Wówczas to w komnatach ustawiono stoły nakryte dywanami tureckimi, na nich ułożono koronacyjne klejnoty - przez trzy dni za okazaniem biletów po raz ostatni można było podziwiać zawartość skarbca koronnego.
W 1794 roku, gdy armia pruska rozpoczęła okupację Krakowa, włamano się do skarbca, dokonano bezprecedensowej kradzieży a złoto z przetopionych insygniów przeznaczono na wybicie monet i opłacono nimi pruską armię. Klejnoty zaś zdobiły dekolty niemieckich księżniczek bawiących się na salonach Kongresu wiedeńskiego.
W czasach największej potęgi Pierwszej Rzeczypospolitej koronacyjne klejnoty dodawały blasku polskim monarchiniom.
Podczas koronacji król wprowadzał swoją małżonkę do katedry i osobiście zwracał się do prymasa z prośbą o namaszczenie królowej. Dostojnik nakładał koronę, do rąk królowej podawał berło i jabłko. Nie składała ona jednak przysięgi a cały rytuał nie miał mocy prawnej. Nie określano, w jakim stroju powinna wystąpić monarchini, powinna mieć jednak rozpuszczone włosy. Gdy koronacja królewskiej małżonki była niezależna od koronacji króla, nie używano insygniów symbolizujących władzę państwową - nie było nagich mieczy ani też chorągwi koronnej i litewskiej.
W 1454 roku opracowano rytuał koronacyjny dla Elżbiety Rakuszanki, drugi zaś oparty na wzorach węgierskich dla Barbary Zapola (pierwszej żony króla Zygmunta Starego) obowiązywał do ostatniej koronacji na polskim tronie w roku 1734 - Józefy Marii, żony Augusta III Sasa.