Wywiad z amerykańskim miliarderem polskiego pochodzenia - Tadeuszem Witkowiczem. Pochodzi z biednej rodziny z końca świata, gdzieś przy granicy z Ukrainą, miasto kodeń. Jest pierwszym Polakiem, który wprowadził firmę na NASDAQ, dwukrotnie nawet. Dorobił się ogromnej fortuny.

Data dodania: 2010-04-27

Wyświetleń: 2409

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 6

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

6 Ocena

Licencja: Creative Commons

Młodzi ludzie są mądrzy, dobrze wykształceni, naprawdę są fajni, tylko warunki jeszcze dalej nie są takie, jakie powinny, żeby ten biznes się rozkręcał, ale powoli to się da zrobić, wydaje mi się. Mam nadzieję, że więcej ludzi takich podobnych jak ja, zaangażuje się. Co jest ważne, czego w Polsce widzę brak, to angażowanie się ludzi, którzy już zarobili pieniądze. Polaków, którzy mają własne firmy. Nie angażują się, tak jak w Stanach w startupy. W Ameryce takie osoby angażują się, biorą udział w radach nadzorczych, są doradcami, aniołami biznesu, opowiadają na konferencjach, spotykają się z młodymi przedsiębiorcami. W Polsce nie jest to jeszcze praktykowane tak mocno. Nie wiem, dlaczego...

Kamil Cebulski: Co jest potrzebne do osiągnięcia sukcesu: samozaparcie i ciężka praca; oczy i uszy szeroko otwarte, żeby nie zmarnować szansy, która nigdy się nie powtórzy; nawiązywanie kontaktów z niemal wszystkimi, czy po prostu szczęście?

Tad Witkowicz: Uważam, że aby osiągnąć sukces w życiu, trzeba spełnić trzy warunki: znaleźć okazję i ją rozpoznać, mieć siłę charakteru oraz konsekwentnie działać. Na szczęście liczyć można raczej przy kupowaniu biletu na loterii.

W biznesie szansą może być zmiana koniunktury, taka, jaką była zmiana ustroju w Polsce 20 lat temu, późniejsza prywatyzacja lub pojawienie się Internetu. Takie okoliczności tworzą luki rynkowe, które można wykorzystać, tworząc działalność gospodarczą. Wielu Polaków wzbogaciło się przy takich okazjach. Podałem przykład Internetu, bo na tym się trochę znam. Pojawienie się go spowodowało, że firmy masowo zaczęły zakładać własne strony internetowe. Równocześnie zaczęły się na rynku pojawiać firmy oferujące rozwiązania problemów, które powstały tylko dlatego że pojawił się Internet. Problemy, takie jak wyszukiwanie danych (wyszukiwarki internetowe), zabezpieczenie przed hackerami (firewall'e), zabezpieczanie się przed wirusami (programy antywirusowe), brak odpowiednich programów komputerowych lub komputerów (serwerów) dały założycielom nowych firm okazję do stworzenia fortun.

Ja założyłem trzy firmy, wykorzystując pojawienie się nowych technologii, takich jak światłowody, sieci komputerowe i Internet. Dzisiaj takimi nowymi rynkami jest rynek alternatywnych źródeł energii, zielonych technologii czy biotechnologii. One wykreują nowe firmy.

W życiu jest podobnie, nawet porażki mogą stworzyć okazję do zaplanowania sobie lepszego jutra. Jeśli zaś chodzi o siłę charakteru, to przy jej budowie najważniejsze są: zdolność krytycznego myślenia, kreatywność, pracowitość i wytrwałość. Spotykam wielu ludzi z planami na biznes, którzy pałają nieuzasadnionym optymizmem. Po prostu nie spojrzeli na swój pomysł krytycznie i uważają, że jakoś to się zrobi, byle inwestor w nich zainwestował. Podobnie jest z ludźmi, którzy uważają, że życie im się jakoś ułoży i z Bożą pomocą
jutro będzie lepiej.

