człowieka. Odwrotnie, to natura ludzka została wyposażona w pierwiastek wobec niej zewnętrzny. Wolność przyszła do człowieka z daleka, a okoliczności otrzymania tego daru były tajemnicze i zdumiewające. Księga Rodzaju opisuje moment, kiedy pierwsi mieszkańcy Raju złamali boski zakaz i zerwali owoc z drzewa wiadomości. Trzeba zapytać, po co w ogóle był ten zakaz. Dlaczego Bóg wydaje człowieka na pokuszenie. Czyż nie znał jego natury? To pytanie retoryczne, wszak był jego Stwórcą. Musiał wiedzieć, że wcześniej czy później najdoskonalsza istota stwórczego aktu zerwie zakazany owoc z zakazanego drzewa. Ewa tłumaczy: „Wąż mnie zwiódł”. Ale przecież wąż (szatan) nie miałby w rajskim ogrodzie nic do roboty, gdyby Bóg nie stworzył dla niego okazji do działania. Jeżeli Bóg chciał, żeby człowiek złamał Jego zakaz, to trzeba przyjąć, że wąż, nie wiedząc o tym, realizował plany Pana.

              Czy Pan Bóg wodził człowieka na pokuszenie? Przecież musiał wiedzieć, że człowiek okazując Mu nieposłuszeństwo, utraci Raj. Szatan namawiając do złamania boskiego zakazu, jednocześnie zachęca: „Będziecie jako bogowie.” Skłamał? Nie! Człowiek rzeczywiście, tracąc Eden, zyskuje świadomość. Świadomość jest elementarnym warunkiem wolności. I chociaż świadomość ma charakter lucyferyczny, to równocześnie otwiera przestrzeń na przyjęcie boskiego daru wolności. Na tym polega dialektyka opisanego wydarzenia i paradoks o charakterze metafizycznym, czyli istnienie nierozerwalnych związków pomiędzy Bogiem a szatanem.

              To jest również źródłem najgłębszego rozdarcia natury człowieka. Dzięki popełnieniu grzechu zyskał i świadomość, i wolność, stając się w ten sposób wiązką sprzeczności.

               Nie można sensownie zapytać, czy wolność jest dobra czy zła. Nie jest ani taka, ani taka – poza dobrem i złem. To wynika z jej genezy.

  1. Zakaz jako geneza zła

 

Jak wielką wartością musi być wolność, że okazała się ważniejsza od szczęścia, wiecznej radości, bezpieczeństwa i bezpośredniego kontaktu z Bogiem? Co takiego w niej jest, że Bóg, mając do wyboru rajskie szczęście człowieka albo ryzykowną wolność, wybiera tę drugą? Dla kogo zatem wartość ta jest ważniejsza - dla Boga czy dla człowieka?

Interpretując zapisy Księgi Rodzaju, stajemy przed wyborem dwóch opcji. Trzeba bowiem rozstrzygnąć, czy złamanie boskiego zakazu było świadomym wyborem prarodziców czy też raczej istniało uwarunkowanie zewnętrzne. W pierwszym przypadku rozpatrywać należy ów akt nieposłuszeństwa w aspekcie podmiotowym. W drugim o boskim eksperymencie, któremu został poddany człowiek. Wydaje się, że to jednak ta druga opcja jest o wiele bardziej prawdopodobna.

Gdzie upatrywać należy początku metafizycznego eksperymentu, który trwa do dziś? Człowiek żył sobie spokojnie bez trosk i bez chorób w ciągłym kontakcie ze swoim Stwórcą, w świecie zapewniającym mu wszystko. Pan zadbał nawet o to, by Adam nie czuł się samotny i obdarował go towarzyszką. Trudno nam, współczesnym, wyobrazić sobie rzeczywistość bez grzechu, winy i zła, bez chorób i cierpienia. Eden był zatem jakimś wyższym wymiarem istnienia; wymiarem bytu, w który został wrzucony człowiek i z którego później został zrzucony. Taki rodzaj narracji, z użyciem imiesłowów przymiotnikowych biernych, sugeruje, że faktycznie człowiek nie miał tutaj nic do powiedzenia. Nie był podmiotem eksperymentu, tylko jego przedmiotem.

Źródłowym początkiem eksperymentu wolności był zakaz. Zakaz oznacza: "tego ci robić nie wolno." Wraz z nim pojawia się zło. Na razie wyłącznie jako pewna potencja, ale stan absolutnej niewinności został utracony, bowiem zakaz dopuszcza możliwość jego złamania, czyli okazania nieposłuszeństwa. Co za tym idzie, pojawia się w szczątkowej postaci refleksja i pytanie - "dlaczego nie wolno?" Księga Rodzaju nie pozostawia wątpliwości, że to pytanie i ta refleksja nie miały charakteru immanentnego. Inspiracja przyszła z zewnątrz. Ewa mówi: "wąż mnie skusił i zjadłam." Skusić to znaczy sprawić, aby człowiek dokonał wyboru zła. Boski zakaz jest zatem źródłem kosmicznej i egzystencjalnej katastrofy, dramatycznego rozłamania bytu i natury człowieka. Wygnanie z raju było degradacją, utratą więzi ze Stwórcą i zapoczątkowaniem historii. Powstał czas i narodziła się świadomość. A wraz z nią prawdziwa, a nie eksperymentalna wolność.

