Co prawda wymyślenie prezentu, który by spełniał wszystkie moje oczekiwania, nie było proste. Musiał być on zarazem ciekawy, trochę praktyczny, ale nie do przesady. Bo, jak wiadomo, praktyczne prezenty z reguły są nudne i oklepane, a ja tego chciałem uniknąć. Z racji tego, że mieliśmy spory budżet, bo robiliśmy prezent z kilkoma przyjaciółmi, myślałem, że będzie nam łatwiej coś wybrać z pośród masy propozycji.
Wszystkim przypadł do gustu pomysł wykupienia wycieczki jako podróży poślubnej, ale nie do Egiptu czy innego ciepłego kraju, a do Austrii i to w okresie zimowym, czyli na narciarskie szaleństwo. Nasi znajomi bardzo lubią wszystkie sporty związane z górami i dlatego taki był nasz pomysł na ich pierwszy wyjazd jako małżeństwo. Ale miało być też trochę praktycznie, bo przecież pojadą na narty, pojeżdżą i za rok zapomną, że ten wyjazd to był nasz prezent, który był ich podróżą poślubną. A więc co zrobić, aby ta wycieczka była pamiętana na długie lata? Odpowiedź jest bardzo prosta - uwiecznić na zdjęciach. Czyli łączymy podróż poślubną z jazdą na nartach i ślubną sesją zdjęciową. Wydaje się proste, ale znalezienie fotografa, który się by tego podjął, nie jest takie proste. Ale po paru dniach szukania, dzwonienia, udało nam się dogadać z pewnym fotografem ślubnym. Podczas wręczania tego prezentu Joli i Markowi widzieliśmy na ich twarzach zachwyt i uśmiech. Stąd podejrzewamy, że prezent przypadł im do gustu.
Nie był to tani prezent, bo całkowity koszt pobytu Joli, Marka i fotografa to blisko 10 tysięcy złotych. Ale na szczęście robiłem to z kilkoma znajomymi, więc koszt na osobę nie przekroczył tysiąca złotych. A oglądając zdjęcia z wyjazdu, uśmiechnięte twarze Joli i Marka,stwierdziłem, że były to naprawdę dobrze wydane pieniądze na prezent ślubny.