Pewien znajomy, szef firmy Venture Capital z Bostonu powiedział mi niedawno, że na 200 biznesplanów, które rozpatruje, godnych zainwestowania jest najwyżej jeden, natomiast spośród dziesięciu przedsięwzięć, w które inwestuje, na dwóch zarabia, na dwóch - trzech odzyskuje swoją lokatę, a na pozostałych pięciu traci. Ja też inwestuję jako anioł biznesu i mam podobne statystyki. Są one mimo wszystko lepsze od gry w ruletkę, dlatego wciąż inwestuję. Do sukcesu potrzebne jest jednak sceptyczne podejście samego pomysłodawcy, by najpierw przekonał samego siebie, że nie marnuje czasu i pieniędzy swoich i inwestora. Podobnie jest w życiu,
krytyczne spojrzenie na swoją sytuację, analiza swoich plusów i minusów są podstawą planowania poprawy sytuacji. Tego większość ludzi niestety nie chce robić lub nie potrafi.

Kreatywność jest konieczna, bo trzeba wymyślić jakieś nowe rozwiązanie. Przy zakładaniu firmy musimy zaoferować coś, czego klienci nie mogą kupić od innych, istniejących firm. Pracowitość i wytrzymałość idą w parze, bo większość ludzi, w tym również założyciele
biznesów, poddają się za szybko.

Konsekwentne działanie to tak jak bieg maratoński. Tak jak w maratonie trzeba rozłożyć siły, tak aby przebiec 42km i przybiec na mecie w czołówce, tak samo jest w życiu i biznesie. Firmy upadają, bo nie osiągają zaplanowanych wyników, wydając przy tym wszystkie pieniądze.

Najlepsza rada, jaką kiedykolwiek otrzymałem, pochodziła od szefa znnanej amerykańskiej firmy, Analog Devices, który powiedział: Zaplanuj swoje działanie jak najdokładniej, zrób pierwszy krok i sprawdź, czy wyniki są takie, jakich oczekiwałeś, jeśli tak, to rób następny krok, jeśli nie, to cofnij się, przemyśl następny krok i dalej, tak krok po kroku aż osiągniesz sukces. Tę zasadę można zastosować do każdej działalności w życiu.

KC: Jakie były początki? Pierwsza praca, pierwsze zarobione pieniądze.

TW: Studia skończyłem w 1975, sytuacja na rynku pracy w Kanadzie, gdzie wtedy mieszkałem, dla młodych ludzi była opłakana. Dostałem jednak jedną ofertę pracy jako inżynier od światłowodów. Przyjęli mnie, bo zaprezentowałem się jako młody, wykształcony, entuzjastyczny i z potencjałem chłopak. Nie miałem jednak żadnych kwalifikacji bo studiowałem fizykę, a ta nie ma wiele wspólnego z zawodem inżynierskim. Nie mając wyjścia, musiałem się uczyć elektroniki, wkuwając podręczniki, bo obawiałem się, że firma zorientuje się w moich brakach i mnie zwolni. Udało się dzięki ciężkiej pracy wieczorami i w weekendy. Pracowałem w tej firmie 3 lata, później przeniosłem się do USA. Zarobki były marne, zarabiałem $1,000 na miesiąc, co po opłaceniu podatków dawało jakieś $700 miesięcznie. No ale to już były własne pieniądze, a nie pożyczki czy stypendia.

KC: Kiedy odczuł Pan wyraźną poprawę finansową i komu ją zawdzięcza?

