Nietzsche wyklucza Jezusa z obszaru chrześcijaństwa. Na pozór wydaje się to być nonsensem, ponieważ On sam oraz Jego nauka stanowią centrum tej religii.
Jezus – pisze niemiecki filozof – nie urzeczywistnia nowej wiary, lecz nową praktykę duchową. Według Nietzschego kieruje Nim „głęboki instynkt” tego „jak powinno się żyć, by się czuć w niebie, by się czuć wiecznie”. Stan szczęśliwości przeżyty przez Jezusa i osiągnięty dzięki praktyce życiowej można nazwać „psychologiczną rzeczywistością zbawienia”.
„Zadomowienie się (Zu-Hause-Sein) w świecie, którego nie narusza już żadna realność, w świecie wewnętrznym” sprawia, że cała rzeczywistość zewnętrzna jest jakby wzięta w nawias (epoché). Jej poszczególne elementy mają, co najwyżej, walor znaku, symbolu, metafory. To antyrealizm w najczystszej postaci. Ten właśnie fakt, że żadnego słowa nie bierze się dosłownie jest elementarnym warunkiem „by w ogóle móc mówić”.
Takie podejście lingwistyczne rozstrzyga w sposób jednoznaczny problem nieadekwatności języka jako narzędzia opisu rzeczywistości. Jeśli bowiem przedmiot świata zewnętrznego jest wyłącznie znakiem, to słowo, w logicznym porządku rzeczy, staje się znakiem tego znaku, czyli po prostu symulakrem. Jeżeli jednak źródłem słowa jest rzeczywistość wewnętrzna, wówczas jego funkcja staje się o wiele bardziej złożona i polega na oddaniu takiej kombinacji składników zewnętrznych, stworzenia takiego obrazu, by w możliwie najbardziej przybliżony sposób opisać duchową rzeczywistość. Śmiem twierdzić, że tak właśnie konstruowane były przez Jezusa przypowieści.
Nietzsche czyni z Mistrza nie tylko zresztą antyrealistę, ale również antyracjonalistę. Rozum nie potrafi konstruować rzeczywistości inaczej niż posługując się przeciwieństwami – jest władzą, która określa, odróżnia i, co za tym idzie, przeciwstawia. Rozumowi służy język. Na bazie tego sprzężenia rozumu z językiem powstał paradygmat nauki zachodnioeuropejskiej.
Nietzsche konstatuje, że w odróżnieniu od „słowa”, Jezus używa Słów w taki sposób, by dzięki nim podważyć racjonalną jednoznaczność świata zewnętrznego, by zniknęły wszelkie różnice. Paradygmat nauki ustępuje miejsca paradygmatowi szczęścia.
Jakie są konsekwencje tej zmiany? Jezus idzie – według Nietzschego – obok świata, albo przez niego, ale nietknięty. Dzięki czemu jest to możliwe? Dzięki miłości, która nakazuje nie stawiać oporu niczemu i nigdzie.
Po drugie, jeżeli stosunek do świata nie opiera się na racjonalnej jednoznaczności, jest on tylko zbiorem symboli, za pomocą których można mówić o rzeczywistości szczęścia i miłości, to „taka symbolika z natury pozostaje poza wszelką religią, wszystkimi pojęciami kultury, całą historią, wszystkimi książkami, wszelką sztuką.” I jeszcze jedno – ponieważ nie istnieją przeciwieństwa, nie ma „pojęcia winy i kary. Znika grzech, wszelki stosunek oparty na dystansie pomiędzy Bogiem a człowiekiem.”
Po trzecie wreszcie, pominięcie całej rzeczywistości świata czyni nierzeczywistą także śmierć. Przynależy ona bowiem do zupełnie innego porządku niż porządek miłości i szczęścia.
Charakterystyka postawy życiowej Jezusa
Nietzsche twierdzi, że Jezus cierpiał na fizjologiczną przypadłość, która polega na „skrajnej zdolności odczuwania cierpień i pobudzeń”. Jedną z konsekwencji owej przypadłości jest z kolei niezdolność do stawiania jakiegokolwiek oporu. W związku z tym miłość jawi się „jako ostateczna możliwość życia”. Ktoś taki zasługuje na miano idioty w takim znaczeniu, jakie nadał temu słowu Dostojewski. Książę Myszkin, bohater powieści „Idiota”, skażony jest ową przypadłością – nikomu i niczemu nie potrafi stawić oporu. Przez otoczenie jest zatem postrzegany jako nieszkodliwy wariat. Nie myśli o sobie, o własnych kłopotach; jego myśli zaprzątają wyłącznie sprawy innych, które w jego głowie urastają do monstrualnych rozmiarów i dlatego też robi wszystko, by innym pomóc. Taki stan rzeczy jest dla niego źródłem ogromnego cierpienia i płaci za to atakami epilepsji. Jest człowiekiem w sposób radykalny dobrym. W koncepcji samego Dostojewskiego, Myszkin miał być takim rosyjskim, dziewiętnastowiecznym Jezusem.
