Warto oderwać się od schematu. Wybrać dekoracje ścienne odpowiadające fantazji. Inne niż zwykłe, białe ściany.
Bo ściana nie może być biała. To znaczy – może, ale co to za ściana? Nudna, przewidywalna, sterylna i w ogóle jakby swoim betonowym żywcem wyjęta z jakiegoś urzędu. A i to niekoniecznie, bo przecież w urzędach spotkać można (obok tradycyjnych lamperii) bardzo ciekawe dekoracje ścienne. Białym ścianom powiedzmy więc – stop. O ścianę trzeba dbać, starać się i próbować nowych zdobień. Taka ściana żyje i pomaga lepiej żyć innym.
Pytanie – od czego zacząć. Wiadomo – dekoracje ścienne to kategoria bardzo pojemna. Więc – pytanie. Od czego zacząć? A odpowiedź – od wyboru materiału, którym ściana będzie zdobiona.
Można sięgnąć po tapetę. I odrzucić stare stereotypy, według których tapeta na ścianie sprawdza się tam, gdzie meblościanka – w latach osiemdziesiątych. Dzisiaj tapety to prawdziwe dzieła sztuki. I tak samo drogie. Można je łączyć, można wykorzystywać gotowe kreacje. Takie dekoracje ścienne mają dodatkową zaletę – sprawiają, że pokój wydaje się cieplejszy.
A może spróbować czegoś innego? Czegoś, jak naklejki. Że na ścianę się nic nie nakleja? Bzduda. Można naklejać, nalepiać i przytwierdzać. Byle – z głową. Na pomalowaną w pastelowy kolor ścianę pasować będą więc naklejki roślinne, ale też odwołujące się do popkultury. Na przykład takie z mostem Golden Bridge z San Francisco.
Powie ktoś – dziecinada. Niech będzie. Dla takich są inne sposoby. Na przykład tynki strukturalne. Albo dekoracje gipsowe. Trójwymiarowe, chropowate, nadające wnętrzu ciekawego klimatu. Sprawiające, że światło się załamuje, gra, robi patrzącemu psikusy.
A jak nie tynki, to stiuki. Albo farby strukturalne. Albo jeszcze coś innego. Na przykład – materiał. Umieszczony na ścianie przy użyciu odpowiednich klejów. To dla odważnych. A dla bardziej stonowanych – tapety natryskowe.
Albo po prostu różne kolory.
Sposobów jest wiele, ważne, żeby mieć odwagę odejść od utartego schematu i dać się wciągnąć w przygodę samodzielnej dekoracji wnętrz.