Ostatnio natknęłam się na takie pojęcie jak „Slow City”. Są to miasta (także w Polsce), które świadomie rezygnują z szaleńczego tempa życia i wyłamują się z wyścigu szczurów. Stawiają na powolność. I tak chleb tam jest pieczony 16 godzin (w supermarketach piecze się tylko 1,5 h), brak jest fast-foodów, część centrów zamknięta jest dla samochodów...