Wolność jest warunkiem fundamentalnym takiego rozumienia egzystencji, która polega na pojmowaniu jej jako przygody. Utrata raju była jednocześnie otwarciem horyzontu - horyzontu nieoczywistości. Poruszanie się w przestrzeni tego horyzontu - to właśnie jest fascynująca przygoda ludzkiego istnienia. Człowiek wolny staje się gospodarzem tej przestrzeni, czyniąc ją swoją, czyni z nie równocześnie miejsce własnego bytowania. Może wybierać, a więc realizować własny projekt, zapełniać horyzont egzystencji tworami własnych myśli, dążeń i pragnień. A zatem czy wolność, choć okupiona katastrofalną degradacją człowieka, nie jest większym darem niż Eden?

             

  1. Wolność jako wynik rozłamania Prajedni

C:\Users\FSCAMI~1\AppData\Local\Temp\msohtmlclip1\01\clip_image002               Pozostając w przestrzeni wolności, należy uwzględnić wszelkie determinanty, które  ograniczają dokonywanie wolnych aktów wyboru. Ktoś, kto ma sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i nie trenuje, nie może pobić rekordu świata w skoku wzwyż. Czarna skóra, wzrost, kolor oczu są determinantami natury biologicznej. Rodzaj temperamentu, upodobania, potrzeby i pragnienia są z kolei determinantami natury psychicznej. Istnieją również ograniczenia społeczne.

              To wszystko prawda, jednak pojedyncza świadoma egzystencja ludzka, dokonując w każdej chwili wyborów, konstytuuje wolność, samourzeczywistnia się w jej obszarze. Taki stan rzeczy sprawia, że ucieczka od wolności, chociaż pożądana, nie jest możliwa. Również pytanie, czy człowiek jest istotą wolną, pozbawione jest sensu. Bo nawet jeśli oddajemy komuś wolność, to jest to akt wyboru.

              Jednak co wówczas, kiedy odbiera się człowiekowi siłą wolność. Tak postawione pytanie jest sensowne, ponieważ historia XX wieku dowodzi, że takie sytuacje miały miejsce. Istotą systemów totalitarnych jest wszakże zniewolenie jednostki. Lecz nawet w sytuacji przemocy i przymusu to człowiek decyduje, czy zaakceptuje zło, czy aktywnie się mu przeciwstawi. Gdyby nie było jednostek, które jawnie buntują się przeciwko deptaniu godności przez system, reżimy byłyby nieśmiertelne. Głos wolności brzmi coraz donośniej, aż w końcu rozwala mury zniewolenia. Żaden tyran nie może czuć się bezpiecznie wobec tej siły i tego pragnienia, które  zaszczepione zostało człowiekowi u zarania jego światowej wędrówki. A mówiąc ściślej, które wpisane zostało w jego naturę, kiedy nastąpiła katastrofa wygnania z raju. Wygnanie z Edenu miało trzy poważne konsekwencje:

  1. Zyskanie świadomości.

 

              Prarodzice zamieszkujący raj nie mogli jej mieć, ponieważ świadomość konstytuują sprzeczności. Nie można wiedzieć czym jest dobro, jeśli nie istnieje doświadczenia zła. Nie istnieje świadomość szczęścia, jeżeli nie wiemy czym jest nieszczęście. Co możemy wiedzieć o pięknie, nie doświadczając brzydoty, o uldze, jeśli nie cierpimy, czy zdrowiu, kiedy nie chorujemy? Świadomość zapełnia obszar pomiędzy sprzecznościami, jej geneza jest konsekwencją rozdarcia bytu.

 

  1. Zyskanie wolności.

 

              Wolność, podobnie jak świadomość, miała swą genezę w katastrofie rozłamania pierwotnej Jedni bytu. Doświadczając już zarówno dobra, jak i zła, możemy dokonać pierwszego, elementarnego wyboru. Wciąż oscylując pomiędzy sprzecznościami, kierujemy wektory naszej egzystencji bądź ku jednej, bądź ku drugiej.

  1. Nowy horyzont istnienia.

 

              Eden był przestrzenią zamkniętą zarówno w znaczeniu „geograficznym”, jak i egzystencjalnym, to znaczy była ona trwaniem w czystej postaci. Nowy horyzont istnienia był obszarem do rozpoznania, a aktywnością elementarną stało się poszukiwanie. Natomiast wymiar wertykalny wypełniony został nostalgią i  pragnieniem.

