Zmierzch kompaktów z muzyką jest faktem. Tłoczenie płyt CD dla przemysłu muzycznego ciągle się opłaca, jednak z roku na rok – coraz mniej.

Data dodania: 2013-02-07

Wyświetleń: 1485

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Jeszcze w 2010 roku serwis internetowy CNN przekonywał, że doniesienia o śmierci płyty CD są przesadzone. Dziennikarze wskazywali na odrodzenie winyli jako nadzieję dla rynku dysków kompaktowych. Tak, jak produkcja czarnych krążków odrodziła się po zapaści wywołanej eksplozją nowych nośników, tak tłoczenie płyt CD miałoby się utrzymać nawet mimo ekspansji nośników wirtualnych.

Kiedyś dziewięć na dziesięć

W tym samym materiale pojawiła się informacja o tym, że Prince zamierza wydać swoją kolejna płytę tylko na CD. Jego zdaniem internet nie ma przed sobą przyszłości. Jego opinia jest jednak mocno odosobniona. Tłoczenie płyt CD staje się działalnością coraz bardziej schyłkową. I potwierdzają to liczby.

Jeszcze w 2007 roku płyty CD stanowiły 90 proc. wszystkich nośników, na których sprzedawano muzykę. Dwa lata później odsetek ten spadł do 79 proc. Winyle, które rzekomo miały się odrodzić, to tylko 1 proc. sprzedaży. Trudno mówić o wzorcu w przypadku tak niszowych produktów.

Teraz trzy na jedną

Spadek z lat 2007-2009 to jednak dopiero początek. Tłoczenie płyt CD z roku na rok jest coraz mniej lukratywnym biznesem. Oto liczby: w 2012 roku w Wielkiej Brytanii sprzedano 26,6 mln albumów z muzyką w postaci cyfrowej. W porównaniu z rokiem 2011 oznacza to wzrost o jedną czwartą.

W tym samym czasie jednak sprzedaż albumów na CD spadła o 13 proc. Łączna sprzedaż była wciąż bardzo duża i sięgała 86 mln sztuk, jednak trend jest wyraźny. Na trzy albumy na CD przypada jeden w postaci cyfrowej.

Szybko rośnie także sprzedaż muzyki na urządzenia mobilne. W Stanach Zjednoczonych ten segment rynku notuje 39 proc. wzrost. W Europie Zachodniej 7 proc. Na całym świecie albumów muzycznych na komórki sprzedaje się rocznie o jedną czwartą więcej.

Tanio, taniej, za pół darmo

Dla każdego, kto przygląda się z bliska temu, co dzieje się na rynku muzycznym takie dane nie są niczym dziwnym. W 2010 roku przeciętna cena singla w formie cyfrowej w Wielkiej Brytanii wynosiła 82 pensy. W 2002 roku, w czasie gdy płyty CD były wciąż na topie, cena sięgała 3,5 funta.

Różnica w cenie wynika z wielu czynników. Między innymi z tego, że tłoczenie płyt CD jest czasochłonne i kosztuje sporo pieniędzy. Album trzeba też opakować i fizycznie dowieźć do sklepu. W efekcie koszty rosną, podczas gdy korzyści dla użytkownika końcowego pozostają takie same. Kto chce po prostu posłuchać muzyki, nie potrzebuje płyty w formie fizycznej.

Wszystko zostaje po staremu

W gruncie rzeczy jednak nie ma powodów do paniki. To, że płyt sprzedaje się coraz mniej to oczywiście problem dla ich wydawców, firm tłoczących czy sprzedawców takich, jak zamknięta niedawno sieć brytyjskich sklepów HMV. Dla branży jako takiej zasadniczo niewiele się zmienia.

Bądź co bądź historia fizycznych nośników liczy sobie zaledwie sto lat. W tym czasie przemysł przeszedł drogę od cylindrów, przez płyty gramofonowe i winylowe, aż po kasety, płyty CD a w końcu nośniki cyfrowe. Z punktu widzenia słuchacza jest to proces korzystny, a z punktu widzenia wykonawcy – w miarę neutralny. Bądź co bądź chodzi o muzykę, a nie o to, na czym jest zapisana. 

Licencja: Creative Commons
0 Ocena