Niezależnie od tego, jak bardzo oburza nas inwigilacja internetowa, i tak żyjemy w świecie orwellowskim. Kamery przemysłowe są wszędzie i mało kogo obchodzą. 

Data dodania: 2014-10-28

Wyświetleń: 1206

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Copyright - zastrzeżona

Jest popołudnie 19 września 2012 r. Poseł do brytyjskiego parlamentu, konserwatysta Andrew Mitchell, opuszcza dom przy Downing Street 10 po spotkaniu z premierem Cameronem. Właśnie został mianowany na ważne stanowisko – został głównym naganiaczem, człowiekiem, który instruuje innych posłów, jak mają głosować. Po wyjściu z domu premiera Mitchell wsiada na rower i odjeżdża.

Policjanci, którzy pilnują wjazdu na Downing Street, zwracają mu uwagę, że powinien wyjść furtką dla pieszych, a nie wyjeżdżać główną bramą, przeznaczoną dla samochodów. Mitchell, zirytowany, rzuca w ich stronę: - Nauczcie się, gdzie jest wasze miejsce. Nie rządzicie tym krajem, jesteście pieprzonym plebsem!

Mitchell ma pecha. Całe zdarzenie rejestrują kamery przemysłowe. Afera zwana „Plebgate” kończy się dla niego dymisją.

Pechowiec Bogdan napada na jubilera

To, że system telewizji przemysłowej zamontowany jest wokół domu brytyjskiego premiera, nie musi dziwić. W Wielkiej Brytanii wszechobecne kamery nie dziwią zresztą nikogo. W całym kraju jest ich ponad 2 mln. Wiele osób uważa, że tak szeroko zakrojona inwigilacja ma sens. Wskazują na poprawę bezpieczeństwa publicznego.

Jednym z przykładów skuteczności kamer przemysłowych może być przykład Vasilija Bogdana, Rumuna, który w listopadzie 2012 roku postanowił obrabować jubilera w londyńskiej dzielnicy East Ham. Aby uniknąć rozpoznania, przebrał się za kobietę. Na głowę nałożył sobolową czapę, a pod nią – perukę. Do tego długi płaszcz. Wszystko byłoby ok, gdyby nie telewizja przemysłowa, która pozwoliła policjantom dokładnie przyjrzeć się jego twarzy.

Bogdana wydały obfite brwi, które raczej nie wyrosłyby u kobiety oraz równie nietypowa szczęka boksera. Rumunowi udało się wprawdzie uciec z łupem wartym 600 tys. funtów, jednak wkrótce został złapany, a w sierpniu 2013 roku skazany na 10 lat więzienia. Innych rabusiów z jego gangu ściga policja.

Mind the gap!

Tyle poważne przestępstwa. Zwolennicy kamer przemysłowych uważają jednak także, że rozbudowane systemy inwigilacji sprzyjają wykrywaniu drobnych przewinień. Przykładowo, Network Rail, firma zarządzająca brytyjskimi liniami kolejowymi ujawniła ostatnio nagrania z monitoringu pokazujące, w jak niebezpieczne sytuacje wikłają się pasażerowie nadużywający alkoholu.

Na jednym z nich widzimy pijanego mężczyznę, który próbuje wejść na ruchome schody jadące w dół. Nie jest w stanie, więc toczy się aż do ich podstawy. Ten film może wydawać się zabawny, inne – znacznie mniej. Przykładowo, jeden obraz pokazuje, jak mężczyzna, zataczając się, idzie wzdłuż peronu, przy którym zwalnia pociąg. Przekracza białą linię wyznaczającą obszar bezpieczeństwa i ociera o bok pociągu. Traci równowagę i zostaje wciągnięty pod koła.

Przekaz Network Rail jest jasny: nie ma żartów. Według danych firmy ponad 1,6 tys. ludzi doznaje każdego roku uszczerbku na zdrowiu lub nawet ginie w wyniku wypadków spowodowanych przez siebie samych po pijanemu.

Norfolk upublicznia burdy

Z kolei policja w Norfolk udostępnia nagrania, na których widać akty przemocy popełniane przez pijanych ludzi. Nie tylko takich, które dotyczą samych zainteresowanych, ale także przypadkowych osób, które miały pecha znaleźć się w pobliżu. Na jednym z nagrań widzimy, jak grupa wyrostków rzuca się na stojącego na światłach przechodnia.

Nagrania mają być uzasadnieniem dla decyzji o wprowadzeniu obostrzeń w godzinach sprzedaży i spożycia alkoholu w mieście.

Skuteczność tylko trzyprocentowa

Problem w tym, że tego rodzaju nagrania wprawdzie pokazują, co dzieje się na brytyjskich ulicach, ale niekoniecznie wpływają na realną poprawę bezpieczeństwa. Już w 2008 roku upubliczniono raport policji, z którego wynika, że miliardy funtów wydawane na systemy monitoringu to pieniądze wyrzucone w błoto.

Przykładowo, jedynie 3 proc. rabunków ulicznych zostało udowodnionych dzięki wykorzystaniu kamer przemysłowych. Także wykorzystanie dowodów zebranych przy pomocy kamer jest nikłe. Rumuński włamywacz Bogdan nie jest więc żadnym przykładem działania telewizji przemysłowej w służbie prawa, ale pechowcem, któremu zdarzyło się należeć do wąskiej grupy tych, których z wykorzystaniem monitoringu złapano (pamiętajmy też, że jego koledzy są na wolności).

Brytyjska policja nie zaprzestaje wykorzystywania monitoringu. Przeciwnie, rozszerza jego zasięg i tworzy bazy danych wizerunków podejrzanych osobników czy umieszczanie filmów z kamer w internecie. Mamy więc korekcję błędów i wypaczeń systemu bez jego zmiany. Brzmi znajomo?

Licencja: Copyright - zastrzeżona
0 Ocena