  1. O artystach życia

C:\Users\FSCAMI~1\AppData\Local\Temp\msohtmlclip1\01\clip_image003               Jak pisał J. P. Sartre, każdy realizuje jakiś projekt egzystencjalny. Świat odsłania się jako zbiór narzędzi, dzięki którym można ów projekt uczynić możliwym. Dokonywane wybory albo przybliżają do celu, albo od niego oddalają.

Egzystencjalny projekt można porównać do aktu kreacji, którego finalnym efektem ma być dzieło sztuki. Warunkiem prawdziwego tworzenia jest wolność. Więcej nawet, kreacja artystyczna jest najwyższym stopniem realizacji wolności, bo przypomina sytuację wzorcową, czyli Boski Akt Stworzenia. Kreacja jest zatem najbardziej archetypowym ze wszystkich archetypów. Podobnie jak w sytuacji wzorcowej mamy do czynienia z creatio ex nihilo. Pisarz, poeta czy malarz powołuje do istnienia coś, czego wcześniej nie było. Byty wyobraźni stają się bytami intencjonalnymi w wolnej grze artysty ze światem stworzonym i światem tworzącym, czyli własną imaginacją.

Artysta staje się bogiem kreującym własne wszechświaty i nadającym im prawa. W ciekawy sposób pisał o tym Bolesław Leśmian w wierszu „Pozorzanie”.

Zanim dzień nastał, żeśmy w świat przybyli,
My - ród Pozorzan, nieśmiertelny ród -
Żył niegdyś człowiek, twór jakiejś tam chwili,
Ten cudów nie znał, ale wierzył w cud.

Szał jego tęsknot wyczarował z mroku
Nasz byt, od zgonu wolny i od łez -
A to się stało w tym roku... w tym roku,
Kiedy istnienie zatraciło kres.

On śnił w przestrzeni i wszystko mu było
Rozpaczał w czasie, co z taką łkań siłą
Mijał, aż minął wysnuty zeń Bóg.

My poza czasem i poza przestrzenią
Trwamy, spełnieni od stóp aż do głów.
Czym dla nas człowiek, co z leśną zielenią
Zamienił ledwo kilka mylnych słów?

Czemuż on dotąd tak czujnie nam śni się,
Jak gdyby tryumf błogosławił nasz?
Czemu nam w twarzy odmiennych zarysie
Tkwi coś, co jego przypomina twarz?

7.     Sein zum Tode

Skoro w poprzedniej części było o artystach życia; tych, którzy dzień po dniu tworzą z własnej egzystencji dzieło sztuki, piszą kolejne rozdziały powieści, kolejne strofy poematu, kolejne sonaty, nokturny i symfonie, to teraz spróbujemy problem nieco pogłębić.

Kreacja, w najszerszym znaczeniu tego słowa, rozpoczyna się w momencie, kiedy człowiek po raz pierwszy odczuje Tajemnicę Istnienia. To jest inicjacja - mówiąc językiem Heideggera - egzystencji autentycznej. Jaspers tę inicjację nazywał sytuacją graniczną. Objawiony zostaje pewien nadrzędny sens, w obliczu którego tracą znaczenie wszelkie wartości i lokalne sensy formatujące wcześniej nasz sposób bycia w świecie. Objawienie sensu nadrzędnego jest równoczesne z uświadomieniem, że dotychczas nie żyliśmy autentycznie. Raczej funkcjonowaliśmy w przestrzeni społecznych gestów, form, konwencji, schematów i rytuałów. Jest to sfera Das Man - jak ją nazywał Heidegger - "Się". Pracuje się, odpoczywa się, modli się, chodzi się do kina, pisze się, czyta się itp. "Się" pojmowane jest jako obszar tzw. normalności. Żyję tak jak inni, i tak jest dobrze, tak jest w porządku. Jednak gęsta sieć schematów, konwencji i form, uświęconych przez bożka normalności, wyklucza wolność. Das Man to przestrzeń nieuświadomionej społecznej niewoli, obszar przemocy wikłającej jednostkę w strukturę iluzorycznych fantomów, fałszywych zobowiązań i nie-swoich wyborów. Społeczny potwór jest wiecznie nienasycony i wciąż domaga się nowych ofiar. Jest współczesnym Sfinksem, który każe ludziom odgadywać kolejne absurdalne zagadki, a oni w "dobrej wierze i woli" próbują je rozwiązać.

Epifania sensu nadrzędnego, stawiającego człowieka w sytuacji granicznej, rozwiewa tę iluzję. Nieprawdziwy jest Sfinks, kłamliwe jego zagadki, absurdalne rozwiązania. Stając oko w oko z Tajemnicą Istnienia, uprzytamniamy sobie matrix Das Man. Kontakt z Tajemnicą Istnienia jest jednocześnie objawieniem Prawdy: "Jesteś w tym świecie sam, jesteś wolny, realizując własny projekt egzystencjalny, nadajesz życiu sens." Prawdą jest to, że umrzesz! Sytuacja graniczna jest zawsze chwilą grozy, ale i początkiem niezależnego istnienia. Mojego, własnego, niepowtarzalnego. Groza śmierci i trwoga samotności sprawia, że życie staje się pożądane i zaczyna naprawdę smakować.

