To był mój pierwszy udział w Imagis Tour, wyścigu na dystansie 1008 km w konwencji non stop i limitem pokonania trasy do 72 h. Czy się udało? O tym poniżej...

Data dodania: 2010-12-04

Wyświetleń: 1915

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Jest piątek,11 sierpnia 2006 roku, godzina 8.oo.Za chwilę armatni wystrzał z portowego nabrzeża da sygnał do rozpoczęcia Imagis Tour ,drugiego ultra maratonu rowerowego Świnoujście – Ustrzyki Górne. To równo 1008 km!

Kto się na to decyduje? Czym kierują się uczestnicy maratonu?

Szczerze przyznam, iż na te i inne pytania niełatwo jest odpowiedzieć. Szczególnie zaś  przy założeniu, że chcielibyśmy w pełni zaspokoić ciekawość nie tylko własną , ile naszego otoczenia i osób postronnych, na co dzień nie związanych emocjonalnie z – trzeba to podkreślić – uprawiającymi dość ekstremalne hobby.

Tegoroczny , drugi z kolei  ultra maraton zgromadził na starcie 27 zawodników. Ubiegłoroczną edycję rozpoczęło 14 uczestników. Imprezie przybywa więc na popularności! Celem wyścigu jest m.in. zmierzenie się z odległością, zmęczeniem, poznanie reakcji organizmu na skrajny wysiłek. Dla każdego uczestnika w jakiejś mierze ważny jest oczywiście aspekt sportowy i – jak sądzę  - pofolgowanie małej próżności tkwiącej w każdym człowieku. Ambicja , rywalizacja od pokoleń towarzyszy nam będąc motorem rozwoju cywilizacyjnego i kulturowego .

Dla organizatora i głównego sponsora ważnym był aspekt marketingowy.

A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie / L. Staff /

Kika słów o zasadach ultra maratonu :

jest to wyścig jednoetapowy z 72-godzinnym limitem pokonania trasy. Start ma miejsce w Świnoujściu, meta znajduje się ponad 1.000 km dalej , w Ustrzykach Górnych w Bieszczadach. Ja sam, patrząc na mapę Polski , nawet teraz już po ukończeniu zmagań, nie mogę oprzeć się wrażeniu , że zmierzenie się z taką odległością mimo wszystko musi wiązać się z pewną dozą szaleństwa. Szaleństwa popartego jednak solidnymi przygotowaniami i pełną wiarą we własne umiejętności.

Trasa prowadziła przez Wolin, Płoty, Łobez, Drawsko Pomorskie., Kalisz, Wałcz, Piłę, Bydgoszcz, Toruń, Włocławek, Gostynin, Żyrardów, Radom, Ostrów Świętokrzyski, Rzeszów, Sanok. Co 50-60 km rozmieszczone były punkty kontrolne, na których odnotowywano i potwierdzano obecność kolarzy. Punkty kontrolne dawały też możliwość uzupełnienia wody w bidonach oraz zaopatrzenia się w kanapki ,batony ,owoce .

Na trasie przygotowane zostały dwa tzw. duże punkty kontrolne. Pierwszy na 313 kilometrze w okolicach Bydgoszczy oraz drugi przed Rzeszowem na 700 kilometrze. Punkty te gwarantowały kolarzom gorący posiłek , możliwość wzięcia prysznica i – dla chętnych – noclegu. Nie wszyscy z tej ostatniej propozycji korzystali !

Wypoczynek, jak wszystko kończy się zmęczeniem  / A. Dumas /

Przerwy w jeździe nie powodowały zatrzymania czasu .Zasada była prosta – czas pokonania trasy liczony jest od startu do przekroczenia linii mety!

Ubiegłoroczny zwycięzca pokonał dystans w czasie 39 h 30 min, ostatni z zawodników przekroczył linię mety po 68 godzinach.

Jak było w tym roku?

Po starcie wszyscy jedziemy razem. Rozpoczynamy spokojnie wykorzystując siłę peletonu. Tempo w granicach 35 km / h nie powala z nóg. Część z nas ma jednak świadomość tego , iż wszystko co najważniejsze dopiero przed nami. I na pewno w miarę szybko dojdzie do naturalnego podziału grupy. Część uczestników już na starcie założyła , iż celem będzie jedynie / ? /ukończenie maratonu. Dla części ważnym jest poprawienie ubiegłorocznych wyników. Dla niektórych wyzwaniem jest poprawienie  ubiegłorocznego rekordu trasy.

Rozgrzane mięśnie powodują, iż łatwiej jest zwiększyć tempo. I tak się dzieje. Dochodzi do pierwszych podziałów peletonu. Przed Łobzem czołówkę tworzy jedenastu kolarzy / w tym piszący ten tekst oraz Adam  z Drawska Pomorskiego / .

