Ekipa zaczęła... i nie skończyła. Pomocy! To nierzadki przypadek w branży remontowo-wykończeniowej. Co jest przyczyną takich sytuacji, można im zapobiec?

Data dodania: 2010-04-16

Wyświetleń: 1925

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dostaję czasem maile z zapytaniem, czy jestem w stanie pomóc dokończyć remont lub wykończenie wnętrz. Klienci mówią wprost o problemie – zatrudniona ekipa opuściła miejsce robót.

Cóż, takie rzeczy miały, mają i będą mieć miejsce zawsze. Dlaczego?

Istnieje kilka powodów. Mimo, iż w dzisiejszych czasach rynek weryfikuje na bieżąco wszelkich niedzielnych fachowców, to tacy jednak nadal się zdarzają. Ich idea jest prosta. Nie prowadząc działalności gospodarczej nie płacą podatków, ZUS-u, auto “firmowe” to najczęściej rozpadający się rzęch, a przykładowa wiertarka jest tak wyeksploatowana, że przy założeniu wiercenia otworu Ø 6 mm – wychodzi Ø 10. Na dodatek cena usługi, którą proponują /zazwyczaj wyraźnie zaniżona/, odegrała wcześniej w oczach zleceniodawcy pierwszorzędną rolę. Jest to o tyle zabawne, że wystarczy zejść z ceny o kilka zł na m2, by skusić klienta, dla którego wyznacznikiem jest w tym momencie gładź za 12 zł, lub położenie glazury za 30zł/m2. Biorąc pod uwagę kilkanaście prac do wykonania po obniżonej cenie, sumaryczna oszczędność na remoncie mieszkania to zazwyczaj kwota pozwalająca kupić np. nowy telewizor. Kuszące, ale czy warto?

Klient się cieszy, bo uważa, że znalazł super ekipę za pół-darmo. Ekipa się cieszy, bo jest robota. I wszyscy są zadowoleni. Po kilku dniach jednak klient widzi jakość prac, a ekipa ogrom robót za marne grosze i zaczyna się sytuacja, w której jeden naciska, a drugiemu coraz mniej zależy. W efekcie prace idą na “byle szybciej i odwal się”. Co ciekawe, klient bardzo często nie zdaje sobie z tego sprawy. Gdy zaczyna sobie zdawać i zwracać uwagę - obrażeni “fahofcy” rzucają robotę, bo “nie dość, że ma tanio, to jeszcze się czepia“.

To tylko jeden z przykładów, których słyszałem już całe mnóstwo. Tak więc niektórzy świadomie robią sobie “kuku” już na samym początku wybierając najtańszą ekipę. Oczywiście bywa i tak, że poważna firma opuszcza klienta.

Dzieję się to najczęściej z trzech powodów:

1. Ekipa jest tak “rozchwytywana”, że woda sodowa uderza do głowy – dość nieodpowiedzialna strategia w dzisiejszych czasach.

2. Ekipa dostaje inną, dużo poważniejszą finansowo propozycję - również nieodpowiedzialna strategia, choć duży pieniążek lub kontrakt, to bardzo poważny argument.

3. Klient nie płaci bądź stawia warunki wypłaty sprzeczne z wcześniejszą umową.

I ten właśnie ostatni punkt jest często punktem zapalnym. Poza tym skłamałbym pisząc, że winni są tylko i zawsze wykonawcy. Otóż nic bardziej błędnego. Prawda jak zwykle leży po środku i bardzo często zleceniodawca sam “kręci sobie sznurek na szyję”. Podstawowa zasada – za dobrze wykonaną pracę należy się terminowa i zgodna z wcześniejszymi ustaleniami gratyfikacja. W przypadku braku płatności następuje automatyczny brak ciągłości prac, a w skrajnych wypadkach pozostawienie po swym pobycie bardzo drastycznych śladów na ścianach, glazurze i wyposażeniu. Przywrócenie stanu poprzedniego bywa bardzo kosztowne i czasochłonne. Nerwów i stresu też nikt nie zwróci, więc czasem warto się zastanowić nad swoim postępowaniem. Klient nasz Pan – owszem, ale bez przesady…

Robert Balicki

darmowy poradnik remontowy

Licencja: Creative Commons
0 Ocena