Wolność zatem rodzi się z poczucia grozy, absurdu świata i samotności; przypomnienia wzorcowej sytuacji, jaką było wygnanie z raju.

Byty wyobraźni artysty ożywają. Istnieją w konkretnej dla nich rzeczywistości, mają swoją powołał. Ostatnie wersy tekstu są czytelną aluzją do Księgi Rodzaju, której autor mówi, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Pozorzanie są przecież tylko językowo zrealizowanym pomysłem poety, ich byt jest więc bytem czysto językowym. Ale w wierszu Leśmiana to oni właśnie są zbiorowym podmiotem wypowiedzi, generują własny komunikat zupełnie niezależny od słów twórcy. Byty wyobraźni autonomizują się, uzyskując znaczny stopień niezależności. Na czym polega i jak przebiega ów proces autonomizacji, nie wiemy. To największa tajemnica dialektyki twórczości.

W jakimś sensie każdy człowiek jest artystą – artystą życia. To znaczy może nim się stać, jeśli w sposób świadomy rzeźbi własną egzystencję. Artysta życia to ktoś, kto sam dla siebie stanowi źródło wartości. Ktoś, kto w sposób niezależny myśli i działa, nie zaskorupiając się w istniejących kliszach i schematach. Artystą życia jest ten, kto chwila po chwili wgryza się w tkankę teraźniejszości, nie ulegając idiosynkrazjom przeszłości; jest nim ten, kto nie pozwala by fałszywe ego planowało jego przyszłość, kto w każdym momencie realizuje swój egzystencjalny projekt. Artystę życia łatwo rozpoznać, ponieważ kieruje nim entuzjazm i zapał. Nie porusza się, tylko tańczy.

Rzeźbić samego siebie w wolnych aktach kreacji jest jednoznaczne z poszerzaniem obszaru wolności; otwieraniem horyzontu i rozjaśnianiem go za pomocą świadomości. Świadomość wolności jest tym samym wolnością świadomości – pozbawionej ducha powagi i złej wiary.

  1. Skupienie i pasja

Zdrowy organizm działa, nie myśli, nie zastanawia się nad sobą. Refleksja jest przeciwieństwem działania. Tak twierdzą zwolennicy biologicznego ujęcia egzystencji i wszelkiej maści behawioryści. A może praca i działanie to czynne myślenie – jak to definiował Norwid.

Artysta życia potrafi przekuć refleksję na twórcze działanie, z kolei to ostatnie umie uczynić inspiracją twórczego myślenia. Istnieje przekonanie, że obie formy aktywności wzajemnie się wykluczają, stąd jednoczesność refleksji i działania jest wyłącznie teoretycznym postulatem. Według mnie, dialektyczna jedność obu aspektów aktywności jest jak najbardziej możliwa. Co więcej, jest najwyższą formą istnienia, konstytuującą sens i otwierającą na prawdziwe znaczenia.

Żeby uczynić ze swojego życia dzieło sztuki, należy spełnić kilka elementarnych warunków.

 

Skupienie

 

Skupienie jest pełną koncentracją na obecnej chwili. Żadnego myślenia w bok, żadnego wybiegania w przyszłość ani cofania w przeszłość. Nawet najprostsze życiowe czynności, jeśli poświęcamy im wystarczająco dużo uwagi, zastają nastygmatyzowane głębokim znaczeniem. I nie ma znaczenia, że znaczenie to ma charakter wyłącznie subiektywny. Wiązka intencjonalnej świadomości skierowana zostaje na jeden przedmiot względnie jedną czynność. Skupienie jest koncentracją energii podmiotu i przedmiotu, jest synergią ich wzajemnej relacji. Jeżeli, na przykład, dźwięki docierające do ucha traktujemy tylko jako niezróżnicowane tło, to organizm interpretuje je w kategoriach zakłócenia. Jeśli jednak nauczymy się wyławiać poszczególne tony i akcenty, różnicować je, wówczas dźwiękowe promieniowanie tła przekształci się w piękną i monumentalną symfonię rzeczywistości. Podobnie jest zresztą z pozostałymi zmysłami. „Tu i teraz” staje się cudownym darem obecności podmiotowej w obliczu obecności świata, czas staje się „momentem wiecznym”, jak wyraził to Czesław Miłosz. Życie będące taką sekwencją wiecznych momentów nie jest już jałową wegetacją, nie przecieka między palcami, jest wypełnione treścią i umożliwia samorealizację.

