Wszystkich niemalże przyjeżdżających do tego małego kraju dziwi przekonanie większości poznanych tu Szkotów, że mieszkają w bardzo biednym kraju. Ich z kolei dziwi ze nam opłaca się tu przyjeżdżając, szczególnie tych, którzy odwiedzili już Polskę. Słusznie, bowiem zauważają, że przeciętni ludzie w Polsce żyją na pozór dostatniej od ich odpowiedników w Szkocji.
Szczególnie dotyczy to warstwy trochę powyżej najuboższej w obu krajach - robotników niewykwalifikowanych, osób pracujących dorywczo lub bezrobotnych. Wynika to z wielu nieporozumień po obu stronach, nieznajomości lokalnej kultury oraz współczesnej historii obu krajów.
W Szkocji bloki są miejscem zamieszkania osób najuboższych, często też dotkniętych patologiami, alkoholików, narkomanów, byłych więźniów, którym tu bardzo trudno o pracę.
Bloki te, choć z zewnątrz wyglądają często bardzo porządnie, mieszkania w nich, to najniższy tutejszy standard, jednak jest w nich bezpiecznie ze względu na zainstalowane wszędzie kamery.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu poziom życia w Szkocji był o wiele niższy niż w Polsce. Ludzie po czterdziestce opowiadają jak w dzieciństwie zbierali węgiel na torach i sprzedawali po domach po funcie za worek, który ledwie mogli udźwignąć żeby dorobić do domowego budżetu.
North Lanarkshire, hrabstwo, które jest dobrym przykładem zmian, było regionem górniczo stalowniczo hutniczym, po reformach Margaret Thatcher, zamknięto te zakłady, co spowodowało ogromne bezrobocie. Ostatnią hutę w Motherwell zlikwidowano w 1992 roku, zwalniając 4000 pracowników. Bezrobocie wynosiło tu ponad 24%. Był to jeden z najbiedniejszych regionów Europy. Po rozpoczęciu restrukturyzacji, hrabstwo zaczęło się szybko rozwijać.
Napływały inwestycje, jak grzyby po deszczu powstawały nowe zakłady pracy, korzystając z wielu ulg. Dziś jest najszybciej rozwijającym się hrabstwem w Szkocji, bezrobocie nie przekracza 4%. Mimo to wiele osób żyje przeszłością, przekonani o tym, że nadal jest tu biednie, nie szukają pracy i żyją z zasiłków.
Udana restrukturyzacja miała sta się wzorem dla restrukturyzacji Nowej Huty http://www.polska-szkocja.com/dload.php?action=file&id=9
Mieszkanie przeciętnego Szkota, choć jest większe, zazwyczaj jest mniej starannie wykończone niż mieszkanie w Polsce. Ciągle realizowany jest tu program walki z bezdomnością, choć mieszkań jest nadmiar. Wystrój sklepów dziwi Polaków, w centrum Glasgow, wiele sklepów wygląda tak jak wyglądały czterdzieści lat temu, o ich odmalowywaniu świadczą tylko warstwy łuszczącej się gdzie nie gdzie farby.
W szkockich mieszkaniach standardem są wykładziny dywanowe, od niedawna stały się modne panele. Podłogi z prawdziwego drewna są rzadkością, podobnie jak kafelki w łazienkach. Wynika to po części z faktu, że Szkoci o wiele częściej zmieniają mieszkania niż Polacy. Nikt tu nie przygotowuje mieszkania na najbliższe 25 lat, bo być może za rok je zmieni. Z kolei bardzo dużo Szkoci wydają na jedzenie, nie, dlatego że jedzą lepiej, ale dlatego że nie gotują. Co czwarty lokal na ulicach to tzw., take away gdzie Szkoci kupują gotowe jedzenie. Do tego w wielu miejscach stoją busy, gdzie można też kupić hamburgera, rybę kiełbaski itp. O dziwo najczęściej korzystają z nich najubożsi. Podstawowym sprzętem w szkockim mieszkaniu jest telewizor i DVD lub Video, często nie jeden, ale kilka, jak największy w salonie, mały w kuchni i do tego w każdej sypialni.
Podstawowym wyposażeniem kuchni – zamrażarka, mikrowela i toster.
W roku 1999 Szkocja uzyskała częściową niezależność, wybrano własny parlament, zaczęto drukować własne pieniądze. Dzięki funduszom U.E. oraz utworzeniu stref ekonomicznych, przyciągających inwestorów niskimi podatkami, kraj zaczął się szybko rozwijać. Bezrobocie z ponad 20 procent spadło do ok. 4,7% w całej Szkocji, w niektórych regionach wynosi niewiele ponad 1%. Powstały strefy ekonomiczne takie jak między innymi Eurocentral, przy autostradzie M-8 gdzie znajduje się kilkadziesiąt ogromnych zakładów pracy, a same drogi wewnętrzne to około 30 km.
Jednak przez kilkanaście lat wysokiego bezrobocia, większości bezrobotnych przyzwyczaiła się do życia z pomocy społecznej.
Nadal występuje tu jeden z najwyższych wskaźników wykluczenia społecznego.
Glasgow, które przekroczyło 1 mln mieszkańców w 1914 roku, liczy dziś niewiele ponad 600 000.
Mimo rozwiniętego systemu edukacji i wszechstronnej pomocy państwa w nauce i zdobywaniu nowych kwalifikacji, duża cześć młodzieży kończy edukację w wieku 14, 15 lat, (choć obowiązek szkolny obejmuje ich do lat 16) Przy braku zawodu i jakichkolwiek kwalifikacji trudno im znaleźć pracę, a zresztą nie specjalnie jej szukają. Analfabetyzm wśród młodzieży jest bardzo wysoki. Zdarzało się, że Polacy pomagali młodym Szkotom wypełnić aplikację do pracy. Wystarczyłby im kilkumiesięczny kurs, aby zdobyć zawód, w którym mogliby zarabiać około 400 funtów tygodniowo, mimo to wolą pracować za nationale minimum wage (najniższa stawka godzinowa obecnie 5,45) co po odjęciu podatku i ubezpieczenia daje około 180 funtów na tydzień. Większość w ogóle nie pracuje, utrzymuje się z drobnego handlu, kradzieży, handlu narkotykami.
Pieniądze, które mogliby uzyska ucząc się, prawdopodobnie byłyby niewiele mniejsze od najniższej pensji, którą otrzymują. Przy tym ludzie z kwalifikacjami zarabiają tu naprawdę duże pieniądze. W Szkocji wciąż brakuje Lekarzy, Policjantów, Nauczycieli, Mechaników, Hydraulików.
Szkocki rynek pracy wchłonął około 100 000 pracowników z Europy wschodniej, przy tym bezrobocie nawet nie drgnęło. W kraju gdzie mieszka zaledwie 5,4 miliona ludzi.
W ciągu ostatnich 10 lat Szkocja wykonała ogromny skok ekonomiczny, ale nie kulturowy.
Kiedy oglądam niektóre dzielnice, przypomina mi się atmosfera niektórych małych polskich miast, gdzie rano nikt nie spieszy się do pracy, gdzie można już od rana spotkać pijanych z tą tylko różnicą, że tu nie można pic na ławce w parku.