Pogoda jest wręcz wymarzona. Jest chłodno, lecz nie zimno. Nie pada…

Jak to nie pada ?

Przed Wałczem prawie oberwanie chmury! Leje jak z cebra. Wszyscy przemokliśmy do cna.Za Wałczem pokazało się słońce. Nie dalej jak za Piłą byliśmy wysuszeni, w butach jednak chlupotało.

Lepiej zużywać się niż rdzewieć / Diderot  /

Po pokonaniu ponad 300 km wjeżdżamy na pierwszy duży punkt kontrolny. Nie ma jeszcze godziny osiemnastej. Nadal nasza jedenastka tworzy czołówkę. Dotychczasowa średnia z jazdy to niewiele mniej od 33 km/h. Posilamy się, odświeżamy, zmieniamy ubiory na cieplejsze  / przed nami nocna jazda  / , sprawdzamy oświetlenie i po około godzinnej przerwie ruszamy dalej. Jeden z kolegów zdecydował się na dłuższy postój. Zamierza w dalszą drogę ruszyć nazajutrz po przespanej nocy.

Zaczyna się szarówka , przed Toruniem zapadają ciemności. Przed nami nocna jazda , zgodnie z podjętymi indywidualnie przed wyścigiem  i grupowo realizowanym założeniem, jazdę kontynuować będziemy non stop.

Jak na to zareagujemy? W moim i Adama przypadkach  nie mamy punktu odniesienia. Jest to nasz pierwszy tak długi dystans.

Póki co problemy związane z sennością , znużeniem czy chwilowymi słabościami nas nie dotyczą.

Toruń zostawiamy po lewej ręce, mijamy Włocławek, Gostynin , Sochaczew, Żyrardów …

Nie obywa się jednak  bez zdarzeń losowych. Guma , czyli przebicie dętki jest czymś przypisanym do kolarskiego hobby. Nasza dziesiątka doświadcza tego kilkakrotnie. Grupa solidarnie pomaga i czeka na pechowców. Dwóch z nas w niewielkich odstępach czasu po dwakroć doświadcza tego pecha.

Nas , kolarzy ,takie zdarzenie nie ekscytuje. Czym innym jest jednak coś prawie codziennego , lecz w zaistniałego w nietypowej porze! Jest grubo po północy, pomagając koledze dziesięciu kolarzy stojąc półkolem na poboczu drogi przyświeca pechowcowi umożliwiając mu zmianę dętki .Przejeżdżający kierowcy wręcz bezwiednie zwalniają  podekscytowani sytuacją. Niewiele widząc w ciemnościach na pewno są zaintrygowani.

Żartując zauważamy, iż bez problemu możemy być wzięci za egzorcystów …

Zbliżający się świt to dla nas moment przesilenia. Brak snu, zmęczenie i mimo wszystko monotonia powodują , iż walczymy z własnymi słabościami. Ucichły rozmowy. Przez Polskę snuje się smutny peleton ,głowy zwieszone, wzrok wtopiony w asfalt.

Wschodzące słońce budzi nas do życia. Zaczynamy kolejny dzień. Za kilka godzin zostawimy za sobą dobę jazdy.

Przed nami Radom. Za nami Radom. Przed nami Ostrowiec Świętokrzyski. Za nami Ostrowiec Świętokrzyski.

Wjeżdżamy na drugi duży punkt kontrolny. Do mety pozostało ok. 300 km .  Czterech z naszej dziesiątki decyduje się na dalszą jazdę po ok.30 – minutowej przerwie. Pozostała szóstka wraz ze mną i Adamem dokonuje gruntowniejszej toalety i ruszamy w godzinę po naszych kolegach.

Jak pokazał czas , był to w zasadzie ostatni podział naszej grupy. Czołowa czwórka powiększając przewagę dojechała do mety w 38 h 46 min. Nasza szóstka zjawiła się na mecie o g.1.19 z soboty na niedzielę, t.j. po 41 h i 19 minutach od startu.

Z trasy wycofało się 4 uczestników ,  w tym jeden z powodu doznanego urazu. Ostatni zawodnik przekroczył linię mety po 67 godzinach jazdy.

Druga edycja Imagis Tour za nami!

Było to niesamowite przeżycie i doświadczenie. Lepiej poznaliśmy siebie samych i kolegów.

Każdy z uczestników analizuje pokonane kilometry. Wszyscy cieszą się z pokonania trasy, jednak już teraz analizujemy błędy i niewykorzystane szanse. Robi to każdy z uczestników ultra maratonu .

Czas na regenerację i przygotowanie się do ostatniego maratonu z cyklu Pucharu Polski / połowa września, Świnoujście ,510 km / . 

Czy wystartuję w przyszłorocznym Imagisie ?

Czy wystartuje Adam ?

Jak sądzicie ?

Licencja: Creative Commons
0 Ocena