Skupienie na tej oto chwili, na tym, co oferuje warunkuje otrzymanie daru, skorzystanie z oferty. Nie dostrzegając jej, nie mamy też świadomości daru, ergo - przechodzimy obojętnie wobec tego, co posiada niezaprzeczalną wartość i co może odmienić nasze życie, wzbogacić i urozmaicić. Popatrzeć w skupieniu na zwykły przedmiot oznacza wydobycie z niego to, co jedyne, niepowtarzalne i tajemnicze. Tak patrzą poeci i dzieci. Na ogół patrzymy na rzeczy w kontekście ich funkcji. Muszla klozetowa wyrwana ze swojej naturalnej funkcji i pokazana w otoczeniu innych obiektów artystycznych sama staje się takim obiektem. Funkcja odziera przedmiot z tajemnicy, wydobycie go z tego kontekstu tajemnicę przywraca. Mogą być to rzeczy niepotrzebne, zepsute i stare. Taką metafizykę rupieci odnajdziemy w poezji Mirona Białoszewskiego. Dla wspomnianego twórcy łyżka durszlakowa, piec, krzesło, podłoga stają się obiektami porządku, który został przez niego nazwany „obrotami rzeczy”, czyli analogonem porządku wszechświata.

Skupienie jest natężeniem uwagi, które wymaga wcześniejszego uświadomienia sobie siły relacji, jakie łączą mnie ze światem.

 

 

 

 

Entuzjazm

 

 

Artystę życie cechuje entuzjazm. To stan, który wyrywa nas rano z łóżka w radosnej pewności, że rzeczywistość jest wiązką ofert. Tylko ode mnie zależy, czy z nich skorzystam. W każdej chwili i w każdym miejscu czeka coś, co może wywrócić życie do góry nogami, i takie oczekiwanie niemal fizycznie przyciąga do nas niezwykłe i pożądane sytuacje. Dopadają nas, bo entuzjazm wyzwala nieprawdopodobne ilości energii, promieniującej na zewnątrz i przyciągającej fale korespondujące z falami entuzjazmu. To właśnie dlatego człowiekowi szczęśliwemu i pełnemu entuzjazmu udaje się o wiele więcej, niż temu, który jest nieszczęśliwy.

Entuzjazm potęguje energię witalną, która pozwala zdobywać szczyty i osiągać cele na pozór nieosiągalne.

Najtrudniej jednak ów entuzjazm w sobie wygenerować.

 

Twórczy stosunek do świata

 

Spełnienie tego warunku sprawia, że to nie rzeczywistość modeluje nas, ale my modelujemy rzeczywistość. Możliwość kreacji istnieje wyłącznie wówczas, kiedy realizujemy projekt egzystencjalny. Wtedy tylko jesteśmy w stanie określić cel działania, jego sensowność, znaczenie w kontekście samorealizacji, oraz dokonać wyboru narzędzi. To oznacza płynąć pod prąd! Tworzy naprawdę jedynie ten, kto wiosłuje, płynąc w górę rzeki.

Twórczy stosunek do świata pozostaje w dialektycznym związku z aktywnością. Samo „chodzenie do pracy” jest rodzajem życiowej aktywności, niemniej nie posiada ona twórczego charakteru. Musi mieć ona (aktywność) związek z realizowanym projektem egzystencjalnym.

 

Praca jako pasja i wypełnianie życiowej misji.

 

Praca pojmowana w kontekście obowiązku zarobkowania nie przynosi najczęściej satysfakcji, nie daje radości ani poczucia spełnienia. Pogłębia za to proces alienacji – jak to znakomicie opisał Marks. A przecież w pracy spędzamy dużą część naszego życia. Nie może dziwić zatem coraz większa frustracja, poczucie wypalenia i beznadziei, niechęć.

Inaczej, gdy praca jest jednocześnie realizacją życiowej pasji. Nieliczni są ci szczęściarze! Jaką zawiść muszą rodzić słowa wybitnego sportowca, muzyka, piosenkarza: „Nie dosyć, że kocham to, co robię, to mi jeszcze za to płacą.” A płacą czasami wielkie pieniądze. Wszelkie wyrzeczenia, codzienna ciężka praca, trudy cygańskiego życia wynagradzane są przez odczuwanie ogromnej satysfakcji i smaku sukcesu, wynagradzane są przez stale pogłębiające się przekonanie, że mogę jeszcze więcej, że jestem coraz lepszy i, tym samym, mogę więcej radości dostarczyć innym.

To oczywiście tylko niektóre wyróżniki cechujące artystów życia. Wydaje się jednak, iż nawet jeśli wypełnienie tych warunków nie jest łatwe, a może i niemożliwe, trzeba próbować, żeby nie osiąść na mieliźnie nudy i szarości codziennej wegetacji.

