Drogi Mistrzu Michale, Poszukiwaczu Prawdy
W chwili, w której zacząłeś zastanawiać się czy wydeptana przez miliony, wygodna i szeroka ścieżka przekonań, reguł i obyczajów, którą podążasz przez całe swoje dotychczasowe życie, trzymając się stada jak potulna owieczka, jest jedyną możliwą (i tą właściwą) drogą, postawiłeś stopę na nowym gruncie – ścieżce prowadzącej do poznania swojego mistrzostwa, swojej boskiej natury i pochodzenia. Jesteś więc Mistrzem, tyle, że jeszcze nie w pełni zrealizowanym. Jeśli będziesz nadal zgłębiał tajniki życia i boskości, odkryjesz wkrótce jak wielu ludzi wstąpiło przed Tobą na taką właśnie trudną, ale ekscytującą drogę poznania prawdy o nas samych i o Bogu. Dowiesz się także, że wielu z nich samotnie lub pod przewodnictwem i z pomocą innego Mistrza (zrealizowanego Mistrza) dotarło tą drogą do poznania Istoty Wszystkiego.
W swoim rozumowaniu poczyniłeś wiele daleko idących uproszczeń i w wielu kwestiach szczegółowych przyjąłeś błędne założenia. Np. kto powiedział Ci (skąd wiesz), że Jezus nie dokonał cudów?
Pominę tutaj jednak te szczegóły by skupić się na kwestiach zasadniczych.
To prawda, że warto wierzyć … bo wiara jest potrzebna – prowadzi do poznania i do wiedzy.
Prawdą jest także, że większość religii składa się z jakiegoś strzępka „prawdy zasadniczej”, który na przestrzeni wieków obudowany został setkami czy tysiącami zbytecznych dogmatów, reguł, nieprawdziwych historii, niepotrzebnych rytuałów, wyssanych z palca teorii … nie po to by wyeksponować i udostępnić ogółowi „wiernych” tę „zasadniczą prawdę”, a wręcz przeciwnie – po to by ją skrzętnie ukryć i dzięki temu zyskać władzę nad ludźmi, potężne wpływy i niewyobrażalny majątek.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze. Tak właśnie stało się z religią miłości głoszoną przez pierwszych Chrześcijan z Jezusem na czele. Rzymianie szybko zorientowali się, że nie warto jej zwalczać – lepiej ją wykorzystać do własnych celów. A potem to już samo poszło …
Na ten temat napisano tak wiele, że nie warto tego roztrząsać po raz kolejny. Nie to jest bowiem najistotniejsze.
W swoim rozważaniu, poświęciłeś sporo uwagi cudom, zatem i ja wrzucę jeszcze mały kamyczek do tego ogródka. Czy wiadomo Ci, że przeciętny człowiek wykorzystuje bodaj 10% potencjału swojego mózgu? Jak sądzisz, do czego ma służyć pozostałe 90%? Po co nas w nie (tj. w te pozostałe 90%) wyposażono?
Zapewniam Cię, że nie po to by zapełnić puste miejsce w czaszce.
Bóg rzeczywiście nie zajmuje się drobiazgami. On jest „tylko” i wyłącznie źródłem wszelkiego życia (w każdym możliwym sensie), mocy sprawczej i miłości. Jest też hojnym dawcą tejże mocy sprawczej i wolnej woli. Mówiąc wprost, jeśli nie potrzebujesz cudów (bo masz wszystko co Ci jest potrzebne do życia, albo tak Ci się wydaje – co jest domeną zasobnych społeczeństw) lub jeśli z innych przyczyn przestałeś wierzyć w cuda, to nie możesz ich doświadczyć bo taka jest Twoja wola, przekazana podświadomości za pomocą Twojego głębokiego i silnego przekonania, że cudów nie ma. Bóg Cię nie ocenia ani nie ogranicza, nawet jeśli chcesz sobie samemu wyrządzić krzywdę. On po prostu kocha i pozwala Ci doświadczyć wszystkiego, czego potrzebujesz aby poznać życie (cierpienie i radość, miłość i nienawiść, zachwyt i obrzydzenie, bogactwo i biedę, uwielbienie i poniżenie, …) a poprzez życie poznać Jego samego i zbliżyć się do Niego aż do całkowitego zjednoczenia włącznie.
W tym miejscu chciałbym zarekomendować Ci lekturę „Mojej baśni o uczynieniu istot, światów i stworzeń” (dostępnej na Artelis – Link Moja baśń poiniżej w stopce) lub jej nowej wersji („Nowa baśń o stworzeniu istot i światów”), której pierwsza część jest już dostępna na moim blogu (Link Nowa baśń). Możesz też sięgnąć po mój artykuł „Cudowne Istoty – Ludzie-Bogowie” (na Artelis – Link Cudowne Istoty), który traktuje o tym jak daleko sięga wolna wola ofiarowana Ci przez Stwórcę. To powinno wiele wyjaśnić (na początek).
