Zdobycie Mont Blanc, przez amatorów sportów ekstremalnych. Prawdziwa historia o grupie osób poznanych przez internet chcących zimą zdobyć najwyższy szczyt Europy.

Data dodania: 2011-04-20

Wyświetleń: 2189

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dzień zaczęty mega smacznym śniadaniem (Ciociu jeszcze raz ukłony), Ciocia pokazała mi jeszcze fajne rozwiązanie, w garażu w którym mieściły się dwa samochody na szerokość jednego. Ciekawa sprawa, niestety nie myślałem o tym, aby zdjęcie wtedy zrobić. Na wyprawę dostaliśmy jeszcze torbę jedzenia i smakołyków :). Trochę głupio mi było, gdyż nie lubię obciążać innych, a i tak byliśmy traktowani po królewsku.

Jazda samochodem była coraz bardziej przyjemna, piękne widoki za oknem , cel coraz bliższy.

Długie siedzenie w pojeździe powodowało u mnie różne dziwne pomysły :)

Sukcesywnie zjadaliśmy papu otrzymane z rana. Robert wybierał drogi lokalne w celu uniknięcia płacenia winet oraz wszelkich innych opłat. Tak też dojechaliśmy do miejsca, gdzie okazało się, że w zimę przejazd przez odcinek górski w Szwajcarii jest po prostu zamknięty.

Musieliśmy się cofnąć na prom (pociągowy), ciekawa sprawa jeszcze nigdy nie jechałem pociągiem w samochodzie :). No ale cóż zawsze musi być ten pierwszy raz.

Noc coraz głębsza, do celu coraz bliżej, postanowiliśmy porobić sobie fotki fajnych miejsc i spać, gdzieś niedaleko granicy.

Trzy osoby i góra sprzętu w samochodzie uświadomiły mnie, że jak chcemy się wyspać to raczej nie w samochodzie. Podzieliłem się tą uwagą, że mogę spać w namiocie. Myśl bardzo się spodobała Robertowi. I szybko zaczął mi szukać miejsca na rozbicie (przy hotelu - gdzie był zakaz parkowania prywatnych samochodów, lub na poboczu na zakręcie drogi górskiej). Oczywiście na dwie pierwsze lokalizacje nie zgodziłem się motywując zagrożenia jakie mogą one nieść. W sumie coraz bardziej nie chciało mi się wychodzić z samochodu. Jednak kolejna miejscówka była bardzo fajna oraz bezpieczna. Robert rozłożył się na pierwszych trzech siedzeniach z przodu samochodu. Marcinowi zostało jedno miejsce z tyłu i góra plecaków.

Marcin pomógł mi w rozłożeniu namiotu, choć rozkładanie tego namiotu to dla jednej osoby 2 minuty roboty. No, ale chce się nauczyć, bo będzie musiał w przyszłości kupić jakiś taki namiot. :) No i mi też milej, że ktoś coś chce robić.

Przygotowałem sobie jeszcze kolację z Liofilizatów (turystyczne jedzenie) i położyłem się spać.

Przemyślenia:

Świat ciągle mnie czymś nowym zaskakuje.

 

Licencja: Creative Commons
0 Ocena