 

  1. Katastrofa wolności

Warto nieco więcej uwagi poświęcić relacji pomiędzy wolnością a złem. To jest, jak  się wydaje, kluczowy problem, ponieważ obietnica węża: "będziecie jako bogowie" odnosiła się do wolności. Dopiero, kiedy człowiek doświadczył zła, pojął że jest wolny; że może wybierać i samodzielnie kształtować własną egzystencję. Wydarzenie opisane w Księdze Rodzaju jest tajemnicze i w kategoriach ludzkiej logiki niezrozumiałe. Największy boski dar i wartość odróżniająca człowieka od innych stworzeń została mu dana za pośrednictwem szatana. Czy wolność była skutkiem rozłamania Prajedni, czy też przyczyną jej rozłamania? Jeżeli udzielimy pozytywnej odpowiedzi na pierwsze pytanie, będzie to oznaczało, że nastąpiła kosmiczna katastrofa w łonie pierwotnego bytu. Wówczas grzechu pierworodnego nie było, a późniejsza kondycja człowieka-w-świecie nie ma nic wspólnego z aktem nieposłuszeństwa. Pierwotna harmonia została rozbita, a jednostka ludzka znalazła się w kleszczach nieprzezwyciężalnych sprzeczności. Paradoks polega na tym, że są one nieprzezwyciężalne, co warunkuje wolność. Wartość tę należałoby wtedy zdefiniować następująco: wolność to możliwość poruszania się w przestrzeni między ekstremami. Nic mniej i nic więcej. Ktoś powie, że przecież są ludzie, którzy poruszają się przez całe życie w obszarze dobra, że nie oscylują pomiędzy biegunami. Ale przecież żyją w otoczeniu zła i to już wystarczy, żeby powstało napięcie kierunkowe generujące sprzeczności, a co za tym idzie konieczność usytuowania się w przestrzeni sprzeczności. Maksymilian Maria Kolbe, decydując się oddać życie za współwięźnia, dokonał aktu wyboru dobra, ale wartość ta mogła objawić się jedynie w otoczeniu ekstremalnego zła. Gdyby tego ostatniego nie było, nie zaistniałoby też dobro, ponieważ nie byłoby konieczności dokonywania podobnego aktu. Co więcej, w innym otoczeniu wybory Kolbego były diametralnie inne. Pamiętamy, że przed wojną wydawał broszurę o jawnie antysemickim wydźwięku.

Jeżeli natomiast odpowiemy pozytywnie na drugie pytanie, to i wówczas pojęcie "grzechu pierworodnego" staje się problematyczne. Zamiast o grzechu, należałoby raczej mówić o pierwszym wolnym akcie wyboru, który doprowadził do rozbicia pierwotnej harmonii bytu. W przedwiecznej harmonii nie ma miejsca na wolność, gdyż boski akt stworzenia jest doskonały, a wolność realizować się może wyłącznie  w świecie niedoskonałym, który ma luki, szczeliny i odległości. One to właśnie tworzą przestrzeń wolności. Są miejscami do zagospodarowania dla człowieka, a krzątanie się przy nich umożliwia samorealizację. W taki oto sposób wolność staje się najpiękniejszą przygodą istnienia w otwartym horyzoncie zdarzeń, przygodą egzystencji otwartej na wszelkie możliwości.

 

 

  1.  Piekło to inni

Człowiek w świecie jest sam. Jesteśmy monadami bez okien, dlatego Inny jest dla mnie bytem niekomunikowalnym. Istnieje relacja na poziomie języka, gestów, mowy ciała, a czasami również na poziomie ciała. W tym ostatnim przypadku skóra przylega do skóry, ale nie dusza do duszy. Jedynym wydarzeniem, które umożliwia komunikację totalną, jest głęboka miłość, lecz i tak momenty pełnego zjednoczenia są rzadkie.

Mamy tu do czynienia z dwiema, sprzecznymi względem siebie, tendencjami: pragnieniem Drugiego i lękiem przed Drugim. Pragnienie Innego nigdy nie zostanie zaspokojone, ponieważ wymagałoby ono zawładnięcia nim. Jednak zawładnąć znaczy zamordować pragnienie. Inny przestaje być wówczas pożądany. W jakimś sensie staje się mną, a samego siebie pożądać nie mogę. Posłuchajmy Ericha Fromma:

Kiedy doświadcza się miłości w modus posiadania, wtedy pociąga to za sobą usiłowania ograniczenia, uwięzienia i kontrolowania przedmiotu "miłości". Taka miłość dławi, wyjaławia, dusi, zabija, zamiast obdarzać życiem.

