Co by mogło być, ale się nie stało

Data dodania: 2009-04-01

Wyświetleń: 2752

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Jak powiedziała pewna moja mądra znajoma: istnieją dwa rodzaje sztuki…ta wynikająca z inspiracji oraz ta tworzona w akcie desperacji. W przypadku Janis Joplin można mówić przede wszystkim o tej drugiej, co w dużej mierze wynikało z uwarunkowań czasów, w których tworzyła.

Nienasycone lata 60.


Niekiedy patrzymy w lustro i myślimy sobie: ach… mieć te kilka tysiączków na operację, żeby zmienić to czy tamto…W niemal każdej z nas istnieje potrzeba zmiany czegoś w swoim wyglądzie. Ale przecież żadna z nas nie dostała mało zaszczytnego tytułu najbrzydszego chłopaka w liceum. Janis Joplin wygrała w takim konkursie. Była brzydulą, której fenomen wstrząsnął tradycyjnym postrzeganiem wizerunku kobiety. Zawsze nosiła spodnie, co było w latach 50. jeszcze szokujące. Była niepokornym beatnikiem, esencją natury hipi. W liceum nosiła się jak chłopak i zadawała głównie z chłopakami. Miała pryszcze i lekką nadwagę. Nie należała do pięknych słodkich idiotek. Duch tych czasów afirmował wyzwolenie i wszystko co nonkonformistyczne, czasami anarchistyczne. Janis uosabiała te wartości. Na scenie była czystą energią. „Miotała się w obłędnym scherzo bioder, nóg, włosów i barw”. Także poza sceną była „niepowstrzymana, porywcza, zmienna jak kalejdoskop; rejestrująca najdrobniejsze emocje niczym nadczuły encefalogram (…) robiła wokół siebie hałas, nawet kiedy milczała” Była żywym wcieleniem wybornego LSD – pełna erotyzmu, swobody, wizji odrealnionego świata i…wykrzywionego obrazu rzeczywistości, przelewającej się w dołującej desperacji i różnego rodzaju kompleksach. Bo świat, który był przez to pokolenie upragniony, wyśniony w idealnym Imagine nie mógł się spełnić inaczej jak w paroksyzmie śmiertelnych narkotycznych „zejść”. To charakterystyczne dla wszelkich utopii działanie, zniszczyło wielkie talenty – m.in. w odstępie kilkunastu dni Hendrixa i Joplin, obydwojga 27-letnich.

Inspiracje Janis

To co czytamy, czym karmimy swój głód sztuki i wiedzy, w sporej mierze świadczy o naszych potrzebach i niemało mówi o naszej naturze. Joplin miała paru idoli, którzy ją inspirowali. Ich dobór mówił o ogromnym apetycie na życie. Był to apetyt iście bulimiczny. Janis kochała obscenę, drugs, seks i rock`n`roll. Uwielbiała imponować, być zauważana. Wizerunkiem, stylizowanym na jej ukochaną Bessie Smith, prowokowała i rekompensowała swoje pełne upokorzeń dzieciństwo i okres dorastania. Kiedy stała się sławna, jak wielu artystów stworzyła artystyczną kreację, która kontrastowała z dziewczyną w niej w istocie wrażliwą. Pearl mieniąca się wszystkimi barwami; niczym pstra papuga, obwieszona koralikami, z szopą potarganych włosów, przyozdobionych piórami i z boa, zdobiącym (szpecącym) chude ramiona, była przeciwstawieństwem Janis – pragnącej miłości, jak niemal każda kobieta łaknącej ciepła i stworzenia domu, spokojnej przystani. Pearl i Janis – dwa imiona, wskazujące na chroniczne rozdwojenie jaźni, wynikające z intensywnego ćpania. Poza Bessie, której Janis ufundowała nawet nagrobek, piosenkarka podziwiała i naśladowała także innych przedstawicieli glam rocka – uwielbiała Little Richarda, lubiła Tinę Turner. Bez wątpienia imponował jej w ich twórczości scenicznej przepych, splendor, kiczowaty wizerunek zblazowanych artystów, trzeba przyznać, że niezwykle energetycznych.
Ważna dla niej była także wielka diwa tamtego pokolenia: Odetta Holmes – niespotykana indywidualność artystyczna, o przepięknym głosie, mądra, jednym słowem: olbrzymka.
Janis nie rozstawała się też z biografią Billie Holiday, artystki która stanowiła dla niej ważną inspirację. Lady Day używała swojego głosu w służbie swingowego jazzu. Odbiór jej fenomenalnego wokalu bardzo przydał się Janis; poszerzył jej muzyczne fascynacje, wniósł do nich nieco wyrafinowania i chęci osiągnięcia kunsztu. Na jej koncepcję śpiewania miał duży wpływ także Otis Redding, który zrewolucjonizował soul.
Jakie książki czytała Janis Joplin? Niewyszukane i także bardzo a propos szalonych czasów, w których przyszło jej żyć. Były to więc, obok wspomnianej biografii Billie, popularna wówczas powieść Jacka Kerouac "On the Road" (Na drodze), a także bardzo kontrowersyjny "Naked Lunch" (Nagi Lunch) Williama Burroughs. Obydwie kładły nacisk na to co Janis ukochała: na swobodę odkrywania świata i człowieka, nie uznającą kompromisów, posuniętą do granic dobrego smaku, urzeczoną wszystkim co teraz wydaje nam się turpistyczne i kiczowate.

