Znowu nie mogę zasnąć. Jest taki dzień w kalendarzu, w którym wiercę się na łóżku, co trzy minuty zmieniam pozycję do spania, przeklinam na czym świat stoi, ale zasnąć nie mogę. I, jak zazwyczaj, to wina faceta oddalonego o 384 403 km ode mnie. Oczywiście mówię o Księżycu.