Drugi staje się dla mnie, w związku z tym, radykalnie Innym, to znaczy w żaden sposób niepoznawalny, tak jak poznaje się przedmioty. Pragnienie tym różni się od poznania, że angażujemy sferę głębokich emocji, podczas gdy poznanie pozostaje czynnością rozumu, który syntetyzując serię oglądów, konstytuuje przedmiot, wydobywając go z niezróżnicowanego tła. Pragnienie nie ma zatem nic wspólnego z poznaniem! Pragnienie ma za obiekt sam byt, a nie tylko jego przejawy, tak jak w poznaniu rozumowym. Pragnienie Drugiego to wola wniknięcia w jego totalność, dotknięcia Jego istoty, zjednoczenia z Nim.

Drugą tendencją jest lęk przed Drugim. Jest on dla mnie tym, kto ogranicza moją wolność. Jest zagrożeniem dla realizacji mojego projektu egzystencjalnego. Wkracza w horyzont mojego istnienia jako obcy i absolutnie nieusuwalny. Świat postrzegany jako horyzont zdarzeń jest dla niego tym samym, czym jawi się mnie - zbiorem narzędzi, za pomocą których realizuje swój własny, całkowicie odmienny od mojego, projekt egzystencjalny. Nasze projekty zderzają się ze sobą, nachodzą na siebie, wchodzą w konflikt, narażając na fiasko cel obu z nich. Dlatego właśnie przyswoiliśmy sobie sztukę kompromisu, sztukę samoograniczania, ograniczania własnych projektów, by mogły w ogóle mieć szansę realizacji. Lęk przed Drugim jest w istocie obawą przed zniweczeniem planów, marzeń, zamiarów, tęsknot i pragnień. Inny jest przeszkodą, staje na drodze i nie chce z niej ustąpić. Tak należy zatem rozumieć zdanie Sartre'a: "Piekło to Inni".

Inny jest ograniczeniem mojej wolności, ponieważ sam jest wolny. W momencie zderzenia dwóch podmiotowych wolności albo trzeba zabić, albo dokonać samoograniczenia. Zabicie Innego, który stoi na mojej drodze, jest nieskuteczne, ponieważ zawsze pojawi się następny Inny. I jego też trzeba będzie zabić. Jak widać, droga ta wiedzie donikąd, gdyż po pierwsze nie widać mety, a po drugie nasz projekt egzystencjalny ograniczyłby się do permanentnego zabijania. I choć to wiemy, historia uczy, że pokusa jest zbyt silna, by logicznie działać i myśleć. Tak, między innymi, realizowano projekt komunistyczny z jego elementarną regułą, że wraz z postępem tego projektu zaostrza się walka klasowa. Oznaczało to tyle, że im więcej zabijemy wrogów systemu, tym bardziej będzie ich przybywać. To oczywisty absurd, ale jak widać logika nonsensu może stać się prawem rozwoju historycznego.  Klęska komunizmu jako społecznego projektu powinna nas wszystkich nauczyć, że koncepcja Innego-wroga jest nie do przyjęcia. Zasada: kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam jest nie tylko sprzeczna z powszechną intuicją, ale wbrew wszelkim prawom natury.

Pozostaje zatem droga samoograniczania. Rezygnujemy z części wolności pozwalając, by Inny także mógł skutecznie realizować własny projekt. Co więcej, może to być początek współpracy, która w realizacji własnych projektów przyniesie nadspodziewane rezultaty.

11.       Nowy wspaniały świat

Tak jak rozciągłość jest atrybutem materii, tak wolność jest atrybutem ducha. Dla Hegla wolność jest warunkiem elementarnym samourzeczywistniania całości. Duch absolutny dociera do samowiedzy poprzez rozwój i wolność świadomości skończonych. Wolność byłaby zatem zapośredniczeniem pomiędzy Całością a jednostkową świadomością. Absolut dociera do prawdy o sobie w dialektycznym ruchu sprzecznych dążeń i wartości. Łączą się one jako teza i antyteza w syntezę, czyli nową jakość, niesprowadzalną ani do tezy, ani do antytezy. Dialektyczny proces, którego finalnym etapem jest synteza, decyduje o rozwoju i historii rozumianej jako dążenie do samopoznania Absolutu. 

Skłonność ludzi do tworzenia społecznych utopii jest archetypiczną tęsknotą do przebywania w miejscach szczęśliwości. Wyspa „Utopia”, wykreowana przez Tomasza Morusa, czy „Miasto słońca” Campenelli trzeba zatem pojmować jako literacki wyraz tych tęsknot. Znamienne jest, że autorzy owych fikcyjnych, idealnych światów zdawali sobie sprawę z poważnych ograniczeń wolności, jakich wymaga zbudowanie świetlanego ustroju szczęścia i sprawiedliwości społecznej. Wolność indywidualna musi zostać podporządkowana zbiorowości, jednostkowe „ja” społecznemu paradygmatowi bezpieczeństwa.

