Serialowy fan club
„Pani Maju – takie mam imię w serialu – kiedyś moja siostra zaczęła oglądać telewizję w czasie obiadu i leciał pani serial. Oglądałam go jakieś trzy tygodnie, w końcu się wciągnęłam Nawet się zakochałam w głównym bohaterze. Po trzech latach już wiedziałam, co i jak, kto kogo kocha, i zrozumiałam, że on nie jest dla mnie. Płakałam dwa tygodnie. Nigdy więcej nie pozwolę dać się tak wrobić sobie samej. Zrozumiałam, że pan Alonzo w tym serialu to aktor. Myślałam, że jak panią zdradza, to znaczy, że nie kocha. Ale siostra mi wytłumaczyła. Szkoda, że nie będziecie razem. Piszę na maila, bo gdzie? Dostałam go od oświetleniowca z planu. Nie było trudno. Powiem prawdę. Kocham go, a pani nienawidzę. Obyś go więcej nie zobaczyła, bo wiem, od drugiego oświetleniowca, że Alonzo odejdzie” – ZOUZA.
Taki list otrzymałam jakiś tydzień temu na maila. Właśnie trwały przymiarki w garderobie do ostatniej sceny.
– To jest ta scena, w której rozstajecie się z Alonzo?
– Aha. – Przebierałam w ciuchach.
– Cudownie. Słyszałam, że go na zakończenie zastrzelisz.
– Kto tak powiedział?
– Ja tak radzę. Za te osiem lat zdrad, samo trzaśnięcie w oko nie wystarczy. Dorysować mu jakieś siniaki? Będzie robił obdukcję czy coś?
– Nie. Po prostu rozchodzimy się w dwie różne strony, ale tylko na miesiąc.
– Ten reżyser nie ma wyobraźni. Jaka kobieta pozwoli sobą pomiatać tyle czasu? Powinien was rozwieźć. Miałam dwóch mężów poznanych na tym planie. Przez te osiem lat, dziecko, jestem po dwóch rozwodach, a ty tkwisz.
– Anka, przecież to serial.
– Serial, nie serial, z takimi facetami się nie bywa. Jemu wrzucam majtki do walizki. Tobie jakieś dwie stare sukienki. Podpiszcie kwit. Nie wiem, kiedy się to w końcu skończy, ale ta zielona sukienka mi pasuje. Ładnie w niej wyglądasz, dlatego bez przerwy do ciebie wraca. Mnie już nawet cycki na wierzchu nie pomogą. Zjadłam zęby i zmarnowałam życie przy tym serialu. Poczekaj, masz tu dziurę.
Wsadziła mi nitkę do ust – na szczęście – i szyła, ale opowieść, w której prawdę sama średnio wierzyła.
– Kiedyś było łatwiej, aktorzy byli bardziej wiarygodni. Stara szkoła, Stanisławski. Jak oni umieli cierpieć, ale kiedyś. Dziś plotą bzdury, to już nie te anielskie, postawione dobrze głosy. – Ożywiła się na słowo „postawione”. – Zobacz na tego Jakulskiego. – To ten aktor, którego uśmierciłam. – Głos, jak dzwon, postura trzydziestolatka, a życie zmarnowane. Gdyby był naprawdę biznesmenem, byłby kimś. Piękny mężczyzna, taki zabawny i wdzięczny za wszystko, co mu zaproponuję. Nie grymasi, pokorny. Przenosi się do innych i – coś ci powiem dziecko – za takim warto pójść w ogień.
– Anka byłaś dwa razy mężatką, wszystkich poznałaś tutaj. – Wyplułam nitkę, którą podniosła i wsadziła mi z powrotem do ust.
– Do trzech razy sztuka. Niech trzyma. Jeszcze nie skończyłam.