Czytelnicy zwrócili mi uwagę na kwestię bogactwa i moralności.
Początkowo chciałem odpisać, że bogactwo tak samo jak i bieda nie mają, jako pojęcia, żadnych konotacji etycznych czyli są moralnie obojętne.
Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że jednak tak nie jest.
Dla pełniejszego obrazu sięgnąłem po słownik wyrazów bliskoznacznych i wpisałem hasło bogactwo.
Z wyników jakie otrzymałem tylko jedno hasło miało pejoratywny charakter, określenie to brzmiało "złoty cielec". Dość oczywiste biblijne skojarzenie wg. którego można określić bogactwo czy pieniądz jako obiekt bałwochwalczego kultu jest tu jedynym jednoznacznie negatywnym znaczeniem bogactwa.
Jak już napisałem w poprzednim moim artykule, powołując się zresztą na Wallace D. Wattlesa nie ma bardziej godnej pożałowania istoty niż człowiek skupiający się tylko na zdobywaniu pieniędzy.
Inne określenia ze słownika są już jednoznacznie pozytywne, pozwolę tu sobie przytoczyć te które mi najbardziej odpowiadają: dostatek, bujność, różnorodność.
Dokonując pewnej manipulacji i podstawiając za słowo bogactwo jego synonim, celowo przeze mnie wcześniej pominięty, czyli "dobrobyt" uzyskamy trochę inne spojrzenie na całą sprawę.
Wszak życie w dobrobycie obiecuje nam niemal każda ideologia i ludzie w imię takiego celu są gotowi poświęcać swoje a jeszcze chętniej cudze życie.
Dla kontrastu pojęcie biedy choć jest dość często usprawiedliwiane przez takie stwierdzenia jak "biedny bo uczciwy", czy piosenki takie jak "Uczciwa bieda" Jacka Skubikowskiego, nie jest samo w sobie niczym pozytywnym.
Warto w tym miejscu zauważyć, że wiele organizacji międzynarodowych walczy z biedą a jeszcze nikt nigdy nie walczył z bogactwem.
Owszem walczono z bogatymi, wyzyskiwaczami, nierównością społeczną ale efektem tej walki było tak naprawdę przemieszczenie bogactwa z jednych rąk do drugich.
Jako naród jesteśmy wystarczająco doświadczeni przez system promujący równość
więc powinniśmy mieć świadomość jakie są efekty "walki z bogactwem".
Myślę, że spotkałbym się w tym miejscu z zarzutem, że promuję kapitalizm. Mogę odpowiedzieć na to w ten sposób - jestem za każdym systemem który będzie premiował ludzką aktywność z tego względu, że tylko wtedy najbardziej aktywni będą osiągać sukcesy, ich przykład może pociągnąć tych biernych i wahających się a pieniądze przeznaczone na pomoc społeczną będzie można poświęcić na aktywowanie tych najbardziej bezradnych lub pokrzywdzonych przez los.
Może jest to mit i utopia ale nasze życie składa się z mitów i uważam, że lepiej zastępować mity które nas ograniczają, takimi które są w stanie skierować nas na ścieżkę rozwoju.
Ktoś w tym miejscu powie, że przecież pieniądze nie leżą w skarpecie i by samemu się wzbogacić trzeba komuś innemu zabrać. Jest to dość charakterystyczne stwierdzenie dla osób wierzących, że ilość zasobów pieniężnych świata jest ograniczona. Nie jest tak gdyż, jak to rewelacyjnie wyjaśnia Ben Sweetland w "Bogać się kiedy śpisz" , pieniądze są tylko i wyłącznie symbolem a jedyną wartością za którą płacimy jest ludzka praca.
Wyjaśnię to na przykładzie ślubnej obrączki - wydaje się, że kupując obrączkę płacimy za złoto lecz tak naprawdę płacimy za pracę geologów wyszukujących złoża, górników wydobywających surowiec, chemików oczyszczających złoto, jubilera który to złoto zmienia w obrączkę.
Nie wymieniłem tu wszystkich bo oprócz pracy bezpośredniej płacimy również pośrednio tym którzy wytworzyli narzędzia potrzebne na wszystkich etapach produkcji, energię do ich wytworzenia, oraz tworzą system państwowy dzięki któremu
prawa wszystkich uczestników produkcji są chronione.
Przy takim podejściu do pieniędzy można zauważyć, że możliwość wzbogacania się
jest na świecie nieograniczona bo im więcej ludzie wykonują pracy tym wytwarzają więcej dóbr które są przedmiotem wymiany.
