Tak się jakoś porobiło w dzisiejszych czasach, że przedkładamy utrwalanie rzeczywistości nad jej przeżywanie. Stąd po całym świecie ganiamy obwieszeni aparatami fotograficznymi, kamerami a ostatnio z komórkami i pstrykamy (kręcimy) wszystko co pod obiektyw sie nawinie. I nie raz, nie dwa zdarza się, że coś bardzo istotnego nam umyka, gdy patrząc w wizjer nie widzimy drugiego człowieka... A ile razy zdarzyło Ci się, że dopiero w domu, odtwarzając fotografię, film tak naprawdę widzisz gdzie byłeś i co mogłeś zobaczyć... ale zajęty byłeś fotografowaniem. To niebezpieczna tendencja, mając wszystko utrwalone nic nie mamy przeżyte. Brak czasu. I czym różnimy się wtedy od kogoś kto zwiedził wszystkie utrwalone przez nas miejsca siedząc w fotelu przed telewizorem gdzie właśnie na DISCOVERY nadają reportaż z ...
No tak, niby racja. Tylko czy masz dzieci? A jeżeli je masz to czy zajrzałeś już do albumu z ich zdjęciami sprzed... miesięcy, lat? Czy nie jest to jedyna sytuacja w życiu gdy nie mamy czasu przeżywać chwil z naszym dzieckiem ,bo trzeba je nakarmić, przewinąć, ubrać po prostu zatroszczyć sie o nie. I czy nie jest tak, że gdy nagle, niespodzianie mamy te 5 minut postoju to z przerażeniem stwierdzamy, że nie mamy już niemowlaka tylko przedszkolaka, że nasz przedszkolak stał się gimnazjalistą, a gimnazjalista właśnie kończy studia. I kiedy to się stało? No cóż tak to już jest i nic na to nie poradzimy. No może z wyjątkiem tych paru smutno-szczęśliwych chwil spędzonych nad albumem gdzie tkwią nasze zdjęcia dzieci, naszych dzieci!