Owe nieprawidłowości nie wynikają często z braku odpowiednich uregulowań prawnych. Wręcz przeciwnie – w wielu wypadkach są efektem przemyślanej strategii, polegającej na chytrym i nie zawsze zgodnym z prawem ułożeniu regulaminu danej usługi czy serwisu sieciowego. Wiele osób nie zdaje sobie wciąż sprawy z faktu, iż decydując się na zakup czegoś w Sieci, muszą również zaakceptować zasady obowiązujące w miejscu, w którym dokonują tej transakcji. W większości wypadków klikamy po prostu przycisk Dalej, nie zapoznając się nawet z podstawowymi punktami regulaminu, nie mówiąc już o dokładnej analizie zawartych w nim treści. A ta potrafi być czasami przewrotna i przyprawić o prawdziwy zawrót głowy.
Zauroczenie może szybko prysnąć
Wydawać by się mogło, że rejestracja domeny internetowej to jeden z najprostszych zakupów – niezagrożony żadnymi ukrytymi pułapkami. Płaci się za rok użytkowania adresu, opłata nie jest zbyt wygórowana, a często można się również natknąć na promocje umożliwiające zakup swojej nazwy nawet za kilka złotych – jednym słowem: „żyć, nie umierać”. Jest to jednak tylko iluzja, gdyż podobnie jak w wypadku umów podpisywanych z dostawcami Internetu, operatorami sieci komórkowych czy innymi firmami świadczącymi na co dzień podobne usługi, tak i tutaj możemy się natknąć na rozwiązania mniej lub bardziej korzystne dla klientów. Na co więc należy zwrócić uwagę, by ustrzec się popisania czegoś na kształt cyrografu?
Przede wszystkim trzeba przyjrzeć się wszystkim kosztom ponoszonym podczas rejestracji domeny oraz znaleźć informację na temat tego, czy szumnie reklamowana promocja na pewno dotyczy produktu (czyli konkretnego typu domeny, np. .pl, .eu, regionalnej itp.), na zakup którego się zdecydowaliśmy. Może się bowiem okazać, że niska cena faktycznie obejmuje adresy z rozszerzeniem .pl, ale zawężone tylko do puli zawierających znaki diakrytyczne, czyli domeny typu IDN, cena „zwykłej peelki” jest już natomiast kilkakrotnie wyższa. Warto sprawdzić to wcześniej, gdyż często wyraźna informacja o właściwej cenie pojawia się dopiero w trakcie rejestracji, kiedy fakt ten może umknąć nieuważnemu użytkownikowi.
Pierwsza rocznica – pierwszy kryzys
Drugim ważnym czynnikiem, na który warto zwrócić uwagę, jest tzw. cena odnowienia, czyli opłata, którą będziemy musieli uiszczać za przedłużenie ważności naszej domeny po upływie pierwszego roku jej użytkowania. Tutaj niestety ceny są znacznie wyższe niż te oferowane przez rejestratorów podczas zakupu nowego adresu internetowego. Trzeba o tym pamiętać, by uniknąć niemiłego rozczarowania, gdy po roku otrzymamy list z informacją o wysokości opłaty za kolejny okres. Przed rejestracją warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nasza obecność w Internecie będzie jedynie krótkotrwałą przygodą i „szybką akcją promocyjną”, czy też planujemy zostać tu trochę dłużej, czyniąc ze swojej „wirtualnej placówki” jeden z filarów naszego biznesu. Niestety, ceny odnowień domen są zależne od stawek proponowanych przez NASK, w związku z czym firmy rejestrujące je w naszym imieniu nie mają w tej kwestii wielkiego pola manewru. Jedyne, co mogą zrobić, by zaoferować atrakcyjniejsze warunki cenowe, to zrezygnować z części swojej marży (niektóre firmy tak czynią).
W celu podjęcia dobrej decyzji najlepiej przeprowadzić proste obliczenia wynikające z szacowanego czasu obecności naszej domeny w Internecie. Dla przykładu: jeżeli okres ten ma wynieść 4 lata, to przygotowujemy wzór: cena I roku + 3*(cena kolejnego roku) = cena 4 lat. Żeby nie pozostać gołosłownym, przełóżmy to na konkretne liczby. Zakładamy, że za rejestrację nowego adresu w firmie X płacimy promocyjną cenę wynoszącą 10 zł, a za kolejne lata jego użytkowania musimy zapłacić już 100 zł. Całkowity koszt utrzymania domeny przez cztery kolejne lata wyniesie wówczas 310 zł. Za ten sam okres natomiast w firmie Y, która proponuje rejestrację domeny w wyższej cenie (np. 30 zł), ale w kolejnych okresach opłata ma wynieść 75 zł, zapłacimy już tylko 255 zł. Różnicę widać gołym okiem – może nie jest ona porażająca, ale gdy ktoś planuje zakup kilku lub nawet kilkunastu domen, będzie to oszczędność, o którą warto zadbać. Trzeba po prostu pamiętać, że wszystkie „rewolucyjne” obniżki cen mają za zadanie przyciągnąć klienta, który często nie zdaje sobie sprawy ze szczegółowych zapisów znajdujących się w cenniku oraz regulaminie.
Zanim powiesz „tak”, przeczytaj regulamin
Nawet w wypadku przeświadczenia o wyborze najlepszej oferty domenowej po pewnym czasie może się zdarzyć, iż zapragniemy zmienić firmę obsługującą nasz adres. Gdy nasz adres został zarejestrowany w promocji, być może się okaże, że „przeprowadzka” nie jest wcale taka prosta i zastawiono na klientów kilka pułapek.
Według regulaminu NASK firma, w której dokonaliśmy zakupu domeny, ma obowiązek wydać nam tzw. kody authinfo nawet po kilku dniach jej użytkowania. I nierzadko w tym właśnie miejscu pojawiają się „schody”. Kupując domenę w „cenie promocyjnej”, musimy pamiętać, aby zwrócić uwagę na koszt rejestracji według standardowego cennika danej firmy. Informacja ta okaże się bardzo przydatna w wypadku chęci odstąpienia od umowy abonenckiej przed upływem okresu jej ważności. Rejestratorzy żądają wówczas wyrównania różnicy między kwotą pobraną od klienta a tą widniejącą w normalnym cenniku. Niestety, jeśli operator dodatkowo wykaże się złą wolą, może próbować interpretować swój regulamin w sposób jeszcze mniej dla nas korzystny, tj. żądać dopłacenia do wysokości ceny ustalonej przez NASK. Nie ma ścisłych przepisów regulujących tę kwestię i wszystko zależy od swobody interpretacyjnej partnera NASK-u.
Trzeba mieć jednak świadomość tego, iż należność za odstąpienie od umowy przed czasem nie może być wyższa niż „pozapromocyjna” cena domeny. Na rynku można spotkać się z opłatami karnymi, do uiszczenia których klient jest zobowiązany postanowieniami regulaminu, ale działania takie balansują już na granicy prawa. Operator ma pewną dowolność w dobieraniu nazwy dla procesu pobierania należności za zerwanie umowy, tj. może ją nazwać karą, wyrównaniem itp. Ale niezależnie od miana całościowa opłata za domenę nie może przekraczać jej standardowej ceny.
Gdy zamarzymy o wcześniejszej przeprowadzce do innej firmy, możemy również spotkać się z próbą „przykucia” klienta za pomocą zapisu nakładającego obowiązek przedłużenia u obecnego operatora ważności domeny o kolejny rok, dwa lub nawet dłużej. Wówczas dopiero po uiszczeniu odpowiedniej kwoty mamy możliwość przenosin do konkurencji. Warto więc „zlustrować” regulamin również pod kątem tego typu „usidlających” rozwiązań. Na szczęście w takim wypadku nie tracimy opłaconego okresu abonamentowego, który obowiązuje również w nowo wybranej przez nas firmie.
Kolejnym wątpliwym zapisem, na który możemy natknąć się w regulaminach, jest opis kroków podejmowanych w wypadku nieudanej rejestracji domeny. Może się zdarzyć, iż zamówiony przez klienta adres z różnych przyczyn nie będzie mógł być zarejestrowany (np. miało to często miejsce podczas rejestracji domen .eu w okresie sunrise). W takiej sytuacji operator ma obowiązek zwrócić całą kwotę klientowi bez podejmowania przez tego ostatniego żadnych formalnych kroków – innymi słowy: zwrot powinien odbywać się automatycznie. Wprowadzanie zapisów regulaminowych o częściowym zwrocie lub o konieczności występowania z pisemnym podaniem o niego są zwykłym nadużyciem.
NASK strażnikiem udanego pożycia
Na koniec warto pamiętać też o tym, że regulamin NASK-u w świecie domen stanowi swoistą „konstytucję”, której przepisy są nadrzędne nad wszystkimi rozwiązaniami „ustawowymi” stosowanymi przez firmy partnerskie. Co to oznacza? Tak jak w wypadku konstytucji, tak i tutaj przepisy zawarte w regulaminach nie mogą być sprzeczne z rozwiązaniami wprowadzonymi przez NASK. W wypadku konfliktu między nimi stosuje się zawsze regulacje zawarte w akcie wyższym, czyli „konstytucji” NASK-u.
Pamiętajmy też, że żyjemy w dobie Web 2.0, w której to zbiorowa świadomość społeczności wirtualnego świata służy często skuteczniejszą radą i pomocą niż wiele nawet najtęższych umysłów znanych nam z „realu”. Zawsze przecież przed wyborem firmy, w której zarejestrujemy domenę, można urządzić sobie wędrówkę po forach dyskusyjnych i po prostu poczytać, „co ludzie gadają”, gdyż taka wiedza jest często zdobyczą cenniejszą niż najdokładniejsza analiza regulaminu.