W charakterystyce Nietzschego Jezus nie jest zatem Mesjaszem, prorokiem, zbawicielem, ani tym bardziej buntownikiem i rewolucjonistą. Jest człowiekiem z defektem fizjologicznym, który mądry Jezus potrafił pozytywnie przekroczyć, czyniąc ze słabości bazę dla nowego przesłania i pięknej praktyki życia. I w tym miejscu odkrywamy coś, na co badacze niemieckiego filozofa nie zwrócili uwagi i co zapewne niepokoiło samego Fryderyka Nietzschego, ponieważ cały czas wikła się w nie do pogodzenia sprzeczności na temat Nauczyciela. Chodzi mianowicie o mechanizm resentymentu. Nietzsche, o czym była już mowa, wykluczył Jezusa z obszaru chrześcijaństwa właśnie dlatego, że kamieniem węgielnym, na którym zbudowano nową religię, był resentyment nakazujący czynić ze słabości wartość. Posłuchajmy, co na ten temat miał do powiedzenia Karl Jaspers:
Stanowi to psychologiczne odkrycie Nietzschego, że resentyment słabości może jeszcze w słabości, mianowicie z pragnienia mocy, stać się twórczy w wydawaniu ocen, budowaniu ideałów, przekręcaniu znaczeń. W patosie moralisty Nietzsche dostrzega ukryte pragnienie ważności [właściwe] podłości, w fanatyzmie sprawiedliwości — ukrytą mściwość, w idealnych ocenach — ukrytą walkę przeciwko poziomowi faktycznie wyższemu. Ogól tych motywów może wytwarzać duchowość o wyrafinowanym charakterze, w coraz to nowych wysublimowanych wypaczeniach. Przez zastosowanie owej psychologii do chrześcijaństwa Nietzsche chce uchwycić jego źródło i rozwój. Chrześcijaństwo wykorzystuje każdą prawdę, którą napotyka — a więc także i prawdę Jezusa — w celu przywłaszczenia jej sobie na drodze wypaczonej interpretacji, za pomocą której zmusza ją do współudziału w niszczeniu wszystkiego, co wielkie, potężne, szlachetne, wszystkiego, co zdrowe, silne, dostojne, wszystkiego, co głosi pochwałę życia.
Wnioski Jaspersa są błędne dlatego, że nie dostrzega on fundamentalnej sprzeczności w pismach Nietzschego. Chrześcijaństwo nie wykorzystuje ani, tym bardziej, nie wypacza nauki Jezusa, ponieważ On sam funkcjonował w polu działania resentymentu. Nie ma tu zatem sprzeczności pomiędzy Mistrzem a Jego pierwszymi wyznawcami, ukształtowanymi formacyjnie przez Pawła z Tarsu. Zarówno Jezus, jak i Jego wyznawcy wykazywali aktywność resentymentalną. To jest wniosek narzucający się z całą oczywistością. „Fizjologiczna realność”, jak nazywał Nietzsche defekt Jezusa, jest nie tylko atrofią woli oporu wobec świata zewnętrznego. Jest to także „instynktowne skłanianie się do działań, które możnych przemieniają w śmiertelnych wrogów (niejako hodowanie sobie samemu swoich oprawców), instynktowne pragnienie nicości". Tak czynił Jezus i umarł na krzyżu!
Przyjrzyjmy się bliżej ostatniemu cytatowi z Nietzschego. Zamiast możnych równie dobrze można by napisać: „silnych”. Tych, którymi kieruje wola mocy. Zatem, jeśli Jezus „instynktownie” występuje przeciwko silnym, to działa tu w krystalicznej niemal postaci mechanizm resentymentu.
Jednak Nietzsche, negując prawomocność nowej religii powstałej w I wieku w Rzymie, pisze: „W istocie był tylko jeden chrześcijanin i ten umarł na krzyżu".
W związku z tym albo Jezus był silnym człowiekiem zdolnym nadać światu nowy bieg społeczny i moralny, a Jego nauka została instrumentalnie wykorzystana (i gruntownie wypaczona) przez ludzi słabych, albo praktyka życiowa Mistrza była wynikiem podświadomego działania mechanizmu resentymentu i wówczas o żadnym wypaczeniu Jego nauki mowy być nie może. Przeciwnie, dostrzeżemy raczej logiczną i przemyślaną kontynuację przesłania i działań. Tertium non datur.
***
Nietzsche zastanawia się nad tym, co było źródłem odstępstwa. Odpowiada, że już ewangelie są wypaczeniem prawdy Jezusa. Staje się On już nie „ośrodkiem” chrześcijaństwa, tylko „środkiem” dla zaspokojenia pragnienia odwetu i zemsty, czyli czegoś zupełnie sprzecznego z praktyką życiową Mistrza z Nazaretu. Ale jest kwestia o wiele bardziej zasadnicza. Praktyka życiowa została przekształcona w wiarę, w coś, co zyskuje walor obiektywności, czyli prawdy zewnętrznej. W ten sposób wiara stała się nauką. Mamy zatem powrót do paradygmatu, któremu Jezus zaprzeczył własnym życiem. I to właśnie jest – według Nietzschego – największe zafałszowanie, na którego gruncie wyrosło chrześcijaństwo. Rzeczywistość powraca do swej racjonalnej jednoznaczności. Przedmioty są już bytami, a nie symbolami („okrzyczane sprawy i osoby zamiast symboli, okrzyczane historie zamiast wiecznej faktyczności, okrzyczane formuły, przepisy, dogmaty zamiast praktyki życia”).
Największym paradoksem jest jednak fakt, że po tym niemal totalnym powrocie do realności i racjonalnej jednoznaczności przestawiono znaki. Z tego procesu, o dziwo, wymyka się sam Jezus, który przestaje być realny, a staje się obrazem, znakiem, symbolem. I to jest prawdziwe i gruntowne wypaczenie przesłania Mistrza, a nie resentymentalne przetworzenie Jego nauki przez pierwszych wyznawców. Przesłanki rozumowania Nietzschego są więc prawdziwe, ale wnioski formułowane na ich podstawie przez filozofa błędne.
Realny Jezus wyparował w chemicznym tyglu tworzenia nowej chrześcijańskiej konstrukcji realności świata. Nietzsche konstatuje: „ludzkość pada na kolana przed zaprzeczeniem tego wszystkiego, co było źródłem, sensem, prawem Ewangelii... późno by szukać dobitniejszego przejawu dziejowej ironii.”