Gdybym miała więcej odwagi, byłabym Kimś. Mogłam zostać wziętym adwokatem, ale wystraszyłam się, że zamiast tego będę kiepskim adwokatem. Nie czułam, że jest to powołanie, przestraszyłam się wyścigu szczurów, wycofałam się. Moi znajomi zarabiają teraz krocie, są uznanymi autorytetami, a ja niedawno zwolniłam się ze znienawidzonej pracy i nie mam pomysłu na to, co ze sobą zrobić. Pytacie, czy nie żałuję? A i owszem. Jak cholera!

Data dodania: 2007-12-10

Wyświetleń: 5406

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Spojrzałam wstecz na moje życie.
Gdybym miała więcej odwagi, byłabym Kimś.
Mogłam zostać wziętym adwokatem, ale wystraszyłam się, że zamiast tego będę kiepskim adwokatem. Nie czułam, że jest to powołanie, przestraszyłam się wyścigu szczurów, wycofałam się. Moi znajomi zarabiają teraz krocie, są uznanymi autorytetami, a ja niedawno zwolniłam się ze znienawidzonej pracy i nie mam pomysłu na to, co ze sobą zrobić. Pytacie, czy nie żałuję? A i owszem. Jak cholera!
Żałuję, że nie jestem ustawiona, że ciągle borykam się z finansami, że nie mogę lekką ręką wydać 2.000 zł na zakupy. Żałuję, że nie mam domu z piękną działką i wypasionego samochodu. Ale nie cofnę 15 lat mojego życia. Nie da się. Mogę rzucać fakami, pluć sobie w twarz – za późno. Zresztą ten okres w moim życiu, kiedy obwiniałam się i zarzucałam skrajną głupotę już minął. Potem był czas, kiedy zarzucałam sobie tchórzostwo. Właściwie jeszcze w nim tkwię. Stąd tytuł felietonu oraz inspiracja do jego napisania.
Odkrywam w sobie pokłady strachu. Powoli zaczynam go oswajać. Nie oznacza to, że przestaję się bać. Skądże znowu. Boję się tak samo. Sęk w tym, że zaczęłam od obserwacji mojego stracha a skończyłam na zadzierzgnięciu z nim pewnej komitywy. Jeszcze jesteśmy na „Pan”, ale liczę, że w najbliższej przyszłości jakiś bruderszaft się trafi. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować klasykę filmową: „Myślę, że to początek pięknej przyjaźni” (Casablanca)
Podczas przyjacielskich rozmów z „Panem Strachem” przegadaliśmy ze sobą pewne sprawy i muszę wam powiedzieć, że doszłam do ciekawych wniosków. Po pierwsze mój nowy przyjaciel zadał mi pytanie, czy jestem zadowolona z tego, kim jestem. No, cóż.. nie mam do siebie większych zastrzeżeń. Przyparł mnie jednak do muru i zrobiliśmy małą wiwisekcję mojej osoby. Okazało się, że lubię siebie bardziej niż 15 lat temu. Ba, jestem zadowolona z tego, kim teraz jestem. No i to najgorsze: wyciągnął ze mnie, że wcale nie chcę być kimś innym oraz że jestem zadowolona z punktu, do którego doszłam. Jezusie Nazarejski, toż to jawna dywersja. Tak mnie podejść. I to niby przyjaciel. Ale na tym nie koniec. Mój ‘kochany’ strach domaga się bowiem uznania dla swoich starań, których efektem jest moje aktualne tu i teraz. Zaraz zaraz… Chwilunię. Ja muszę pomyśleć. Czy rzeczywiście jest to taka bajka? Przecież jeszcze przed chwilą byłam pełna autodestrukcyjnych tendencji. Muszę na spokojnie wszystko przeanalizować.
- No dobrze – powiedział Pan Strach. Rzućmy na to trochę światła - Czy jesteś zadowolona z tego, kim jesteś teraz?
Pan Strach nie ma formy, choć gdybym się postarała spreparowałabym mu jakąś postać. Byłby to stary dziad z szelmowskim błyskiem w oku.
- Tak, w gruncie rzeczy jestem zadowolona. Ale mogłabym być kimkolwiek innym i pewnie też byłabym zadowolona. Widać taka już moja natura. Optymistycznie podchodzę do życia i cieszę się z tego, co osiągnęłam.
- Właśnie. Ale przecież sama twierdziłaś przed chwilą, że nic nie osiągnęłaś. – Strach jakby przeszedł do mojego obozu.
- Na płaszczyźnie materialnej, rzeczywiście nie ma się czym chwalić, ale za to żyję świadomie. No i w sumie dobrze się dzieje w moim życiu. Mam męża, cudowną córeczkę, dom i kredyt, i psa. Zaczynam realizować swe marzenia zawodowe. Jeśli się uda, będę robiła to, co naprawdę lubię robić.
- Ho ho ho! To może powinnaś mi podziękować.
- Panie Strach, teraz to Pan raczy żartować.
- Nie sądzę. Spójrzmy na to z innej strony. Przed chwilą powiedziałaś, że jesteś pozytywnym człowiekiem, optymistycznie podchodzisz do życia i potrafisz się cieszyć z tego, co masz. Tak?
- To prawda, choć z tym cieszeniem się to bym nie przesadzała. Przecież rozmowa nasza wypłynęła na fali depresji.
