-Wydać czy nie? - zastanawiał się, patrząc niechętnie na opróżnioną szklaneczkę. Wydawało się, że na kogoś czeka. Czeka, beznamiętnie wpatrując się w swoje odbicie, majaczące w barowym lustrze.
-Co za życie... - pomyślał niechętnie, wyjmując kolejnego papierosa. - Andrzej miał rację, nie ma sensu zadawać się z takimi kobietami. Czuję się zgwałcony. Moralnie zgwałcony. Chyba się starzeję...
Nagle do knajpy wparował pewien tajemniczy typ. Zapewne dobrze znany, bo na jego widok kilka gadających głów przestało chrzanić głupoty i rozpoczęło istną symfonię krzyków i wrzasków.
-Sie masz! Siadaj i wal karniaka, oszuście! - dobiegało z kąta sali.
-Sre masz, sre masz – mruknął nasz bohater wyraźnie niezadowolony z nadmiernego poruszenia. -Daję jej jeszcze 10 minut. I spadam. Może jeszcze zdążę na drugą połówkę meczu...
Bar powoli sie uspokoił, wracając do swego pierwotnego szumu. Dziesiątki brzęczących głosów. Transowe buczenie dzięki, któremu kobiety stawały się coraz łatwiej dostępne, a faceci nieskończenie bardziej otwarci. Czasem tylko ktoś krzyknął. W pijackim amoku lub też w narkotycznym szale.
-Waldek! No Waldek, odwróć się stary cepie! - ktoś nie dawał za wygraną – Valdi!
Na dźwięk tego imienia nasz bohater nagle drgnął. Ktoś używał jego ksywy z podstawówki. Waldemar odwrócił się niechętnie i spostrzegł, idącą w jego kierunku postać. Był to ów nieznajomy, który z taką pompą wszedł dziś wieczorem do knajpy.
-No co jest Valdi, stary byku? - ryknął do ucha – Kumpli nie poznajesz? Co tak sam siedzisz przy barze? Co? Kobieta znowu sie rzuciła? Ha, ha, ha, jakiś ty naiwny! Chodź, usiądziesz z nami – postawię Ci drinka...
Nieznajomy wydawał się bardzo pewny siebie. A Waldemar wyraźnie zakłopotany. Nie mógł sobie przypomnieć kim jest ów żywiołowo do życia nastawiony młodzieniec. Mimo, iż nie miał na to ochoty, zdecydował przysiąść się do obcego towarzystwa. A nuż zdarzy sie jednak dzisiaj coś naprawdę ciekawego?