TW: Pierwszy raz poczułem grunt pod stopami dwa lat po założeniu własnej firmy. Po dwóch latach wysiłku firma zaczęła wreszcie przynosić zyski. Wtedy mój wspólnik i ja kupiliśmy sobie samochody firmowe, bo obaj jeździliśmy gratami, a w USA bez samochodu, zwłaszcza
w biznesie, nie da się funkcjonować. Po raz pierwszy poczułem, że może coś z tego życia będzie. Po trzech latach firma weszła na giełdę (NASDQ) i zostałem multimilionerem, na razie tylko na papierze; na tyle były wycenione moje udziały. Później giełda nurkowała, a moje udziały straciły ponad 90 procent swej wartości. Trzeba było je sprzedawać, gdy stały wysoko, ale wtedy tego nie wiedziałem. Nauczyłem się dopiero na błędach. Najbardziej przyczynili się do tego sukcesu inwestorzy, a raczej aniołowie biznesu, którzy zaryzykowali po $11,000 każdy na zakup udziałów w firmie założonej przez dwóch młodych chłopaków bez doświadczenia w biznesie.

KC: Jak pomnażał Pan zarobione przez siebie pieniądze?

TW: Pomnażałem pieniądze, zakładając następne firmy, w sumie założyłem ich trzy. Teraz założyłem czwartą, bo to jedyna metoda na inwestycje, która mi wychodzi.

KC: Czy ryzykował Pan kiedyś duże pieniądze i je stracił?

TW: Inwestując w czyjeś firmy, czy to na giełdzie czy już jako anioł biznesu, straciłem kilka razy. Nie poddaję się jednak i inwestuję dalej, ucząc się na błędach.

KC: Jaka jest wg Pana najlepsza forma pomocy biednym?

TW: Według mnie jest tylko jeden sposób na pomoc biednym, edukacja. Trzeba ludzi uczyć fachu i zdolności krytycznego myślenia. Chyba mało jest biednych pielęgniarek, hydraulików, mechaników samochodowych, inżynierów czy lekarzy. Zdolność myślenia daje możliwość realistycznej analizy własnej sytuacji i alternatyw, które są możliwe, np. wyjazd do innego rejonu, gdzie łatwiej o prace. Ludzie, którzy zdają się na hojność rządu czy łaskę Boga, mają zagwarantowaną...biedę. Pomoc rządowa rzadko da możliwość życia na poziomie wyższym niż ubóstwa, a Bóg raczej nie daje jedzenia czy dachu nad głową. Wyjątkiem tu są ludzie chorzy lub ułomni, którym społeczeństwo powinno zapewnić wsparcie.

KC: Co sprawia, że chce Pan inwestować w młodych Polaków i dlaczego akurat tutaj?

TW: Od 19 lat współpracuję z młodymi ludźmi w Polsce. Dwie z moich firm miały poważną działalność w Gdańsku i w sumie zatrudniały ponad 250 inżynierów. Z doświadczenia więc wiem, że w Polsce są ludzie mądrzy, wykształceni, pracowici i zdolni do osiągnięć na światowej arenie biznesu. Są pewne luki i jako inwestor wiem, że to są okazje na zarobienie pieniędzy.

KC: W czym nasza polska młodzież różni się od amerykańskiej?

TW: Dziewiętnaście lat temu, kiedy zaczynałem inwestować w Polsce, polska młodzież była nieśmiała, nie była pewna siebie, młodzi ludzie łatwo ulegali i łatwo się poddawali autorytetom. To zresztą chyba była cecha większości Polaków. Dzisiaj młodzi Polacy po studiach niewiele się różnią od Amerykanów. Jeśli chodzi o ludzi, którzy zgłaszają się do mnie z pomysłem na biznes, to różnica jest jednak dość duża. W Polsce ludzie zaraz po studiach lub nawet jeszcze studiując, planują założenie biznesów. W USA biznesy zakładają
raczej ludzie po kilkuletnim stażu pracy w branży, a więc mający jakieś doświadczenie. Z jednej strony brawo za entuzjazm Polaków, z drugiej, szansę na sukces mają raczej znikomą, bo nie mają żadnego doświadczenia. Ostatnio angażuję się, między innymi w kademickie Inkubatory Przedsiębiorczości, po to, aby uczyć młodych Polaków o procesie zakładania biznesu.

KC: Czy myśli Pan może o powrocie z emigracji do Polski?

