MARATON ROWEROWY DOOKOŁA POLSKI 2009
KRÓTKA HISTORIA DŁUGIEGO WYŚCIGU
Maraton Rowerowy Dookoła Polski ( MRDP ) to świeży rodzynek wśród najbardziej ekstremalnych wyzwań dla rowerowych zapaleńców. Trasa długości ponad 3.100 km wytyczona została możliwie najbliżej konturów granic naszego kraju. Konwencja NON STOP pokonania trasy plasuje wyścig wśród trzech najdłuższych maratonów rowerowych na świecie! Historię zainaugurował udany start dwóch kolarzy w 2005 roku. Kolejna próba trzech śmiałków w 2006 roku zakończyła się fiaskiem ( rezygnacje na trasie).
Od b.r. wyścig rozgrywany będzie co 4 lata.
DOJRZEWANIE POMYSŁU
Mam wielki apetyt na życie. Pasja kolarstwem trwa u mnie od 7 lat, w ciągu których pokonałem na rowerze prawie 100.000 km. Złożyły się na to treningi i starty w wyścigach, w tym trzykrotny udział w Imagis Tour – 1.008 km non stop ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych. Zdobyte doświadczenia i chęć doznania czegoś bardziej ekstremalnego zaowocowały decyzją wzięcia udziału w MRDP 2009, trzecim najdłuższym maratonie rowerowym na świecie.
JUŻ ZA DZIEŃ, JUŻ ZA CHWILĘ…
Najważniejszy w każdym działaniu jest początek - Platon
Start na Rozewiu wyznaczony został na 19 września g. 12:00. Trasa wytyczona wzdłuż granic Polski pokonywana będzie zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Limit pokonania trasy wynosi 10 dni. Zgłosiło się 9 zawodników – wszyscy z Polski. Za wcześnie jeszcze na udział obcokrajowców: impreza dopiero raczkuje, niezbędnym byłoby szerokie otwarcie się sponsorów i oprawy medialnej. Póki co przecieramy szlaki!
Nie ma dziennego limitu kilometrów do pokonania, nie ma określonych etapów, nie ma punktów żywieniowych, nie ma sędziów na trasie… jest samotność długodystansowca i chęć podjęcia wyzwania.
Zawodnicy sami decydować będą o tym gdzie i kiedy zdecydować się na odpoczynek, posiłek, sen. Narzuconymi rygorami są poruszanie się po wyznaczonej trasie ( zawodnicy otrzymali mapy), przesłanie SMS-owych meldunków po osiągnięciu punktów kontrolnych ( co ok. 100 km), 10-io dniowy limit pokonania dystansu.
ETAP PIERWSZY – sobota/niedziela
Podróżować to żyć – Hans Christian Andersen
19 wrzesień 2009, g. 12:00 – w piękne, słoneczne , sobotnie południe ruszamy wspólnie całą dziewiątką kierując się na Gdańsk, prom w Mikoszewie, kolejny w Kępinach Wielkich, dalej na Frombork, Braniewo, Bartoszyce, Kętrzyn… Wcześniej w okolicach Elbląga dochodzi do pierwszego podziału grupy. Krótkie, choć dość sztywne podjazdy weryfikują umiejętności kolarzy. Znajduję się w czołowej czwórce nie oszczędzając się na zmianach.
Gnany świeżością i zapasem sił dojeżdżam do Węgorzewa. Jest godzina 01:30 w nocy, pokonałem ponad 340 km. Decyduję się na pierwszy odpoczynek z noclegiem wykorzystując towarzyszący mi samochód techniczny.
Do Węgorzewa dojechałem sam, pozostawiając trójkę kolegów kilkadziesiąt km wcześniej. Czy pojadą dziś dalej?
ETAP DRUGI – niedziela/poniedziałek
O przyszłości należy myśleć, lecz nie trzeba się o nią martwić – Mikołaj Gogol
Pobudka o 06:30 nie jest łatwą w zimny niedzielny poranek i takim samym blaszanym wnętrzu towarzyszącego mi busa. Po namiastce toalety, śniadaniu i zapakowaniu prowiantu, odżywek na pierwsze 100-150 km wyruszam o g. 07:30. Póżno!