Ktoś w tym momencie pewnie zwróci mi uwagę na biedaków pracujących w Azji za miskę ryżu. Ten temat też rozwija świetnie Ben Sweetland opisując teorię niewidocznej "metki z ceną" którą każdy z nas nosi na plecach.
Oczywiście w przypadku krajów "trzeciego świata" samo pojęcie "metki z ceną" nie jest wystarczającym wytłumaczeniem.
Sytuacja w której ludzie są zmuszeni do pracy za znikome pieniądze najczęściej występuje w krajach w których, ze względu na przebyte lub trwające wojny, "przygody" z wprowadzaniem nierealnych systemów społeczno-gospodarczych czy też jakieś zaszłości kolonialne, powstało pewne zapóźnienie cywilizacyjne.
Jestem przekonany, że wszędzie tam gdzie pozostawiono ludziom wolność polityczną oraz swobodę gospodarczą zasobność kraju oraz poszczególnych jego mieszkańców będzie się zmieniać w pozytywnym kierunku.
Dla osób które mają skrupuły kupując towary pochodzące z takich krajów , lub wręcz starają się zbojkotować produkowane w taki sposób produkty ze względów ideologicznych proponuję przyjąć trochę inną perspektywę - lepiej jest dać ludziom "miskę ryżu" za pracę tak jak w krajach azjatyckich niż tak jak w niektórych państwach afrykańskich postawić przed alternatywą jedzenie i karabin albo śmierć.
Wracając do właściwego tematu - ktoś napisał mi w komentarzu, że przecież nie wszyscy możemy być kapitalistami. Wydaję mi się, że nie tylko każdy może być kapitalistą ale powtórzę tu za Robertem Kiyosaki każdy z nas prowadzi lub będzie prowadził biznes a tym biznesem jest rodzina.
Może jest to strasznie amerykańskie podejście do tematu ale każdy kto prowadzi rodzinę trzymając się podstawowych zasad rynku czyli nie wydaje więcej niż zarabia unika kłopotów kto tych zasad nie przestrzega przysparza sobie zarówno problemów materialnych jak i podkopuje bezpieczeństwo własnego związku.
W tym miejscu muszę wspomnieć o komentarzach które bardzo mi się spodobały bo zobaczyłem w nich siebie, jeszcze sprzed mniej więcej roku.
Sam nie chciałem brać udziału w wyścigu szczurów, zadowalałem się, starszym samochodem, skromnym mieszkaniem, faktem, że starcza mi na spokojne życie.
Powiem więcej nadal mam podobne podejście jednak z pewnym, drobnym "ale".
Na własnej skórze przekonałem się, że praca na etacie nie daje gwarancji stabilnego, bezpiecznego życia, przekonałem się też, że w ekstremalnych sytuacjach życiowych instytucja od której zależy nasza przyszła emerytura nie tylko nie udzieli nam wsparcia lecz jeszcze dodatkowo dołoży nam problemów działając z bezduszną bezwzględnością i konsekwencją.
W moim przypadku gdy znalazłem się w poważnych kłopotach finansowych (firma dla której pracowałem nie zapłaciła mi za kilka faktur po czym w "cudowny" sposób zniknęła z rynku) ZUS nie tylko odmówił mi umorzenia zaległych składek lecz jeszcze jako podstawę swojej decyzji podał mi tylko tę pasującą do decyzji część przepisu pomijając korzystny dla mnie fragment.
Rekomo niezawisły sąd oficjalnie przychylił się do decyzji ubezpieczyciela, nieoficjalnie przyznał mi rację usprawiedliwiając się interesem obecnych emerytów i rencistów.
Przyznam, że kontakt z ZUS utwierdził mnie w przekonaniu, że takie elementy państwa prawa jak zasada legalizmu, czy zasada subsydiarności administracji publicznej oraz przepisy Kodeksu postępowania administracyjnego są w naszym kraju czystą fikcją.
Po kilku latach przekonałem się też o bałaganie panującym w wyżej wspomnianej instytucji - na wniosek o wystawienie zaświadczenia o niezaleganiu ze składkami otrzymałem telefoniczną informację, że od wspomnianych wydarzeń nie zapłaciłem ani jednej składki. Dopiero przedstawione przeze mnie wyciągi zmusiły instytucję do "wyprostowania sprawy" lecz gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności straciłbym sporo pieniędzy nie mogąc wystartować w przetargu.
Z relacji kolejnych osób dowiedziałem się jak wielkie można mieć kłopoty gdy nasz pracodawca nie odprowadzi za nas składek. W pierwszym przypadku schorowanej emerytce ZUS potrąca większość emerytury pozostawiając jej minimum socjalne w drugim zaś podobnie czyni z pensją osoby pracującej. Wspomnę jeszcze, że oprócz zaległych składek potrąca karne odsetki oraz koszty egzekucji.
