Nie ma to jak pomylić piłkę z jeżem! Do tego zdolny jest tylko Golden Retriever. Nie wierzysz? Czytaj o jego przygodach!

Data dodania: 2008-09-03

Wyświetleń: 3145

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Witajcie kochani!


Pamiętacie filmik, jak to goldenka rozpierała energia (film- goldenek szaleje po pokoju)? A więc goldenek to oczywiście ja, a to coś ponoć znów mnie dziś rozpierało. Tak powiedzieli moi rodzice (chociaż ja nic nie czułam) i zdecydowali, że zabiorą mnie w nowe miejsce, a przy okazji przespacerujemy się trochę. I muszę przyznać, że był to bardzo dziwny spacer, bo gdy tylko zauważyłam coś ciekawego i chciałam tam podejść szybciutko, żeby pokazać moim rodzicom (musiałam mocno ciągnąć smycz, bo nie chciała mnie tam puścić)- oni zatrzymywali się i nie pozwalali tam dojść. Dopiero jak usadziłam swój mały kuperek na chodniku (to to coś, po czym chodzicie pomiędzy czerwonymi i innymi potworami, chyba nazywacie to samochody?) i smycz się poluźniała to moi rodzice ruszali dalej. A ja przecież dopiero co siadłam! No nic- najgorsze było to, że powtarzali ten dziwny proceder za każdym razem, gdy tylko pociągnęłam za smycz. W końcu udało mi się ich przechytrzyć i szłam tak, żeby nie naciągać smyczy i mogłam wtedy podchodzić wszędzie. Póki o tym pamiętałam to spacer szedł w miarę sprawnie, a zależało mi przecież, żeby zobaczyć to nowe miejsce. Tylko dziesięć zdarzeń zakłóciło nasz marsz do celu:

1. Duży, biało niebieski potwór prześmignął tuż obok nas mrugając światełkami i głośno piszcząc i wyjąc. Chyba inny potwór go gonił, bo biegł baaaaaardzo szybko. A wszyscy chyba chcieli, żeby udało mu się uciec, bo ustępowali mu miejsca. Na początku trochę się go przestraszyłam, ale mamusia schyliła się do mnie, pogłaskała po główce i powiedziała, że nie ma się czego bać. A skoro nie ma się czego bać, to nie bałam się więcej. Taty wtedy z nami nie było, ale pewnie też by się nie bał, skoro mama powiedziała, że nie trzeba. Poza tym on jest bardzo odważny jak wiecie.

6. No właśnie- taty nie było, bo zszedł gdzieś schodami w dół a po jakimś czasie wyszedł, trzymając w ręce reklamówkę. A my musiałyśmy na niego czekać i to właśnie było szóste zakłócające wszystko zdarzenie.

10. Po dziesiąte, ale przecież całkiem naturalne, po prostu zachciało mi się… no wiecie, to więcej... Ale wkoło nie było nie było trawki, wszędzie chodniki, czerwone i całkiem inne potwory i masa, masa, masa Was, bezsierściowców! Trochę trzymałam, ale niewygodnie mi się szło. Zachowując resztki godności stwierdziłam, że nie będę się gdzieś po kątach chować i skoro warunki są niesprzyjające- trudno. Dumnie wypięłam kuperek na samym środku chodnika pomiędzy Wami i już po chwili poczułam ulgę. Spojrzałam zadowolona na rodziców, czekając na pochwały (zawsze się cieszą jak załatwiam swoje potrzeby poza domkiem), ale tym razem chyba nie do końca byli zadowoleni… Zupełnie nie rozumiem… Zebrali szybko moją… sami wiecie i uciekliśmy stamtąd. Zupełnie jakby się czegoś wstydzili…


No ale w końcu dotarliśmy na miejsce. I wiecie co? Było warto! Jak okiem sięgnąć (a goldenki sięgają daleko) ścieżynki, ławeczki, drzewka, woda, kałuże i dużo, dużo zielonej trawki do pobiegania. A przede wszystkim cała masa ludzi z małymi bezsierściowcami i całą masą przeróżnych (już wiem, że są różne rasy) piesków! Szczególnie zapamiętałam dwa z nich. Jeden był zupełnie czarny, a tak malutki, jak mój nosek. Znaczy się ta część od moich oczków do czubka nosa. Nazywał się „Hau” i był taki nieporadny jak ja, kiedy rodzice zobaczyli mnie po raz pierwszy. Niestety nie pozwolili mi się z nim bawić, bo powiedzieli, że mogłabym mu krzywdę zrobić, bo jestem za duża. Szkoda mi było trochę, ale potem spotkaliśmy pieska zupełnie takiego samego jak ja! Nazywał się „Hau”. Tyle, że on był dwa razy większy, miał dłuższą sierść i coś zwisało mu na brzuszku. Tata kiedyś powiedział, że tak mają chłopcy. No i rzeczywiście ten piesek był chłopcem. A ponadto całkiem przystojny i całkiem dorosły golden retriever! Z nim mogłam się bawić zupełnie bez smyczy. Biegaliśmy za moimi zabawkami.


Ano właśnie. Pamiętacie jak tata zniknął w czasie spaceru po schodkach na dół? Okazało się, że poszedł mi kupić zabawki! Kochany tata! No więc dostałam nową piłkę (pozostałe mi się gdzieś zgubnęły, chyba mama zostawiła u babci) i całkiem ładnego i całkiem żywego jeża. Tak- wiem, że to jeż, bo oglądałam kiedyś bajkę o jeżu i miał on kolce, zupełnie jak ta moja zabawka. Nie wiem tylko, czemu nie ma noska i nóżek, ale to może dlatego, że jest jeszcze całkiem malutki i nie zdążyły mu wyrosnąć? Zresztą- sami możecie go zobaczyć- w mojej Ge… gu…galu… galir… no, tam gdzie są zdjęcia.

Miłego oglądania!

Wasz goldenek!
Licencja: Creative Commons
0 Ocena