Samochody elektryczne w różnych wersjach są dostępne na rynku motoryzacyjnym od ponad dekady. A to oznacza, że już dziś wśród ofert sprzedaży pojawiają się e-auta z drugiej ręki, choć oczywiście nie ma ich jeszcze zbyt wielu. Co jednak ważne, najtańszy pojazd zeroemisyjny można kupić już za kilka-kilkanaście tysięcy złotych. 

Data dodania: 2019-03-21

Wyświetleń: 2037

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Copyright - zastrzeżona

Zakup używanego elektryka - na co zwrócić uwagę?

Czy jednak warto interesować się elektrykiem z rynku wtórnego? A jeśli tak, na co należy zwrócić uwagę podczas jego zakupu? O tym wszystkim w naszym poradniku.

W pierwszej kolejności warto zastanowić się nad tym, jak konkretnie wygląda rynkowy wybór. Najszersza jest oczywiście oferta używanych Nissanów Leaf pierwszej generacji. Ceny kilkuletnich egzemplarzy zaczynają się od 35 tysięcy złotych. Kupujący może jednak zdecydować się również na zasilane energią elektryczną Renault Fluence, Renault ZOE, Citroena C-Zero, BMW i3 czy Smarta ForTwo. Na rynku są też różnorodne „ciekawostki” w postaci elektrycznych wersji Peugeota 106 wyposażonego w akumulatory kwasowo-ołowiowe czy bliźniaczego konstrukcyjnie Citroen Saxo Electrique. Są to jednak pojazdy już dość leciwe i ich eksploatacja może być problematyczna.

Obserwując rynek używanych aut z napędem elektrycznym da się jednak zauważyć jedną prawidłowość. Używane elektryki zazwyczaj mają niski przebieg. Przynajmniej takie wartości widnieją na ich zestawach wskaźników. Ma to związek ze sposobem eksploatacji samochodów napędzanych energią elektryczną – oraz niestety z jeszcze raczkującą siecią stacji ładowania. Niestety podobnie jak w przypadku samochodów z napędem konwencjonalnym również w przypadku elektryków, przebieg pojazdu jest wartością „do negocjacji” i bywa fałszowany przez nieuczciwych handlarzy. Jak sprawdzić czy przebieg pojazdu jest prawdziwy? To nie do końca proste, gdyż większość samochodów z napędem elektrycznym w naszym kraju została sprowadzona. Można próbować sprawdzić historię serwisową w ASO lub zamówić stosowny raport - w przypadku aut sprowadzanych z USA.

Prawdziwy, udokumentowany niski przebieg to dopiero połowa sukcesu. Pojazdy zasilane energią elektryczną ulegają wypadkom tak samo jak ich spalinowe odpowiedniki. Póki co są to pojazdy drogie, więc opłaca się naprawiać samochody nawet po stosunkowo dużych szkodach. Używanego elektryka - tak jak i auta o napędzie konwencjonalnym - na dobry początek warto zatem sprawdzić pod kątem blacharsko-lakierniczym. Kontrola wielkości szpar między elementami karoserii, grubości powłoki lakierniczej czy prawidłowości ustawienia i pomalowania elementów znajdujących się np. w komorze silnika, pozwoli kupującemu wstępnie ocenić czy pojazd nie był uczestnikiem poważnego zdarzenia drogowego. Czy jest to kluczowa kwestia? Tak! Nadwozie jest najważniejszą częścią każdego pojazdu. Elementy układu napędowego, wyposażenia itp. zawsze można wymienić. Problem pojawia się, gdy nie ma gdzie ich przykręcić…

Naprawy powypadkowe? To może dyskwalifikować używanego elektryka

W przypadku samochodów z napędem elektrycznym, naprawa powypadkowa jest oczywiście możliwa i jeżeli została przeprowadzono prawidłowo, nie będzie mieć wpływu na eksploatację i bezpieczeństwo pojazdu. Kluczowa będzie jednak jakość naprawy. Niestety niefachowa ingerencja w sterowanie czy okablowanie silnoprądowe układu elektrycznego może być bardzo niebezpieczna dla użytkownika tak naprawionego pojazdu. W elektrochemicznych ogniwach litowo-jonowych zgromadzona jest bardzo duża ilość energii. W przypadku wystąpienia zwarcia lub przegrzania celi, występuje duże ryzyko, praktycznie niemożliwego do ugaszenia pożaru. Podsumowując, jeżeli nadwozie pojazdu nosi ślady napraw blacharskich, należy udać się do fachowca w celu weryfikacji zakresu i sposobu przeprowadzenia napraw. Jest to bardzo ważne i można powiedzieć, że nawet ważniejsze niż w przypadku samochodów z napędem konwencjonalnym.

