Autor posługuje się prostym, ale nie prostackim stylem, który pozwala płynąć czytelnikowi wraz z opowiadaną historią, a wszelkie komediowe chwyty oparte na języku wprowadzane są tu zgrabnie i bez jakiegokolwiek zgrzytu. Moore podczas rozkładania akcentów humorystycznych stosuje zgoła inną strategię niż na przykład Terry Pratchett. Gdyby powieści z cyklu „Świat dysku” przyrównać do rozpalonego do białości żelaza, to biorąc dla przykładu wcześniejszą powieść Moore'a: Heroizm dla początkujących będzie zaledwie żarzącą się lekko sztabką. Mówiąc prościej – autor nie pruje do czytelnika żartami z częstotliwością karabinu maszynowego. To umiarkowanie okazuje się być cnotą – dowcipy mają jak wybrzmieć, nie ginąc pod lawiną kolejnych prób rozbawienia odbiorcy.
Niedobry Królewicz Karolek zapowiada się na kolejną świetną parodię gatunku fantasy, która takowych doczekała się już wiele, nie wszystkie były jednak udane. Fantastyka ma to do siebie, że pochłania do reszty bądź odrzuca na kilometr, pytaniem jest: jaka będzie dla Ciebie?
Aby przybliżyć treść książki zamieszczam tekst okładkowy:
Są rycerze, zamki i królewna. Ale coś tu nie gra. Królewicz przyjeżdża na ratunek w modnej kurtce, leśni rozbójnicy rozmawiają o nagrodach, które można zwykle wygrać w telewizyjnych konkursach… Spiskowcy tymczasem przygotowują chytry plan. Chcą posadzić na tronie króla tyrana, a potem zarobić na jego obaleniu. Problem w tym, że przyszły tyran ma serce miękkie jak gołąbek. Ale najbardziej na zamieszaniu wywołanym przez buntowników skorzysta markiz de Zadek. Bo choć każdemu coś mówiło jego nazwisko, siedział zapomniany w zamkowym lochu. O nas, czytających „Karolka” nikt nie zapomni. Będziemy o swoim istnieniu skutecznie przypominać chichotaniem – z każdą stroną coraz głośniejszym.