Spotykając się z właścicielami większych i mniejszych firm budowlanych, jak również z architektami zauważam, że wiedza dotycząca kamienia jest bardziej niż marna. Wykorzystują to firmy produkujące okładziny z gipsu lub betonu. Kowalski kupując ich produkty za powiedzmy 90 zł za mkw., jest przekonany, że oto okazyjnie nabył materiał uznawany dotychczas za luksusowy. Niedawno zatrzymałem się w sklepie i widząc budujący się tuż obok budynek wdałem się w rozmowę ze panią ekspedientką.
Od słowa do słowa dowiedziałem się, że oto jej mąż stawia właśnie pizzerię. Postanowiłem zaproponować mu okładziny kamienne do wnętrza. Ten stwierdził, że właśnie kupił sobie kamień w markecie budowlanym za jakieś 70 zł za mkw. Szczerze zdziwiony poprosiłem go, by pokazał mi to cudo. Jak się okazało, była to oczywiście gipsowa imitacja łupanego piaskowca. Gość przez jakiś czas jeszcze przekonywał mnie, że to kamień, bo przecież tak było napisane, tak ma też na fakturze. Odłamałem więc kawałek, wyciągnąłem granulki keramzytu i wskazałem, że został on dyskretnie oszukany. I nie tylko on. Prawie każda moja rozmowa z budowlańcem, po pokazaniu mu np. panelu z łupanego gnejsu, zaczyna się od pytania: Aha, to robicie coś takiego jak Stegu? Z całym szacunkiem do firmy z Jełowej i jej produktów muszę tłumaczyć, że jest to zupełnie inny rodzaj materiałów wykończeniowych.
Zadziwiające, że tak znikomą wiedzę o kamieniu posiadają także architekci. Ale co się dziwić. Wystarczy wejść do jakiegokolwiek marketu budowlanego by się o tym przekonać. Słowo kamień w odniesieniu do gipsów jest tam tak wyświechtane, że z marketu budowlanego skołowany wyjdzie najtęższy kamieniarz. Podobnie w Internecie. Wpisałem w wyszukiwarce frazę: "kamień elewacyjny". Na wejście wyskakują czołowi producenci gipsów w Polsce nadużywając słowa kamień dosłownie co drugie zdanie. Co gorsza, powtarzają to czołowe portale budowlane w Polsce. Proceder jest na tyle zaawansowany, że słowo kamień, zwłaszcza kamień elewacyjny stało się powszechną nazwą handlową do gipsów, tak jak dawniej słowo adidasy odnosiło się do każdych sportowych butów. Niestety, potężne firmy produkujące gipsy skutecznie przekrzykują kamieniarzy. Owszem, istnieje ogólnoeuropejski znak: kamień naturalny, którym opatrywane powinny być materiały pochodzenia naturalnego, ale jego promocją zajmuje się jedynie jeden bezsilny zresztą związek w branży nie będący w stanie wyjść z promocją tego znaku nawet do szerszego grona ludzi związanych z kamieniem. A tymczasem społeczeństwo żyje w błogiej nieświadomości przekonane, że oto za kilkadziesiąt złotych stwarza sobie na ścianie salonu namiastkę luksusu w postaci kamienia. Proponuję zatem przed zakupem upewnić się u sprzedawcy, z jakiego pochodzenia produktem mamy do czynienia. Czy faktycznie kupujemy kamień, czy zgrabnie uformowany gips.
A jak rozpoznać różnice? To bardzo proste. Po pierwsze łupek z gipsu nie będzie miał odstępów pomiędzy poszczególnymi "kamieniami". Po drugie pod spodem zobaczymy równą powierzchnię poprzetykaną granulkami keramzytu. Po trzecie, gdy spojrzymy bokiem na panel z gipsu nie znajdziemy łączenia pomiędzy poszczególnymi "kamieniami" a podstawą, będzie to jedna całość. Po czwarte wreszcie, płytki gipsowe kamieniopodobne, po tak powinny się one nazywać, mają powtarzalne wzory, podczas gdy każdy panel z kamienia będzie się różnił. Mam nadzieję, że te kilka uwag będzie pomocnych i nie będziemy dawać nabijać się w butelkę kupując gipsowe odlewy przekonani, że nabyliśmy kamień.
Po lewej odlew gipsowy, po prawej panel z kamienia na podstawie betonowej