Legenda opowiada o świętym Mikołaju Biskupie MIrry.

Data dodania: 2016-04-19

Wyświetleń: 1367

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Zmarł wieki temu, choć niektórzy wierzą, że nadal żyję. Nieodłączny przyjaciel dzieci i wszelkich handlowców. Każdy go czci na swój sposób, bardziej zamożni prezentami inni symbolicznymi słowami. Wielu zastanawia się, jak to się stało, że zwykły człowiek stał się tak wielkim symbolem dobra dla tak wielu religii. Bo przecież czcza go również żydzi i muzułmanie.
Mikołaj był bardzo nieśmiały, pilny i bogaty. Pilnie studiował księgi i niewiele go obchodziły ludzkie sprawy bardziej księgi i nauki teoretyczne. Gdy zmarli mu rodzice został sam z olbrzymim majątkiem i starym sługą gadułą, który miał w zwyczaju powtarzać Mikołajowi wszelkie wieści z Miry.
Miasto żyło, nowym dramatem oto młoda dziewczyna nie mogła poślubić swojego ukochanego, gdyż nie miała posagu. Mikołaj wysłuchał relacji swojego sługi i wrócił do swoich ksiąg. Coś nie dawało mu spokoju. Myślał … „Mam wszystko, czego chcę, a gdzieś obok mnie rozgrywa się ludzka tragedia, spowodowana takim prozaicznym faktem jak brak pieniędzy”… Kwota potrzebna dziewczynie była dość spora, ale nie dla Mikołaja. Gdy wrócił sługa, z następnym posiłkiem delikatnie go wypytał o adres dziewczyny. Wieczorem wyszedł, na miasto szukał domu gdzie mieszka biedna panna. W końcu go znalazł był to czas schadzki młodych kochanków. Dziewczyna właśnie wychodziła, aby rozwiesić pranie, zobaczyła chłopaka, szybko do niego pobiegła. Przywitali się niezwykle serdecznie. Mikołaj pomyślał przecież tych dwoje, nie może podzielić coś tak małego, jak pieniądze. Już wiedział, co zrobi. Wrócił do siebie do domu, wyjął pieniądze ze swojego skarbca i odliczył potrzebną kwotę. Wyszedł późno w nocy, okolica o pełni księżyca wyglądała zupełnie inaczej. Nie bał się, pomyślał „Ze strachu w komin bym wlazł”… ale dzielnie podrzucił pieniądze oknem w pobliże łóżka. Następnego dnia wszyscy w miasteczku nie mówili o niczym innym jak tylko o Aniele Dobroci, jaki grasuje po okolicy. Teściowie młodej pary nie widzieli już przeszkód w zamążpójściu młodej dziewczyny, tym bardziej że całe miasto upatrywało w tym Boskiej interwencji. Jeszcze długie tygodnie rozmowy trwały długo i wszyscy się cieszyli, że choć świat jest zły, to czasem wydarza się odrobina dobra.
Mikołaj odpoczywał, czytał i bardzo rozkoszował się myślą, że zrobił coś dobrego. Tymczasem stary sługa doniósł swojemu Panu o nowym nieszczęściu. Oto w biednej dzielnicy zmarła uboga wdowa, osieracając piątkę malutkich dzieci. Mikołaj nie mógł przejść obok tej tragedii obojętnie.
Tego samego wieczoru ubrał się i poszedł w biedną dzielnicę. Trafił do oberży, tam pracowała jedna z sierot.
- Sieroca dola ciężka – zapytał chłopca. Nie miał on jeszcze 13 lat.
- Tak -odpowiedział ten spokojnie – ale tu wszędzie jest bieda. Nad nami to jeszcze się ktoś zlituję, bo wie, że niedawno umarła nam mama, ale inni tak samo biedni i znikąd pomocy nie mają.
- Tak właśnie widzę – odpowiedział Mikołaj.- Nie martw się płacz, sierocy razi w oczy przynajmniej mnie.
Mikołaj przeszedł się dokoła okolicy wszędzie obdarte chałupy pełno dzieci, które właśnie schodziły się do domów po ciężkiej pracy mało które chodziło do szkoły większość od najmłodszych lat do pracy. Wrócił do domu, długo nie mógł zasnąć. Jeszcze tej samej nocy przeliczył swoje pieniądze ze skarbca…” Na trochę starczy pomyślał”… Następnej nocy przebrał się w strój roboczy i poszedł do dzielnicy dla ubogich, najpierw zrobił zakupy. Kupił buty, rękawice, czapki i inne dziecięce ubrania. Chodził tak około domów i zostawiał pod drzwiami.
Następnego dnia całe miasto nie mówiło o niczym innym jak tylko o prezentach dla dzieci z najbiedniejszej okolicy. Wielu zaczęło mu zazdrościć. Mikołaj na jednej nocnej eskapadzie nie poprzestał, stało się to jego ulubionym nocnym zajęciem.
Tymczasem w skarbcu zaczęło brakować pieniędzy. Mikołaj nie przestraszył się, po rozmowie z rządcą postanowił sprzedać trochę ziemi wszystko po to, aby dzieci z ubogich okolic miały za co chodzić do szkoły.
Tymczasem nastroje w mieście były wesołe wszyscy śmiali się i żartowali z prezentów. Chciano złapać świętego, aby mu podziękować i się do niego przyłączyć. Pewnej nocy, a było to koło pałacu biskupiego, przyłapano go, ten nieśmiałe wbiegł do pałacu biskupiego i prosił
-Ukryj mnie. Powiedział Mikołaj.
Tymczasem tłum wiernych wbiegł za nim. Stary biskup Mirty wstał i powiedział-Oto nowy biskup ja już jestem stary. I biedakowi kazał wyjść za biurka.
Mikołaj rozdał resztę majątku i przeprowadził się do pałacu biskupiego, gdzie zmarł w opinii świętości.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena