Serwis Formula-one.pl tradycyjnie po każdym Grand Prix Formuły 1 wybiera wygranych i przegranych wyścigu. Kto po ostatnim weekendzie może czuć się dumny, a kto powinien jak najszybciej zacząć myśleć o kolejnym wyścigu? 

Data dodania: 2011-05-26

Wyświetleń: 2487

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Wygrani:

Sebastian Vettel

Vettel pierwszy raz w tym sezonie przegrał kwalifikacje, o ile można użyć słowa „przegrał” w stosunku do kogoś, kto startuje z pierwszej linii. Na starcie wyprzedził szybko partnera z zespołu – Marka Webbera, a dzięki odpowiedniej taktyce i wyrobionej wcześniej przewadze przeskoczył w pit stopie prowadzącego przez pierwszą część wyścigu Fernando Alonso. Kiedy trzeba było – wyprzedzał, udowadniając niedowiarkom, że nie jest tylko mistrzem uciekania, kiedy trzeba było – bronił się umiejętnie przed Lewisem Hamiltonem, nie oddając prowadzenia aż do mety. Pierwszy raz w życiu wygrał też wyścig, w którym nie prowadził po pierwszym zakręcie. Pytanie o to, czy ktoś jest w stanie zatrzymać Sebastiana w drodze po drugą mistrzowską koronę, staje się już po pięciu wyścigach coraz bardziej retoryczne.

Lewis Hamilton

Miał chrapkę na zwycięstwo, miał też możliwości, dysponując miejscami najszybszym bolidem na torze. Dzięki szarżom Hamiltona wyścig do samego końca trzymał w napięciu, a Red Bull Racing nie mógł być nigdy pewny zwycięstwa. W ostatecznym rozrachunku Anglik przegrał z jednak wciąż niedoścignionym Red Bullem, ale mimo to pozostaje jednym z niewielu kierowców, którzy mogą rzucić w tym roku wyzwanie Vettelowi. Nawet sam Sebastian cieszy się, że w końcu ma jakąś konkurencję. Tym bardziej cieszą się fani.

Jenson Button

Po katastrofalnym starcie (spadek z pozycji 5 na 10) Jenson obrał odpowiednią strategię (3 pit stopy w porównaniu z 4 pozostałych czołowych kierowców), która tym razem (w odróżnieniu od tego, co zobaczyliśmy 2 tygodnie temu w Turcji) zadziałała. W połączeniu z agresywną, kiedy trzeba było, jazdą i odpowiednim zadbaniem o (znienawidzone już przez kierowców) opony dało mu to kolejne w tym sezonie podium.

Michael Schumacher

Trzeba otwarcie przyznać, że nie jest to wciąż ten Schumi, którego chcieliby oglądać jego dawni fani. Nowych fanów F1 (tych którzy zaczęli interesować się wyścigami po 2006 r.) Michael też pewnie do siebie nie przekonuje – ktoś kto nie oglądał dawnego Schumachera może wciąż nie rozumieć, co wspaniałego jest w kierowcy, który zdecydowanie nie olśniewa. I choć Schumacher wciąż pewnie nie bawi się wyścigami tak, jakby sobie tego życzył i nie zajmuje miejsc, o jakich zapewne marzy, to jednak w Hiszpanii zaliczył start o niebo lepszy niż w Turcji. Już na początku przebił się o kilka miejsc. W dalszej części może nie błyszczał, ale przynajmniej odgonił kilka demonów i pokonał w końcu kolegę z zespołu – Nico Rosberga, zaliczając jednocześnie swój najlepszy start w sezonie.

Nick Heidfeld

Podczas trzeciej sesji treningowej Nick udowodnił, że nie na próżno zwą go Quick Nick, opuszczając płonący bolid w imponującym tempie błyskawicy. Pożar zmusił go do przesiedzenia kwalifikacji w garażu i odesłał na ostatnie miejsce na starcie. Być może Heidfeld nie był w niedzielę kierowcą najbardziej przyciągającym wzrok – w jego jeździe nie było ani dramaturgii spadku Alonso, ani brawury pogoni Hamiltona, a realizator stosunkowo rzadko raczył nas ujęciami jego bolidu. Jednak niezauważenie Nick przebił się z miejsca ostatniego na 8., a taki wyczyn w nie najszybszym przecież bolidzie Renault zasługuje na uwagę i uznanie.

Sauber

Najmniej doświadczony (jeśli chodzi o kierowców) zespół w stawce znów pozytywnie zaskoczył widzów. Obaj kierowcy zdobyli punkty mimo że obaj startowali do wyścigu spoza pierwszej dziesiątki. Kobayashiemu tym bardziej należą się słowa uznania – już na pierwszym okrążeniu przebił oponę, przez co był zmuszony natychmiast odwiedzić mechaników. Mimo to udało mu się przejechać wyścig na 3 pit stopy i znów wzbogacić dorobek zespołu o kolejny punkcik. Im więcej takich wyścigów tym więcej głosów „Kobayashi/Perez do Ferrari”. Problem tylko w tym, że w Ferrari oba miejsca są zajęte, a nawet jeśli jakieś się w najbliższym czasie zwolni, to wciąż tylko jedno, a wartościowych kandydatów na nie jest co najmniej dwóch.

DRS, KERS, Pirelli

Tor w Montmelo przyzwyczaił nas w poprzednich latach do monotonnych procesji. Nowe opony, KERS i DRS umożliwiające do tej pory szaleńczą jazdę, dały w połączeniu z nudnym zwykle torem mieszankę prawie idealną. Po orgii wyprzedzeń w Turcji, przyprawiających widzów o zawrót głowy, otrzymaliśmy w Hiszpanii wyścig ciekawy, emocjonujący, trzymający w napięciu do ostatnich sekund. Nadal widzieliśmy przykłady mijania (zamiast wyprzedzania) wynikające z różnic w stanie ogumienia, czy walki w strefie wyprzedzania (ale też poza nią). Nowe przepisy i ogumienie wyszły jednak w miniony weekend obronną ręką, udowadniając, że z nawet najnudniejszych do tej pory wyścigów można, przy odrobinie chęci, zrobić miły dla oka spektakl. Z kolei długa prosta startowa umożliwiła nam obejrzenie jednego z bardziej fascynujących startów w ostatnim czasie.

Przegrani:

Mark Webber

W sobotę o 15 mogliśmy mieć nadzieję na odrodzenie Webbera, który właśnie w Hiszpanii odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w poprzednim sezonie. Mark ze swoją skwaszoną miną nie wyglądał co prawda jak człowiek, który wygrał właśnie kwalifikacje, pokonując być może najszybszego obecnie kierowcę, ale można było mieć nadzieję, że w niedzielę podejmie walkę. Tak się jednak nie stało – Webber znów kiepsko wystartował (do czego nas już w tym sezonie przyzwyczaja), spadając od razu o dwie pozycje, potem utknął za Fernando Alonso, tracąc cenny czas, co uniemożliwiło mu nawiązanie walki o podium z Jensonem Buttonem. Kierowca, który przez większość sezonu był w zeszłym roku na równi z późniejszym mistrzem świata, Sebastianem Vettelem, w tym roku wciąż sprawia wrażenie człowieka przegranego.

Ferrari

Zaczęło się źle – od zdelegalizowania tylnego skrzydła (co zdaniem przedstawicieli teamu i tak nie miało jednak wielkiego wpływu), potem na chwilkę pojawił się promyk nadziei, kiedy Fernando Alonso wyciągnął bolid na 4. miejsce w kwalifikacjach. Atomowy start Alonso, który przebił się nieoczekiwanie na prowadzenie, nadzieje te rozbuchał. A potem balon pękł. Ferrari wciąż nie ma dobrego tempa kwalifikacyjnego, ale w niedzielę do tych braków doszło jeszcze słabe tempo wyścigowe (coś dokładnie przeciwnego do tego, co widzieliśmy jeszcze dwa tygodnie temu w Turcji, kiedy Ferrari dorównywało w niedzielę tempem Red Bullowi). Brak docisku aerodynamicznego i problemy z twardymi oponami, na których Alonso musiał przejechać ponad połowę dystansu, sprawiły, że strata ok. 20 sekund do Vettela na okrążeniu 29. wzrosła tak bardzo, że dwukrotny świata został na ostatnich okrążeniach zdublowany przez dwóch pierwszych kierowców. Nie tego oczekiwała hiszpańska publiczność, tym bardziej że przez pierwszych 19 okrążeń Alonso jechał na pierwszej pozycji „walcząc jak lew” (słowa Stefano Domenicaliego) i odpierając ataki zdecydowanie szybszych rywali. Felipe Massa był wolny przez cały weekend, odstając zdecydowanie od kolegi, a awaria skrzyni biegów na 58. okrążeniu tylko przelała kielich goryczy.

Witalij Pietrow

Pietrow w kwalifikacjach zajął 6. miejsce, a zespół miał ochotę na więcej. Rosjanin wystartował słabo i w końcu po mało efektownym wyścigu dojechał do mety poza strefą punktowaną, dając się pokonać m.in. startującemu z ostatniej pozycji Nickowi Heidfeldowi. Nie takiego występu zespół oczekuje od kierowcy, który otwarcie przyznaje, że widzi się w roli lidera teamu.

Heikki Kovalainen

Gdyby wygranych i przegranych wybierać w sobotę, Kovalainen byłby jednym z pierwszych na liście wygranych – po raz pierwszy od czasu kiedy jeździ w Lotusie udało mu się awansować do Q2, więcej: był to pierwszy w historii awans do Q2 całego teamu. Heikki na laurach nie osiadł i nie poprzestał na samym tylko awansie, ale zajął w Q2 świetne 15. miejsce, pokonując obu (oszczędzających opony) kierowców Force India. W wyścigu radził sobie nieźle, będąc nawet w pewnym momencie na 8. pozycji. Potem jednak zdarzył mu się wypadek i w ten oto sposób cały spektakularny sukces dnia poprzedniego poszedł na marne.

Williams

Williams przechodzi trudne czasy, zaliczając jeden z najgorszych startów sezonu w swojej historii. Rubens Barrichello nie awansował w sobotę nawet do drugiej części kwalifikacji i nie krył rozgoryczenia, mówiąc w rozmowie z BBC, że bolid do niczego się nie nadaje. Pastor Maldonado spisał się w sobotę o wiele lepiej, zajmując wysokie, 9., miejsce. Na nic się to jednak zdało, bo obaj kierowcy ukończyli wyścig bez punktów. Efekt? Po 5 wyścigach jeden z najbardziej utytułowanych teamów w historii F1 ma wciąż zerowy dorobek punktowy.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena