Słońce świeci jasno i wysoko.
Drzewo rzuca kojący nas cień.
Bujne pastwiska, plony cieszą oko.
Szczodrością darzy nas każdy dzień.
W ten czas lubię leżeć niedbale,
W cieniu lipy, jabłoni lub bzu
I dumać leniwie, beztrosko, ospale,
Ze źdźbłem trawy w kącie ust.
Myśl zaś leci wolna, nietrwała, beztroska,
Za chmurką przybłędą, ozdobą błękitu nieba,
Za muszką natrętą, co nieustannie bzyka,
Za motylem kolorowym, za wąską struga światła…
I…powstają w mojej głowie różne twory i dziwadła.
Zlep fantazji i misternie utkanego artyzmu jawy
Tworzy świat nowy, niezwykły wspaniały -
Mimo, że ulotny.
Przezroczysty jak kryształ, jasny i ....
Barwnie świetlisty.
Jak obłok z pary, tak sypki i lekki –
Niezwykły, puszysty.
W te chwile bywa, że jawi się przed moimi oczami
Bezkształtny bezkres – biały i cieniście lśniący .
Jak monument z gładkiego marmuru wycięty,
Tak piękny, potężny, niewzruszony i trwały.
Nagle….
Widzę przed sobą zaświaty, nad czasem,
Nad rzeczywistością istniejącą f o r m ę.
Najpierw próbuję, bezładnie zebrać razem,
Tą wizję uroczą, to zjawisko, tą prawdę…
Potem bezwiednie, pozwalam przepłynąć przez siebie,
Owej ulotności i niepowtarzalnemu widzeniu.
Jako nagłemu, niespodziewanemu doznaniu
Nowego, nieznanego formatu wszechświata.
Tylko, w taki sposób mogę uhonorować,
Uczcić i złożyć pokłon wieczności,
„B o s k o ś c i” i nieskończoności.