Powypadkowa historia ma znaczenie z jeszcze jednego powodu. Np. w przypadku modeli Renault ZOE lub Fluence eksploatowanych we Francji, w celu obniżenia ceny dla końcowego odbiorcy baterie są leasingowane bezpośrednio od producenta. W sytuacji, w której auto ulega wypadkowi i trafia do ASO na weryfikację, gdzie jest kwalifikowane jako szkoda całkowity zasobnik energii jest wymontowywany, a VIN samochodu wpisywany na listę pojazdów zezłomowanych. Takie samochody padają najczęściej „łupem” handlarzy. Polskie portale ogłoszeniowe pełne są „okazji” lub też „lekko uszkodzonych” pojazdów…tyle, że bez baterii. Oczywiście każde nadwozie da się naprawić lub przynajmniej przywrócić do stanu używalności. Jednak po naprawie pojawia się problem z doposażeniem pojazdu w elektrochemiczny akumulator. Jako że samochód jest na czarnej liście producenta – nie można do niego zamówić nowych ogniw, a używany zestaw wymaga zakodowania. Tu znowu pojawia się problem, bo aby przeprowadzić procedurę kodowania zgodnie ze sztuką, niezbędne jest połączenie z centralnym serwerem, gdzie przy numerze VIN pojazdu widnieje adnotacja „zezłomowano”. Oczywiście rynek samochodów używanych zawsze sobie poradzi, ale czy auto uzdatnione do jazdy w sposób niezgodny z procedurami producenta można uznać za bezpieczny?

Oczywiście podczas weryfikacji używanego samochodu z napędem elektrycznym nie należy zapominać o kontroli układu napędowego. Na szczęście patrząc na statystyki awaryjności nietrudno zauważyć, że prawdopodobieństwo, aby w trakcie kilkuletniej eksploatacji nastąpiła awaria silnika lub jego osprzętu w postaci chociażby falownika jest stosunkowo niewielkie. Przypadki takie zdarzają się jednostkowo (znane były np. z Tesli). Zazwyczaj problemy usuwano jednak już na etapie gwarancji. Więcej uwagi trzeba poświęcić kondycji elektrochemicznego zasobnika energii. Podczas pokonywania każdego kilometra i podczas każdego ładowania podlegają one naturalnemu zużyciu. Jednocześnie są one drogie w zakupie. Na szczęście kondycję baterii można skontrolować. Wystarczy przeprowadzić ich komputerową diagnozę. Oczywiście ta nie daje stuprocentowej gwarancji, ale pozwala na postawienie przybliżonej diagnozy.

Dobrą opcją jest przegląd w specjalistycznym serwisie przed zakupem

Co jeszcze warto ocenić? W pozostałej części sprawdzanie używanego elektryka w niczym nie różni się od sprawdzania auta o napędzie konwencjonalnym z drugiej ręki. Kupujący powinien obejrzeć elementy wyposażenia wnętrza, aby móc lepiej ocenić realność przebiegu. Należy skupić się na stanie obicia kierownicy czy materiału tapicerskiego na fotelu kierowcy. Warto zwrócić też uwagę na poprawne działanie pokładowych urządzeń elektrycznych, w tym klimatyzacji, radia czy świateł i podczas jazdy testowej zastanowić się np. nad sposobem pracy układu kierowniczego, hamulcowego czy zawieszenia.

W przypadku samochodów importowanych warto też przyjrzeć się uważnie liście wyposażenia. Otóż nabywając np. Nissana Leaf sprowadzonego ze Stanów Zjednoczonych warto upewnić się, że pojazd został wyposażony w pompę ciepła. W przeciwnym razie, w przypadku częściowo zużytej baterii, auto stanie się wyłącznie letnim środkiem transportu. Zimą, po włączeniu ogrzewania, jego zasięg może spaść poniżej progu wymaganego przez użytkownika.

Choć samochody elektryczne nie stanowią jeszcze w Polsce mocno popularnego segmentu, już dziś jest nad Wisłą kilka specjalistycznych serwisów, które zajmują się ich obsługą. To informacja o tyle optymistyczna, że taki warsztat zawsze może pomóc kierowcy w ocenie stanu technicznego oglądanego pojazdu. Mechanicy znają słabe punkty poszczególnych konstrukcji, a więc doskonale wiedzą, gdzie poszukiwać wad i jak sprawdzić używanego elektryka. Ile kosztuje taki przegląd? Wnikliwa kontrola zostanie wyceniona przez fachowy warsztat na jakieś 200 - 400 złotych. To kwota, która raczej nie odbiega od rynkowych standardów. Identyczną sumę zapłaci bowiem kierowca chcący przejrzeć w ASO przed zakupem samochód zasilany jednostką spalinową.

Licencja: Copyright - zastrzeżona
0 Ocena