Samochód dając komfort bezpieczeństwa w razie sytuacji kryzysowych, jest też złodziejem czasu.
W miarę upływu kolejnych godzin robi się coraz cieplej. Słońce wznosząc się do góry uprzyjemnia samotną jazdę po wcześniej nie znanych mi terenach. Trasa wiedzie różnej jakości asfaltami, zdarzają się też odcinki bruku. Jazda po nich rowerem szosowym nie jest przyjemna powodując zmniejszenie tempa . Kolejny nocleg wypada mi w Hajnówce po przejechaniu 370 km. Kładę się ok. g.00:30 mając za sobą 710 km.
ETAP TRZECI – poniedziałek
Optymizm ma to do siebie, że mu się udaje lub mu się nie udaje: pesymizmowi nie udaje się nigdy – Adolf Jończyk
Budzik odzywa się o 06:00 przerywając błogi sen. Optymizmem napawa kolejny słoneczny dzień i rosnąca z godziny na godzinę temperatura. Przygotowany przez towarzyszącą mi ekipę posiłek znika błyskawicznie i o 06:45 rozpoczynam pokonywanie kolejnych kilometrów. Oprócz standardowego pożywienia zaopatrzony jestem w batony i żele energetyczne oraz węglowodany w proszku. Wyposażenie apteczne stanowią m.in. maści rozgrzewające, maści p/bólowe ( głównie na stawy ), magnez, witaminy, glukozamina.
Raz po raz sięgam po bidon z napojem węglowodanowym, robię to systematycznie bez względu na odczuwaną lub nie potrzebę uzupełnienia płynów.
Po pokonaniu 320 km o g. 22:00 jestem w Hrubieszowie, gdzie zamierzam wcześniej skorzystać z odpoczynku mając w planie przejechać kolejną noc bez snu.
ETAP CZWARTY – wtorek/środa
Można równie dobrze śnić nie śpiąc, jak spać nie śniąc – George Ch. Lichtenberg
Wyruszam o 07:00 mając w planie przejechać bieżący dzień, noc i kolejny dzień. Malownicze okolice Hrubieszowa odsłaniają przepiękne widoki dając przedsmak czekających mnie wrażeń w Bieszczadach i dalej w górach. Od Ustrzyk Dolnych po Górne trasa wiedzie po znanych mi drogach z Imagis Tour. Czuję się tu jak u siebie, odżywają sentymentalne wspomnienia… .
Bieszczadzki Park Narodowy kryje w sobie rysie i niedżwiedzie. Przestrzegano mnie przed nimi przed nocną jazdą. Obyło się bez bliskich spotkań „trzeciego stopnia’. Dała się jednak we znaki nisko leżąca mgła, duża wilgotność i niska temperatura. Przeszkadzała senność, deprymował brak osiedli ludzkich na wielu dziesiątkach kilometrów. Grozy dodawały odgłosy zwierząt z leśnych ostępów.
O g. 22:00 w środę osiągnąłem Czarny Dunajec. Od Hrubieszowa to ponad 600 km jazdy w górach.
ETAP PIĄTY – czwartek
Nie ludzie nami rządzą, lecz własne słabości – Aleksander Fredro
Wyruszając w dalszą drogę o g. 07:00 nie przypuszczałem, że już o 21:00 zmuszony będę do wcześniejszego zakończenia jazdy. Pierwsze górskie kilometry ( Żywiec, Milówka, Istebna, Wisła) nie wskazywały na nic niepokojącego. Od południa jednak pojawiły się dolegliwości żołądkowe uniemożliwiając jazdę dotychczasowym tempem. Po przejechaniu zaledwie 220 km zmuszony byłem do wcześniejszego położenia się spać w Raciborzu.
Może dłuższy sen przyniesie ukojenie?
