Chrześcijanie za jeden z grzechów głównych uważają obżarstwo, czyli nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Ja, pomimo agnostycznych poglądów, uważam, że wszechmogący i miłosierny Bóg nie potępiłby nikogo za to, że miał słabość do czekolady. To przecież sam Bóg stworzył go tak słabym i nieodpornym na pokusy.
Czy człowiek niechodzący do kościoła i niepoważający kościelnych prawd wiary nie może zostać zbawiony? Czy zagorzały ateista lub nawet agnostyk nie może liczyć na odkupienie pomimo prowadzenia dobrego życia?
Biblia mówi, że ludzie niewierzący i nieochrzczeni zostaną zbawienie w sposób Bogu wiadomy. Oznacza to w takim razie, że znajdą się w tym samym miejscu, co zagorzali katolicy pomimo tego, że nie słuchali księży i nie czytali pism? Czy to fair w stosunku do wierzących „po cichu” zbawiać tych ogólnie uważanych za złych i niegodnych? A może Bóg ma swoje kryteria, których nie znają nawet najwyżsi kościelni hierarchowie?
Kościół potępiający innowierców i osoby niewierzące kieruje się w swoim działaniu przede wszystkim Biblią. A przecież to z Biblii wiemy, że również ci ludzie zostaną zbawieni, jeśli prowadzili dobre (w boskim mniemaniu) życie. Oznacza to, że nieważne są wierzenia, tradycje i kultura, w której się urodziliśmy. Ważny jest całokształt naszego życia, niekoniecznie wytyczany przez Biblię.
Czy Bóg mógłby potępić buszmena za to, że w Niego nie wierzył, skoro ten nawet nie wie o istnieniu chrześcijaństwa? Gdyby kryteriami pójścia do nieba były wszystkie prawy biblijne i teksty kościelne każdy człowiek na ziemi musiałby mieć możliwość ich poznania. Skoro Bóg jest wszechmogący i wszechwiedzący, a nie pozwala każdemu poznać wyznaczników dobrego życia to może takowe wcale nie istnieją?
Może pisma i święte teksty starożytnych i współczesnych myślicieli są wyłącznie ich własną twórczością. Może nie ma czegoś takiego jak wiara. Nie można przecież na Sądzie Ostatecznym posłać do piekieł wszystkich, którzy nie wierzyli, skoro nie mieli szansy uwierzyć.