Niewolnica kompleksów

Uznałam, że Janis tworzyła w akcie desperacji, ponieważ mimo zapewnień jej przyjaciół, którzy w wielu wypowiedziach podkreślają jej ukochanie życia (por. Ellis Amburn "Perła. Obsesje i namiętności Janis Joplin": "Dla Janis Bóg i seks, duchowość oraz wolność i przyjemność - to była niepodzielna treść życia. (...) Kochała życie i miała wewnętrzne przekonanie, że jeśli coś sprawia przyjemność, to należy to robić") kiedy teraz na nią patrzę w wywiadach, jakie pozostały czy czytam o niej, z małych dygresji i między słowami, odnajduję zagubioną dziewczynkę, brzydulę, która przez całe swoje życie nie mogła osiągnąć emocjonalnej stabilizacji. Nie mogła, bo nie chciała. Musiałaby wówczas przystać na to, że nie jest kobietą uznawaną obiektywnie piękną, pełną uśmiechu i seksapilu. Musiałaby pogodzić się ze swymi błędami, z tym że mnóstwo zachowań kopiuje, bo nie wierzy w swój potencjał. Wyobrażam sobie, jaka mogłaby się stać po przejściu tej granicy i po osiągnięciu pełnej akceptacji dla samej siebie. Mogłaby być geniuszem artystycznym (przed odkryciem talentu wokalnego Janis malowała i wychodziło jej to, według licznych relacji, bardzo udanie. W szkole ponadpodstawowej pisała też sztuki. Jej psychoterapeuta doktor Ed Rothschild parę miesięcy przed śmiercią stwierdził, że intelektualnie balansowała na granicy geniuszu) Wyobraźcie sobie Janis Joplin spotęgowaną o to wewnętrzne światło ufności. Mogła być boginią, primadonną wszechczasów, a stała się tylko hipiską o niezwykłym głosie. Mogła być szczęśliwą, spełnioną kobietą, tymczasem była niewolnicą poszukiwań szczęścia w seksie, narkotykach, pieniądzach i sławie.

Myślę że świetnym odzwierciedleniem jej problemu utknięcia w pewnym martwym punkcie z okresu dorastania, była wizyta w rodzinnym Port Arthur, w Teksasie, gdzie jako dziewczynka została skazana na ostracyzm, z którym wówczas nie potrafiła walczyć. Powróciła z żałosnym pióropuszem na głowie, roztaczając wokół blichtr światowej sławy. Na nagraniu z tej wizyty (można je łatwo znaleźć na youtubie pośród wywiadów z Joplin) wyraźnie widać, że stała się znowu tą małą, bezradną dziewczynką, pozującą tylko na silną i wyzwoloną. Udaje swobodną, ale co jakiś czas zamyśla się, można odnieść wrażenie, że lada moment wybuchnie płaczem, ale zamiast tego następuje wybuch nienaturalnego chichotu. To Pearl, z której próbuje wydostać się prawdziwa Janis, obawiająca się jednak jak tą prawdziwą przyjmie głupio śmiejący się tłum.

Cytaty zawarte w artykule pochodzą z książki Myra Friedman "Janis Joplin. Żywcem pogrzebana", przeł. Anna Kołyszko, W.A.B., Warszawa. Tekst autorstwa Katarzyny Ośka, dla superja.pl.
Licencja: Creative Commons
0 Ocena