Prowadzone obecnie na polskim rynku praktyki SEO nie korzystają raczej z bogactwa języka, bo też nikt od nich tego nie wymaga. Samym pozycjonerom zależy raczej na szybkim zysku niewielkim kosztem, a klienci mają najwyżej średnie pojęcie o tym, jak wszystko ma działać. Efekt jest taki, że strony z tekstami pozycjonerskimi pękają w szwach od jakichś dziwolągów rodem z kiepskich mieszarek i automatów do tworzenia synonimów. Pozycjonowanie w oparciu o coś takiego nie jest ani skuteczne, ani etyczne, ani nawet tanie.
Z drugiej strony barykady stoją copywriterzy i grupka seo-wców, którzy chcieliby zarobić na pisaniu i obsłudze profesjonalnych tekstów. Tu znów popada się w drugą skrajność, w której brak przecinka jest traktowany jako śmiertelny grzech, a nietypowa inwersja stylistyczna jest powodem do odsądzania od czci i wiary.
Nie wiadomo z oficjalnego źródła, jak działają boty wyszukiwarek. Wiadomo na pewno jednak, że analiza treści w ich wykonaniu jest dość dokładna. Trudno sobie wyobrazić jednak, aby ludzie, którzy w tych skryptach implementowali sprawdzanie pisowni byli polonistami, i to o bardzo konserwatywnych poglądach. Nawet w tym tekście może być literówka, choć nie została wykryta przez automaty edytora na moim komputerze w czasie wprowadzania do serwisu. Może więc tolerancja Google będzie podobna. Na pewno błędy ortograficzne są znajdowane. Ile trzeba ich znaleźć, aby obniżyć moc linków w tekście? Mam wrażenie, że wystarczy jeden, choć nie będzie to od razu tragedia. Na pewno jednak im więcej kompromitujących błędów, tym niższa moc linków. Trudniej niż z ortografią będzie z gramatyką. Tu są wyjątki, sprzeczne czasem interpretacje, a lokalizacje akcentu zależą od zamierzeń autora. Przypuszczam więc, że i normy weryfikacji są mniej kategoryczne, jednak jakieś są na pewno, ponieważ strony zawierające frazy takie jak „copywriting Kraków” nie są dobrze oceniane przez Google i wystarczy jedna- dwie takie frazy, aby dało się to odczuć. Na pewno nie w każdym przypadku będzie to tak samo widoczne, jednak założyć można bez wielkiego ryzyka błędu, że to, co razi większość czytelników, uderzy też Google, a w konsekwencji wróci do autora strony w postaci niższej pozycji witryny.