Bardziej skrajne wersje teorii mówią wręcz o konieczności słuchania Mozarta podczas ciąży, co ma sprawić, że nowonarodzone dziecko będzie geniuszem, a przynajmniej niebywałym bystrzakiem. Teoria efektu Mozarta ma już ponad 30 lat, zapewne już tysiące troskliwych mam kupowało płyty klasyków wiedeńskich, aby ich pociechy miały wyższe IQ, niż średnia ogólnopolska. Należy jednak zastanowić się, czy efekt Mozarta naprawdę działa, czy może jest szeroko rozpowszechnionym faktoidem, takim jak istnienie czarnej wołgi, czy prawdziwość reguły pięciu sekund.
W oryginale badanie było przeprowadzane nie na małych dzieciach, ale na studentach. Badanych studentów podzielono na trzy grupy. Jednej z nich puszczano muzykę relaksacyjną, drugiej sonatę Mozarta D-dur na dwa fortepiany, a ostatniej postanowiono oszczędzić bębenków w uszach i nie puszczano niczego. Wszystkim z nich nakazano później rozwiązać standardowy test na inteligencję Stanforda-Bineta. Okazało się, że grupa "mozartowska" wypadła o osiem punktów lepiej, niż dwie pozostałe. Eksperyment został opisany w poniekąd całkiem prestiżowym magazynie Nature, autor artykułu postawił dość odważną tezę - słuchanie Mozarta pozwala zwiększyć iloraz inteligencji. Informacja obiegła świat, telewizja dodała swoje trzy grosze na temat cudownego wpływu Mozarta na maluchy i w okamgnieniu w hipermarketach obok stoisk z pieluchami i smoczkami pojawiły się płyty z muzyką klasyczną.
Wiele osób zafascynowanych efektem Mozarta nie zwróciło w ogóle uwagi, że eksperyment był przeprowadzony na wąskiej grupie, bo tylko na kilkuset studentach. Później próbowano go powtórzyć na innych uczelniach i nie zaobserwowano żadnej różnicy między wynikami testów IQ osób słuchających wcześniej Mozarta, a na przykład słuchających czołówki z Ulicy Sezamkowej. W gazetach pisano co prawda kolejne rewelacje, jakoby krowy, którym pomysłowy farmer puścił muzykę klasyczną, dawały więcej mleka, ale nikt z ludzi nauki nie przyjął tego na poważnie. Mit efektu Mozarta ma się jednak nadal dobrze i wiele młodych mam opowiada sobie historie, jakoby kilkadziesiąt złotych wydanych na płytę z sonatami Wolfganga Amadeusza było świetną inwestycją, niemalże przepustką ich pociech do Mensy. Samemu odnoszę się sceptycznie do wszelkich teorii mówiących o wpływie muzyki na IQ, ale muszę przyznać, że puszczanie dziecku Mozarta może korzystnie wpłynąć na jego przyszły gust muzyczny.