Po takich doświadczeniach oczywiste jest, że przestałem wierzyć w spokojne bezpieczne, życie na emeryturze zależącej w olbrzymiej mierze od tak niewydolnej instytucji.
Obecnie jestem bogatym człowiekiem bo zdobyłem to co dla mnie jest w życiu absolutnie bezcenne czyli miłość. Mam wspaniałą żonę oraz cudowną, roczną córeczkę i co najważniejsze widzę radość i miłość w ich oczach.
Szczęście które posiadam nie jest jednak czymś danym raz na zawsze. Oprócz radości niesie za sobą również odpowiedzialność by pracować nad jego utrzymaniem.
Przekonałem się jak ważne jest posiadanie pewnych zasobów chociażby po to by zapewnić swoim najbliższym właściwą opiekę medyczną.
Choć służba zdrowia jest w Polsce oficjalnie bezpłatna to większość rodziców już wie, że by zapewnić swoim dzieciom odpowiednie szczepionki trzeba dość słono zapłacić a w przypadkach gdy jest potrzebna konsultacja specjalisty trzeba albo miesiącami na nią czekać albo ponownie sięgnąć do portfela i znowu zapłacić.
Podobnie mają się sprawy z edukacją i wychowaniem dzieci (od żłobka po szkolnictwo wyższe), możliwością rozwijania ich zainteresowań, oraz wieloma innymi sprawami.
Jak już napisałem wcześniej bez odpowiednich zasobów nie da się w pełni rozwijać.
Napiszę tutaj jeszcze coś co będę kontynuował w kolejnych artykułach ale muszę o tym choćby wspomnieć.
Pisząc o bogaceniu się nie mam na myśli pogoni za pieniędzmi za wszelką cenę. Nie jest też moim celem życie w stylu celebrytów bo uważam, że choć efektowne jest ono tylko marną karykaturą prawdziwej egzystencji.
Widzę proces wzbogacania się jako przesunięcie tylko pewnych akcentów w naszym spojrzeniu na świat i próbowaniu zastosowania tego w dążeniu do osiągnięcia naszych celów.
Proces ten moim zdaniem powinien być ścieżką na której budujemy własną niezależność finansową poprzez budowanie własnego biznesu jednak nie chodzi tu o błyskawiczne dorobienie się lecz zrównoważony wzrost w którym w zgodzie ze sobą budujemy swój status materialny w oparciu o nasze zainteresowania i predyspozycje.
Tak jak alternatywą dla jedzenia typu fast food jest ruch slow food tak samo jako przeciwwagę dla korporacyjnego, globalnego biznesu ukułem sobie pojęcie slow biznesu.
Wspomniany wcześniej Ben Sweetland zwraca uwagę na to jak istotne, dla równowagi życia, jest istnienie kontrastów oraz jak przyjemne i mobilizujące jest osiąganie drobnych celów w drodze do celu nadrzędnego.
Przy takim podejściu nie sprawia problemu fakt czy ktoś jest humanistą (sam jestem z wykształcenia politologiem) czy ma artystyczną duszę, bo właśnie dzięki przesunięciu
pewnych akcentów takie osoby mogą stworzyć coś wyjątkowego i oryginalnego.
Problem braku pieniędzy dla większości osób jest też do rozwiązania w większości przypadków wystarczy przesunąć swoje wydatki z drobnych przyjemności lub nałogów na własny rozwój.
By zacząć cokolwiek robić w kierunku przez nas pożądanym trzeba być odpowiednio
zmotywowanym (trzeba wiedzieć czego chcemy w życiu i utrzymywać się na wyznaczonym kursie), trzeba zweryfikować swoje podejście do pieniędzy i bogactwa i tu polecam książki R. Kiyosakiego (nie chodzi mi o to by stać się bezkrytycznym wyznawcą jego teorii lecz by właśnie przesunąć pewne akcenty), konieczne jest też opanowanie podstawowej wiedzy w dziedzinie w której chcemy podjąć działanie - sam przekonałem się, że intuicja w wielu przypadkach nie wystarczy.
Nawet jeśli ktoś nie zechce nigdy założyć swojego biznesu warto obejrzeć swoje życie z trochę innej perspektywy, pomyśleć inaczej o pieniądzach i poznać trochę
wiedzy choćby na temat marketingu by stać się świadomym uczestnikiem rynku a nie "targetem" na celowniku specjalistów od PR.