- Ok. Załapałaś doła. To się przydarza każdemu. Jestem pewien, że Matka Terasa też łapała swoje doły. Ja mówię o czymś większym niż chwilowa niedyspozycja. Mówię, o postawie życiowej, jaką sobie wypracowałaś. Przypomnij sobie, jaka byłaś tych kilkanaście lat temu. Człowiek-deprecha o niskim poczuciu wartości. Za kogo ty się miałaś? Za najmniejszą cząstkę wszechświata. Najbardziej ci zależało na tym, żeby być niezauważoną. Tak? Czy pomyliłem cię z kimś innym?
- Nie da się ukryć, że nie wierzyłam w siebie. Od losu oczekiwałam co najwyżej kopniaka – Przypomniały mi się czasy, kiedy miałam siebie faktycznie za zero.
- Zgadza się – z radością skonstatował Pan Strach – Świat też cię miał za zero
- No, teraz to już przesadziłeś! – Wrzasnęłam ze złością. Nie będzie mnie tu publicznie obrażać. Konus jeden!
W odpowiedzi usłyszałam tylko gromki śmiech. Zaczęłam się zastanawiać, czy już oszalałam, czy może takie stany schizoidalne to jeszcze nie bilet na występ przed publicznością w białych fartuchach. Ale co mi tam. Tyle razy ze sobą gadałam, że jeden raz więcej wariata ze mnie nie zrobi.
- Beti, posłuchaj – Strach odezwał się dla odmiany poważnym tonem – Jesteś teraz wielkim człowiekiem i nie mam tu na myśli twoich gabarytów – z przekąsem uśmiechnął się pod wąsem (chyba pracuję w Gildii rymów częstochowskich) - Żyjesz świadomie, świadomie wybierasz, świadomie kreujesz swoje życie. Doskonałe pieniądze nie uczyniłyby z ciebie doskonałego człowieka.
- Ale pewnie nie przeszkodziłby, co? – Żachnęłam się
- Nie miałabyś czasu żeby podrapać się po dupie, nie mówiąc o rozmyślaniach nad swoim ego. Zbawienny kryzys egzystencjalny owszem, mógłby się trafić, ale dopiero wtedy, kiedy twoja pozycja byłaby ugruntowana, nie musiałabyś już walczyć o zapewnienie sobie określonego statusu
- Czyli pewnie jakoś teraz? – Rzuciłam ironicznie
- Tak! Teraz! Tylko weź pod rozwagę to, że ty już pracujesz nad sobą od lat, a gdybyś najpierw się skupiła na swoim otoczeniu, na zapewnieniu sobie finansowej stabilizacji twoje ego, twoja świadomość byłaby w chwili obecnej w powijakach.
- Dobra Strach. Masz mnie. Gdyby nie ty, byłabym dzianym kretynem – Nie mogłam powstrzymać sarkazmu. Obrażał moich przyjaciół, których bynajmniej nie posądzam o brak inteligencji
- Beti, tu nie chodzi o inteligencję – Strach najwyraźniej włamał się do moich myśli - Tu chodzi o twoją tożsamość, inteligencję emocjonalną, twoją ścieżkę duchową.
No, tego mi już było za dużo. Ścieżka duchowa! Gdybym chciała podążać ścieżką duchową poszłabym na księdza. Ja chciałam mieć fajne życie u boku fajnego mężczyzny, w fajnym samochodzie. Postanowiłam skończyć te dywagacje. Do niczego to nie prowadziło.
- Chyba się nie dogadamy
- Chyba się nie dogadamy – Jak echo odpowiedział Strach
- I wiesz, co? Jeszcze chcę ci coś powiedzieć: Kocham mojego męża.
- Niestety, do tego nie przyłożyłem ręki – Strach uśmiechnął się na odchodnym.
- A właśnie, że tak. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie w tamtym miejscu, w tamtym czasie. Dlatego, dziękuję.
Ale mówiłam już do ściany. Po Strachu nie było śladu. Mam podejrzenie, że tak jak diabeł boi się święconej wody, tak Strach alergicznie reaguje na miłość.
Gdybym miała więcej odwagi i była bardziej otwarta na stworzenie własnej wizji szczęścia zamiast kupować wizję sprzedawaną nam w promocji przez koncerny, to podziękowałabym mu za to, że jest. W końcu jest częścią mnie samego. A siebie szanuję i kocham. Uff.. myślałam, że nie dam rady tego napisać.
Rozmowa z moim strachem uzmysłowiła mi parę rzeczy, zobaczyłam też parę spraw w innym świetle. Dlatego obiecuję sobie nie ganić się za lenistwo, opieszałość i lęki. Obiecuję sobie nie oceniać siebie ani innych. Na to przyjdzie czas na stare lata. Kiedy już opadną wszelkie łuski i zostanie naga prawda o życiu. Dajmy sobie trochę czasu na to żeby powiedzieć: nie miałam racji, popełniłam błąd, kiepsko na tym wyszłam. Może okazać się, że wcale nie jest tak źle. A może nawet dobrze. A może bez tych doświadczeń nie doszlibyśmy teraz lub później do czegoś, z czego będziemy dumni, albo szczęśliwi? Za wcześnie na oceny. Teraz jest czas na miłość. Kochajmy siebie!
beti
PS
Pisząc ostatnią frazę czułam się jak stary hippis. Ale co mi tam.. Kocham was ludzie!
http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/

Licencja: Creative Commons
2 Ocena