Niebo gwieżdziste nad nami,
Fantasmagorie pod nogami.
MY zaś w łupince maleńkiej
Zmierzamy ku otchłani.
W otchłani czeluść woła ciemnością
I kusi pozorną czułością.
By wessać nas całych z lubością.
W swą dziurę - brzemienną nicością.
Łupinka nasza się broni,
Próbuje zawrócić z drogi
I znaleźć jasny promyczek,
Który ją odda światłości.
Zaś światłość pełna współczucia,
Otwiera swoje ramiona.
Wystarczy złapać nić jedną
I wrócić do swego istnienia.
W istnieniu jest cisza i spokój
I radość trwania w wieczności.
Tak bliska, że ręką sięgnąć,
Lecz ciągle jeszcze, nie dla nas?
Więc - łapmy ten promyk mizerny
Bo on nas zaprowadzi
Do tego, czego pragniemy
Gdy ślepo błądzimy w nieładzie.