TW: Nie, korzenie są już zbyt głębokie w USA, jednak ciągle uważam się za Polaka i tego nic nie zmieni.

KC: Prośba o komentarz sentencji „pieniądze szczęścia nie dają". Prawda, czy nie.

TW: Na pewno mając pieniądze, ma się łatwiej o szczęście. Szczęście dla każdego wygląda inaczej i każdy musi sobie je realistycznie zdefiniować. Dla mnie ważnym było i jest określić sobie to, co jest najważniejsze, i tak działać, aby cele, nie tylko finansowe, ale i osobiste, osiągnąć. Nie ma lepszego uczucia niż świadomość, że człowiek osiągnął to, co chciał, i to, co było dla niego najważniejsze. Czuje wtedy samospełnienie i swoją wartość, a to chyba najbliżej jak można dojść do szczęścia.

KC: Czy trzeba wyjeżdżać z kraju, żeby się dorobić?

TW: Kiedyś na pewno tak, teraz już niekoniecznie, bo koniunktura coraz bardziej sprzyja zakładaniu własnych biznesów, co według mnie jest najlepszym sposobem na dorobienie się. Niestety, w Polsce dalej istnieją zbiurokratyzowane ustawy, które znacznie utrudniają zakładanie własnego biznesu. W dodatku są wysokie podatki typu składki ZUS i VAT, jak też wymagania sprawozdań i raportów, za które mała firma musi płacić wysokie stawki za księgowych, adwokatów i notariuszy. Wszystko to trzeba opłacać nawet wtedy, kiedy firma nie ma jeszcze żadnych dochodów, nie mówiąc już o zyskach.

KC: W co do tej pory zainwestował Otago Capital.

TW: Otago zainwestował w 8 firm, w tym 5 z Polski. Z piątki polskiej pozostała jedna, na której się koncentrujemy, bo ma bardzo duży potencjał nie tylko w Polsce, ale przed wszystkim za granicą, o co mi najbardziej chodzi. Moją strategią inwestowania jest wyszukiwanie
firm, które mogą zbudować swój produkt lub usługę w Polsce, przetestować jego rynek w Polsce, a później wyprowadzić na rynki zagraniczne.

KC: Jakie błędy popełniają ludzie, pisząc biznesplany?

TW: Nieuzasadniony optymizm o wielkości rynku, słabo zidentyfikowany „target", brak unikalnej wiedzy w branży, w której chce się założyć biznes, niedocenianie konkurencji i przekonanie, że wystarczy mieć nowy i unikalny produkt i go reklamować, a klienci sami zaczną kupować, bo alternatywne rozwiązania są bez znaczenia, a także, że dochody będą rosły szybko i tylko patrzeć, jak zrobią się z tego miliony.

KC: Co dzieje się z zapowiadaną już rok temu publikacją dla przedsiębiorców o tym jak pisać biznesplany?

TW: Wiem, że wiele osób czyta to, co napisałem, ale kiedy z nimi rozmawiam, czuję, że większość z nich nie docenia wagi moich argumentów.
To chyba efekt różnicy między ich teorią i moją praktyka. Ostatnio brałem udział w paru epizodach Szkoły Milionerów prowadzonej przez AIP (Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości), gdzie rozpracowywałem projekty biznesowe kandydatów, zadając pytania w celu poznania założeń projektów. Okazuje się, że choć zapoznali się z moimi materiałami, nie są przygotowani do konfrontacji z trudnymi pytania inwestora.

KC: Dziękuję bardzo za wywiad

TW: Proszę bardzo. Pozdrawiam wszystkich czytelników Millionaire Magazine oraz serwisu Artelis. Powodzenia.

Tad Witkowicz napisał książkę Od nędzy do pieniędzy dostępna jest tutaj www.alternatus.pl.

Gościł także na Seminarium Alternatywnym, dostępne jest nagranie z całodniowego wystąpienia Tada, więcej znajdziesz na www.seminarium.asbiro.pl.

Licencja: Creative Commons
6 Ocena