Od lat, od wczesnej młodości borykałam się z nadwagą. Przetestowałam kilkanaście cudownych diet, połykałam "spalacze tłuszczu", biegałam, korzystałam z sauny, łykałam nawet tabletki ograniczające nadmierny apetyt. Owszem, chudłam, ale na krótko. Po kilku miesiącach waga z nieubłaganą konsekwencją wracała do wcześniejszych wskazań, a ja nie mogłam na siebie patrzeć, połykałam kolejne łzy i miałam ochotę wyrzucić wszystkie lustra nie tylko w moim w domu, ale i w okolicy.
W międzyczasie szukałam takich rozwiązań, które mogłyby zmienić ten stan rzeczy. Najzwyczajniej w świecie nie chciałam się poddać. Szperałam we wszystkich możliwych żródłach i poradnikach. Nie chciałam iśc na łatwiznę, ale też nie chciałam SIĘ PODDAĆ.
Teraz podzielę się z wami moimi doświadczeniami z absolutną pewnością, że i Wam się uda.
Jedno wiem na pewno. Od samego myślenia o nadwadze się nie schudnie. Ale pragnienie zrzucenia wagi daje "mentalnego kopa" i uaktywnia szare komórki na "chudnięcie". To jest już bardzo ważne. Teraz czas na informacje o tym, co i jak jadłam. I nie mówcie mi, że to nie działa, że robiłyście to samo - ja zrzuciłam 30 kg w 9 miesięcy.
Nie lubię pieczywa chrupkiego, ale jest w diecie niezastąpione. Na śniadanie więc pożerałam dwie kromeczki, posmarowane ketchupem z dodatkiem chudej, ale smacznej wędliny. Herbata była gorzka, ale z kilkoma kroplami cytryny. Pomidor z cebulką był moim nieodłącznym towarzyszem prawie przy każdym posiłku w ilości nieograniczonej. Aby nie znienawidzieć pomidorów dodawałam do niego naprzemiennie różne przyprawy ziołowe. Na tackę szły rzodkiewki, por, szczypiorek - w zależności od tego, co akurat kupiłam. Czasem ścierałam rzodkiewki lub białą rzodkiew na tarce z dużymi oczkami i dorzucałam pół garści tartego żółtego sera - z ogromną przewagą rzodkiewki oczywiście. Tuż po śniadaniu wypijałam dwie lub trzy szklanki mineralnej wody niegazowanej. Trudne to, ale nie niemożliwe.
Po około godzinie wypijałam szklanę herbatki ziołowej wspomagającej układ trawienny. Jest ich w tej chwili ogromny wybór, więc nie będę wymieniać, bo każda z Was na pewno coś dla siebie znajdzie.
Około godziny jedenastej głód zaczynał dawać mi się we znaki. Zjadałam więc niskotłuszczowy jogurt z dodatkiem garści musli - smaczne i sycące. Po czym znów wypijałam dwie szklanki niegazowanej wody mineralnej.
Pora obiadu była dość trudna. Rodzinka kotlety schabowe, zawiesiste i smaczne zupy itd. Ja zawijałam w folię kawałek kurczaka lub wołowiny, posypywałam przyprawami i odrobiną oleju i dusiłam tą ingrediencję na parze. Powiem Wam, że w zależności od przypraw / może być również dodana łyżka ketchupu czy musztardy/ - jest to smaczny i sycący kawał mięska. Można tak robić również z rybą, ale ja za tym nie przepadałam. Do tego oczywiście fura dodatków roślinnych. Zielona sałata, pomidory, ogórki - jeśli robiłam to w jednej misce dodawałam jeszcze dwie łyżki jogurtu z przyprawami i czasam troche fety - tej chudej oczywiście. Smaczne, sycące i nie do przejedzenia. Potem znów dwie szklanki wody mineralnej.
W przerwach między posiłkami - owoce. Takie, jakie akurat były dostępne. Nie miałam stresu, jadłam , ile chciałam. Tą okropną wodę, znienawidzoną po kilku dniach też piłam. Ile tylko był w stanie przyjąć mój żołądek. Wiedziałam, że odchudzając się intensywnie nie mogę dopuścic do tego, aby ciało pozbawione zostało jędrności.
Na kolację znów dwie kromki chrupkiego pieczywa z chudą wędliną i jakaś sałatka - pomidory, ogórki etc. Przed snem wypijałam kolejną porcję herbatki na trawienie. A blisko łóżka zawsze leżały jabłka, truskawki, czereśnie czy jakiekolwiek inne owoce lub warzywa. I oczywiście butelka z wodą mineralną.
A teraz NAJWAŻNIEJSZE. Ograniczenie apetytu. Metoda naszych babek, praciotek i innych pra,pra..... Olejek grapefruitowy. W swoim składzie posiada takie substancje, które w niepojęty dla mnie i dla innych kobiet sposób wpływają na ograniczenie apetytu. Kilkanaście kropel tego olejku dodane do kominka i systematyczna aromatyzacja pomieszczenia, w którym przebywamy powoduje, że nie chce się jeść. NAPRAWDĘ.
Kilka miesięcy zajęło mi zrzucenie wagi. Ale od tamtej pory nie zdarzyło mi się przytyć ponownie, a jeśli nawet, to niewiele i nie jest to dla mnie żródłem zmartwień. Olejek grapefruitowy jest w moim domu już na zawsze, bo oprócz właściwości ograniczająych apetyt ma szereg innych, przyjaznych działań.
Serdecznie pozdrawiam wszystkie istoty walczące z nadwagą. Uda Ci się, wiem o tym.