Za oknem śmiało poczyna sobie wiosna dzielnie zmagając się z pozostałościami po srogiej tegorocznej zimyie Seledynowa mgiełka powoli otula nagie gałęzie. Temperatura pnie się z wolna po słupkach termometrów budząc delikatnie tęsknotę za słońcem i zwiewnymi sukienkami. Romantyczne, eklektyczne jeszcze nieco przedwiośnie. Nie zdążymy się obejrzeć, a za kilka chwil minie wraz z cieplejszym powiewem lata.
I to marzenie lata właśnie budzi się w jasnych promieniach wiosennego słońca, wyziera zza ciężkich jeszcze od resztek śniegu chmur, całkiem jawnie krzyczy z witryn sklepowych paradując otwarcie na całkiem letnich już wystawach. Pamiętni mroźnych poranków pocimy się w zimowych płaszczach i tęsknimy za nagrzanym piaskiem plaży, zielonymi liśćmi i nawet bzyczenie komara nie jest zniechęcającą wizją. Rozświergotana przyroda zaczyna stawać się synonimem wolności, wakacyjnej beztroski. Nad jeszcze szarym tłumem przechodniów unoszą się już bladotęczowe opary projektów letniego wypoczynku. Coraz częściej zawieszamy oko na reklamach w intensywnych, soczystych kolorach, wertujemy przewodniki i foldery, analizujemy stan konta. Wiosenne porządki kończą się na odkurzeniu słomkowego kapelusza i nostalgicznym głaskaniu wysłużonego plecaka. Znarowione myśli coraz częściej uciekają w nagrzane igliwie i stosy wilgotnych jeszcze muszli, jakby wiosna uwalniając od okowów futrzanych kołnierzy zezwalała jednocześnie na niczym nieskrępowaną, iście urlopową swobodę.
Oferty biur podróży kuszą szerokim wachlarzem możliwości, od sybarytycznego plażowania po zjazdy linowe. Dobry humor trzeba zabrać ze sobą, wszystko inne znajdziemy w pakiecie. Poza czasem na nudę, ale tej nawet w domu nie warto szczególnie hołubić, co dopiero na wakacjach. Nikt niczego nie narzuca, jeśli nieszczególnie cieszy nas bieszczadzka żmija, czy bałtyckie meduzy, zawsze możemy pozmagać się z fauną takiej Hiszpanii, czy "popolować" z aparatem na jeżozwierza we Włoszech. W euforycznym, wiosennym nastroju baczniej przyglądamy się wszelkim turystycznym atrakcjom, świadomi faktu, że wyborem dokonanym teraz będziemy grzać marznące w marcowym garncu myśli aż do wybuchu prawdziwego lata, a i czasu na przygotowania będzie relatywnie więcej.
Niedawny Dzień Wagarowicza to pierwszy sygnał do mentalnego szturmu na malkontentne myślenie. Siedzenie w szkolnej ławce przestaje męczyć, nie czuć jeszcze zniecierpliwienia towarzyszącego ostatnim dniom roku szkolnego, na razie po żyłach rozpływa się kojące ciepło świadomości, że oto zbliża się lato. Do chłonących wiedzę głów z wolna napływają wspomnienia szalonych obozowych eskapad, albo czarowne wizje przyszłych kolonijnych atrakcji. Dostępne oferty pobudzają apetyt na wakacyjną przygodę zadowalając najwybredniejsze gusta i stając się wykwintną ucztą dla spragnionych zabawy młodzieńczych myśli. Mając w opcji grzanie krzesła przy komputerze, rodzinny urlop u cioci Krysi pod gruszą z widokiem na malowniczą kupkę nawozu, albo brawurowe szaleństwo w gronie równie zwariowanych nastolatków bez nieustannej, irytującej kurateli dorosłych - wybór staje się banalnie prosty i jakże pokrzepiający.
Z perspektywy przyszłych wakacji wiosna traci swój wątpliwy urok zabłoconych alejek,ochrowych resztek wygniecionej trawy i uporczywej mżawki, a nabiera czaru oczekiwania na letnią przyjemność, co jak wiadomo samo w sobie jest już niewątpliwą przyjemnością. Każdy kolejny dzień obowiązków przestaje być nużącym, przekształcając się w kolejną zerwaną w kalendarzu kartę zwiastującą nadejście upragnionego wyjazdu.