W tym miejscu skupimy się na omówieniu bardzo ciekawej XX-wiecznej antyutopii, jaką jest „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya. Akcja powieści rozgrywa się w roku 2541. Nie ma już miejsca na cierpienia, nie ma miejsca na dylematy egzystencjalne; nic nie podlega przypadkowi, żadne zatem nieszczęście nie zagraża ani jednostce, ani społeczeństwu. Życie jest uporządkowane przez najwyższych funkcjonariuszy systemu i nic nie może tego porządku zakłócić. Oto w najwyższym skrócie struktura owego świata.

 

Reprodukcja

 

Żyworództwo od dawna już nie istnieje. Nieograniczona liczba kombinacji połączeń genowych uniemożliwia standaryzację myślenia i zachowań. W żyworództwo wpisana jest indywidualizacja, genetyczna niepowtarzalność. Nie istnieje też jakakolwiek możliwość kontroli tego procesu. Urzędnicy wymyślili sposób, który pozwala te trudności obejść. Zamiast naturalnego poczęcia w miłosnym akcie, łączenie komórek w warunkach laboratoryjnych, zamiast ciąży -  „butlacja” (płody „dojrzewają” w specjalnych butlach z płynem imitującym naturalne środowisko macicy), zamiast narodzin – „wybutlacja”. Odkrycie Bokanowskiego pozwala jednocześnie na wewnętrzne pączkowanie zarodka i powstanie kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu jednakowych osobników.

W zależności od proporcji różnych rodzajów płynów (większa lub mniejsza ilość alkoholu w „płynie ustrojowym”) produkuje się klasy społeczne, przeznaczone do różnych zadań. Elitę stanowią osobniki alfa (alfy plus i alfy minus) warunkowane do wykonywania zadań intelektualnych, kontroli procesów społecznych i nadzoru nad trwałością działań systemowych. Każda kolejna klasa warunkowana jest inaczej, zgodnie z przypisanymi funkcjami społecznymi. Najniższy stopień zajmują epsilony, dojrzewające w roztworze z największym stężeniem alkoholu, w związku z tym fizycznie i umysłowo upośledzone. Warunkowani są oni do wykonywania najprostszych prac fizycznych, niewymagających żadnego wysiłku umysłowego.

 

Warunkowanie

 

Warunkowanie w nowym wspaniałym świecie polegało na wpajaniu od najmłodszych lat, a właściwie od „wybutlowania”, określonych treści, mających na celu zakodowanie pożądanych przez władze zachowań i sposobu myślenia. Rodzaj warunkowania określała przynależność do klasy społecznej. Inaczej warunkowane były alfy, inaczej epsilony. Niemniej jednak, istniały pewne wspólne treści, których wkodowanie dawało gwarancję stabilizacji systemu. Taką treścią o charakterze uniwersalnym była wiara w Forda, negacja rodziny, wstręt do monogamii i stymulowanie dziecięcego seksu. Warunkowanie w świecie Huxleya było – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – programowaniem ludzi do konkretnego zachowania, działania, postrzegania rzeczywistości i sposobu jej percepcji.

Zakodowanie w umysłach alf komunikatu: „Nawet epsilony są użyteczne” i, odwrotnie, zakodowanie odpowiednio zmodyfikowanego komunikatu w umysłach epsilonów miało na celu ograniczenie, a potem całkowite wyeliminowanie konfliktów społecznych. Aby wzmocnić pożądany efekt, wdrukowywano w umysły dodatkowy komunikat: „dobrze, że urodziłem się alfą”, „dobrze, że urodziłem się betą” itp. Eliminowano w ten sposób mechanizm zawiści, który w normalnym społeczeństwie, przedfordowskim, prowadził do zachowań i działań o charakterze destrukcyjnym. Od piątego roku życia przekazywano dzieciom komunikat: „każdy obecnie jest szczęśliwy”, co miało potęgować zadowolenie z życia i wyeliminować w przyszłości wszelkie działanie rewolucyjne.

Warunkowanie było procesem stopniowego odbierania wolności jednostkom i grupom społecznym.

 

 

 

Soma

 

Soma jest legalnym narkotykiem, który poprawia nastrój i nie powoduje żadnych skutków ubocznych. Z podróży somatycznej wraca się do rzeczywistości lekko i radośnie. Władcy systemu zrozumieli, że soma stymuluje zachowania społeczne, nie powodując jednocześnie obniżenia efektywności produkcyjnej ani aktywności umysłowej w przypadku alf.

Nowy, wspaniały świat jest sztucznym rajem. Warunkowanie, które polega na celowym działaniu na podświadomość jednostki, ogranicza czy wręcz eliminuje możliwość dokonywania świadomych wyborów. Jednocześnie funkcjonowanie w tym raju jest szczęśliwe i bezpieczne. Soma dodatkowo jeszcze wzmacnia proces afirmacji i autoafirmacji. Książka Huxleya jest dowodem na prawdziwość tezy, że szczęście i poczucie bezpieczeństwa można osiągnąć tylko wtedy, kiedy złoży się ofiarę z wolności.

 

Licencja: Creative Commons
1 Ocena