Idzie matka ulicą Prostą
W łonie niesie owoc życia swojego
W jej sercu obok troski miłość gości
Do szaleństwa kocha swego małego.
Idzie dziecko ulicą Wesołą
Okrywa je wyrośnięty płaszcz
Dziurawy but okrywa stopkę małą
Jego radosnej twarzy nie dotyka znój.
Ono patrzy na życie beztrosko.
Biegnie, staje, podnosi dłoń, krzyczy.
Nagle czuje, że jest już dorosłe.
Od tej pory ciągle szuka, liczy.
Idzie młodzian ulicą Przyszłości.
W głowie snuje marzeń sieć.
Myśl jego jest chmurna, górnolotna.
Nie każdy może takie myśli mieć...
Idzie człowiek z kieszenią pełną trosk.
Nie ma już marzeń, wzniosłych, górnych,
Nie sprzyjał im życia los.
On przecież musi dziecku wytrzeć nos.
Idzie starzec zgarbiony życia ciężarem.
Oddech krótki, urywany suchy.
Nagle czuje, ze coś go przygniata
I wciąga w otchłań nieznaną.
Idzie trumna ulicą Wesołą
Ulicą dziecka bez buta, bez trosk.
A śpiewają hymn i w tłuką czaszką...
Ziemia przyjmuje swój nowy łup.