ETAP SZÓSTY – piątek/sobota
To nie droga jest zła, to wędrowiec się myli – Gao Xingijan
Nie czuję się najlepiej, wyruszam dopiero o g. 08:00 po bardzo delikatnym śniadaniu. Czuję brak mocy, jestem jak wyżęty z energii, siły i chęci. Rozkręcam się powoli kierując się na Prudnik, Lądek Zdrój, Zieleniec, Kudowę Zdrój. „Jest lepiej, choć nie najgorzej jest ‘ – taki jest mój stan. Pomiędzy Kudową a Radkowem ( jest już głęboka noc) przebiega mi przez drogę kilka dzików. Zajęte sobą – ja im też nie wróg – zniknęły w leśnych odmętach.
Dziś przejechałem nieco ponad 300 km i o g. 02:30 kładę się spać – jestem w Głuszycy.
ETAP SIÓDMY – sobota/niedziela
Ludzie wierzą, że aby osiągnąć sukces trzeba wstawać rano. Otóż nie – trzeba wstawać w dobrym humorze – Marcel Achard
Pobudka o 07:00, startuję o 08:00. Za mną prawie 2.200 km, do mety pozostał niecały 1.000! Świadomość tego wyzwala dodatkowe pokłady energii. Za Jelenią Górą skończą się góry – to także dodaje optymizmu i uskrzydla!
W okolicach Jeleniej Góry odbywa się wyścig kolarski. Dla jego uczestników to tylko kilka godzin siedzenia na siodełku…
Jazda przy niemieckiej granicy jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Spodziewałem się dobrej i bardzo dobrej jakości nawierzchni, a zdarzały się długie odcinki starego bruku spowalniając tempo jazdy.
Niemniej jednak przejechawszy ponad 300 km o g. 03:00 położyłem się spać w Gubinie.
ETAP ÓSMY – niedziela/poniedziałek
Nie otrzymujemy krótkiego życia, lecz je takim czynimy. Nie brakuje nam czasu, lecz trwonimy go - Seneka
Coraz bliższa meta nie pozwala na błogie lenistwo. Budzik dzwoni o 07:00, na rowerze jestem już o 07:30. Ostatnia już przeprawa promowa w Połęcku, dalej podążam na Kostrzyń, Mieszkowice, Cedynię, Gryfino. Szczecin wita mnie zapadającą nocą. Jadę dalej przez Goleniów, Międzyzdroje aż do Trzebiatowa. jest g. 04:30 w poniedziałek rano, zaczyna świtać. Jednak kładę się na kilka godzin, zasypiałem jadąc na rowerze. Ten etap to tym razem przejechane 386 km.
Do mety pozostało jedynie ok.275 km!
ETAP DZIEWIĄTY – poniedziałek
Nie wiem, co jest kluczem do sukcesu, ale kluczem do klęski jest chcieć zadowolić wszystkich – Bill Cosby
To już tak niewiele!
Dwie godziny snu, obfite śniadanie i o g. 07:30 ruszam do ostatniego etapu kończącego MRDP 2009. Wiatr wiejący w plecy bardzo pomaga, na liczniku 40 km/h pojawia się często i na dłużej. Kołobrzeg, Mielno, Darłowo, Ustka to kolejno mijane miejscowości.
Dotychczasowy brak opadów z nawiązką „rekompensuje” mi odcinek od Ustki aż do mety – ulewne opady i porywisty wiatr nie odpuszczają nawet na moment.
Koniec wyścigu, jest meta osiągnięta o g. 20:43!
Ta sama latarnia morska pożegnana 19 września o g. 12:00 wita mnie póżnym wieczorem po 9 dniach 8 h i 43 min i przejechaniu prawie 3.180 km.
Z 9 uczestników wyścig ukończyło jedynie 5. Zająłem miejsce 3-4 wspólnie z kolegą znanym z Imagis Tour i Pucharu Polski w kolarskich maratonach szosowych.
Czas na regenerację organizmu , przegląd sprzętu który nie zawiódł, usystematyzowanie wspomnień, zdjęć.
Co dalej? Tak, zadaję sobie takie pytanie… .