Co do modlitwy w tradycyjnym (Chrześcijańskim) rozumieniu, to została ona tak skonstruowana, że cechuje się minimalną (by nie powiedzieć zerową) skutecznością. Czy sądzisz, że religijnym przywódcom byłoby na rękę gdyby każdy umiał sam „wyprosić” sobie wszystko czego potrzebuje? Czy przychodziłby wówczas do kościoła, meczetu, synagogi, … i dawał datki na tacę? Przecież stałby się wtedy bardziej samowystarczalny, a więc niezależny, świadomy swojej mocy i trudniejszy do opanowania (czytaj „zarządzania” lub „manipulowania”). Jeśli chcesz troszeczkę zgłębić ten temat (tj. skutecznej modlitwy) to przeczytaj mój artykuł pt. „Potęga podświadomości według Murphy’ego” (dostępny na np. Artelis – Link Potęga Podświadomości) i/lub samą książkę.
Co się tyczy mantr, śmiem twierdzić, że jesteś w błędzie. Czy wypróbowałeś którąś? Ja wypróbowałem i nadal je stosuję, bo przekonałem się, że niektóre z nich mają niezwykłą moc. Nie chcę na razie rozwijać tego tematu, ponieważ zamierzam go kiedyś opracować dokładniej w odrębnym artykule. Powiem tylko, że niektóre mantry to skondensowana mądrość i siła – wynik całych tysiącleci poświęconych przez wielkich Mistrzów na medytację.
Nie wiem, dlaczego inni nie chodzą do kościoła. Mogę jednak powiedzieć, dlaczego ja od dawna tam nie chodzę. Wiele lat temu przestałem chodzić do kościoła, bo:
- zbyt rzadko mówiło się tam o miłości;
- zbyt często Ci, którzy przyszli, zbierali cięgi za tych, którzy w tym czasie „zwiedzali” pierwsze supermarkety;
- forma przerosła tam treść;
- nie mówiono ludziom prawdy o nich samych w sposób prosty i zrozumiały;
- itd. itp.
Odnośnie śmierci i czasu, może zaciekawi Cię informacja, że najwięksi mędrcy Wschodu (ale nie tylko Oni) już wiele tysięcy lat temu, zaglądając w głąb własnej duszy doszli do wniosku (czy raczej doświadczyli prawdy), że zarówno czas jak i śmierć są iluzją, podobnie zresztą jak cały świat materialny. Są one wyłącznie manifestacją myśli i emocji na poziomie materii. Od pewnego czasu pracuję nad tym by to doświadczenie stało się także moim udziałem, ale nie jest to proste i łatwe zadanie. W nawiązaniu do tegoż wątku i jego naukowych aspektów, warto przeczytać artykuł pt. „Świadomość to nie mózg” (dostępny na Artelis - Link Świadomość to), którego autorem jest robertcb.
Nie wdając się w dalsze szczegóły, przejdę teraz do meritum. Zacząłem pisać ten list-artykuł, by powiedzieć Ci o sprawie najważniejszej:
Jezus był Synem Boga!
Był Nim, ponieważ był Człowiekiem.
Zauważ, że Jezus wprawdzie twierdził „Jestem Synem Jedynego Boga”, ale nigdy nie powiedział „Jestem jedynym Synem Boga”.
Jezus był jednym z Mistrzów, czyli ludzi, którzy na przestrzeni dziejów zyskali świadomość swojej boskości – uświadomili sobie swoje boskie pochodzenie i swoją nieograniczoną moc nadaną im przez Stwórcę.
Ty i ja oraz wszyscy inni ludzie żyjący na Ziemi też jesteśmy dziećmi (synami i córkami) Boga, jak Jezus!
Zapytasz może: To dlaczego nie mamy dostępu do naszej mocy i nie jesteśmy świadomi swojej boskiej natury?”
Tak, większość z nas nie ma ... – ale to już odrębna historia. Szukaj, a znajdziesz odpowiedź.
Namaste
Greg Ka
PS. Jeszcze drobna uwaga natury językowej. Jeżeli stwierdzasz „penis pasuje do …”, to jako nazwy organu żeńskiego powinieneś użyć np. słowa „wagina”. Słowo na „c”, którego użyłeś jest powszechnie uważane za wulgarne. Na szczęście ten i inne (pomniejsze) błędy można poprawić edytując już opublikowany artykuł.