Kto chce kupić narty w lecie albo rower w zimie, powinien wybierać sklepy specjalistyczne. W dużych, sieciowych punktach znajdujących się w centrach handlowych raczej nie znajdzie nic z tego, czego szuka. Dlaczego?

Data dodania: 2011-09-29

Wyświetleń: 1969

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Jest grupa klientów, którzy sprzętu zimowego szukają w lecie, a letniego – w czasie styczniowych mrozów. Kierują się przy tym kalkulacją, w myśl której produkty nie-sezonowe powinny być tańsze. Taka strategia przynosi czasem rezultaty. Dlaczego? Wiele produktów jest wycofywanych z produkcji i zastępowanych nowszymi modelami. W ten sposób można na przykład kupić narty z poprzedniego sezonu o 20-30 proc. taniej. O ile tylko uda się je znaleźć.

Niejeden bowiem sklep sportowy zmienia całkowicie swój asortyment i zastępuje sprzęt letni zimowym lub odwrotnie. Pytanie – dlaczego tak się dzieje? Czy nie byłoby lepiej zarobić także na tych, którzy mają mniej typowe preferencje zakupowe?

Pozornie wydaje się, że sklep sportowy, który tak postępuje strzela sobie w stopę. Przecież sprzedaż kilku czy kilkunastu przecenionych par nart przyniosłaby mu niezły obrót. A do tego pozbyłby się produktów, które nie znajdą się w ofercie w przyszłym roku. Takie myślenie nie uwzględnia jednak kosztów, jakie sklep sportowy musi ponieść w związku z ekspozycją asortymentu.

W dużych miastach za wynajem metra kwadratowego powierzchni w centrum handlowym trzeba zapłacić nawet 200 zł. Sklep sportowy, żeby w odpowiedni sposób przedstawić swoją ofertę sprzętu zimowego (nawet, jeśli będzie to tylko kilka egzemplarzy nart i butów) potrzebuje około 20 m2. W sumie więc za sześć miesięcy musiałby wyłożyć 24 tys. zł.

Do tej kwoty należy dodać także koszty związane z zatrudnieniem osoby do obsługi klientów zainteresowanych kupnem sprzętu zimowego. Bo chociaż zainteresowanych byłoby mniej, trudno oczekiwać, żeby menedżer rezygnował na ich rzecz z obsługi tych, którzy kupują sprzęt letni.

Do rachunku trzeba więc dodać kolejne 12 tys. zł. (Założenie: dodatkowy pracownik zatrudniony jest za stawkę minimalną). W sumie rachunek sięga już 36 tys. zł.

Czy uda się w tym czasie sprzedać tak dużo sprzętu, żeby jeszcze na tym zarobić? Czy może bardziej opłacalne jest przetrzymanie nart czy butów przez sześć miesięcy i ponowna przecena tuż przed rozpoczęciem sezonu zimowego? Albo nawet – pozbycie się sprzętu raz, a dobrze.

Zarządzający odpowiedzialni za swój sklep sportowy zdają sobie sprawę z tych kosztów i wybierają opcję, która pozwala im je zminimalizować. To dlatego organizują pod koniec zimy (albo lata) duże wyprzedaży, w czasie których sprzedają produkty po bardzo obniżonych cenach. Wtedy rzeczywiście kupić można sprzęt dużo taniej.

Opisana wyżej zasada dotyczy w dużej mierze największych sklepów. Takich, które oferują szeroki asortyment. Inaczej jest w przypadku sklepów specjalistycznych. Tam rzeczywiście trafić można na letnią czy zimową okazję.

W takich sklepach bowiem nie ma ani możliwości ani potrzeby wymiany towaru. Tego rodzaju placówki zawsze handlują tym, czym się zajmują. Z tego względu opisane wyżej koszty dotykają je w mniejszym stopniu.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena