15 lutego, czyli ostatni dzień 32 tygodnia ciąży. Jakieś 4 tygodnie temu dowiedziałam się, że jestem jednak cukrzycową ciężarówką. Ach... jak cudownie było wcześniej - mogłam jeść wszystko, na co miałam ochotę i w nieograniczonych ilościach.

Data dodania: 2011-02-19

Wyświetleń: 1299

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Ach... jak cudownie było wcześniej - mogłam jeść wszystko, na co miałam ochotę i w nieograniczonych ilościach - lody truskawkowe z ogórkiem kiszonym o północy (nie wiem czemu to tak śmieszyło mojego męża???) czy pizzę na śniadanie... łezka się kręci w oku na samo wspomnienie.

A potem 26 t.c. i test glukozy - nie wypadł najlepiej (178 przy normie 140) więc pani doktor kazała powtórzyć - tym razem 75 - bleeee... niby słodkie a paskudne jak diabli - i niestety 212 :(

Dostałam skierowanie do poradni diabetologicznej i pouczenie, że pewnie będzie dieta.

Oczywiście przed wizytą w poradni, na necie szukałam co sie z tą cukrzycą robi i jak z tym żyć. Naturalnie, artykułów jest bez liku - że w poradni dostanę glukometr i dietę a w ostateczności insulinę. I tyle. A gdzie jakieś konkrety?!

Tak więc ciężarówki drogie - jak to wygląda w praktyce?

Proszę bardzo - oto pamiętnik cukrzycowej ciężarówki :)

7.40 - pobudka - człowiek ma wolne a tu się nawet wyspać nie dadzą :(

Ale cóż zrobić, trzeba zrobić pomiary - moczu - czy nie ma w nim cukru i ciał ketonowych i poranna glikemia z moczem sprawa jest bardzo prosta - sikamy do jakiegoś pojemniczka - ja używam zwykłego na mocz, jaki się kupi w każdej aptece i po każdym użyciu go myję wodą z mydłem - zanurzamy w moczu specjalny paseczek i po 15 sekundach odczytujemy wynik na ciała ketonowe a po kolejnych 15 sekundach na cukier - a bardziej łopatologicznie - patrzymy czy kolory na paseczku zmieniają kolor czy nie - jak nie to wszystko OK potem czas na poranną glikemię - czyli ukłucie w palec, kropelka krwi do glukometra (a może do glukometru?) i odczytujemy wynik - dobry to na czczo poniżej 90.

Potem - w moim wypadku - czas na zastrzyk z insuliny - tu sprawa jest jeszcze prostsza - żadnych strzykawek ani nic tylko tak zwany PEN - zakładamy na niego malutką igiełkę, odmierzamy dawkę insuliny i zastrzyk w ramię - dziewczyny - nie panikujcie - zastrzyki z insuliny naprawdę nic nie bolą!!! Dużo gorzej jest z palcami - ja muszę mierzyć cukier 6 razy dziennie - palce mam jak sita i bolą jak diabli - wolałabym już to zamienić na insulinę - tego w ogóle nie czuć!

8:00 - czas na pierwsze śniadanie...

Licencja: Creative Commons
2 Ocena