Problem w tym, że dzieci rosną, a mebelki nie. Robi się coraz ciaśniej, bo zabawek przybywa. Przybywa także książeczek do oglądania, a potem do czytania. Może do rysowania, zamiast stosu kartek i łamiących się kredek, lepsza byłaby tablica z kredą. Gdzie to wszystko pomieścić? Stolik nie wystarcza, a gdy jest więcej dzieci, ciągle na nim za ciasno.
Dlaczego nikt nie wpadł na pomysł, żeby tablica była w miarę potrzeb podwyższana na stojaku i miała skrzydło dla drugiego dziecka? Stolik też mógłby być składany, nie byłoby walki o miejsce do pracy. Skoro są już piętrowe łóżka, to czemu nie ma stołeczków rozsuwanych lub składanych? Przecież czasem do zabawy potrzebna jest podłoga. Gdzie podziać mebelki dla dzieci, gdy mali mieszkańcy chcą urządzać wyścigi samochodowe? Potrzebne są regały, ale one też zajmują dużo miejsca. Przydałyby się lekkie półeczki, na przykład nad stołem. Tam „mieszkałyby” przybory do pisania, papier, kredki, może lampka oświetlająca stolik zamiast dużego światła z sufitu.
Okazuje się, że mebelki dla dzieci to pole do popisu dla wielu wynalazców i producentów sprzętu codziennego użytku. Czeka na to wiele dziecięcych pokoików i ich mieszkańców. Jeżeli chcemy, żeby dzieci umiały się bawić, rozwijać swoje umiejętności, musimy dać im „narzędzia” i uczyć je samodzielnego zdobywania doświadczeń przy bezpiecznych zabawkach.
Być może takie mebelki są już w sprzedaży, ale za mało o nich wiemy? Chciałoby się w każdym mieście, a nawet w każdej dzielnicy znaleźć salon mebelków dla dzieci. Najlepiej całe zestawy dla kilkorga w jednym pokoiku.