Jakoś tak się poskładało, że na letni urlop losy rzuciły mnie do Żegiestowa. Zastanawiałem się co tam można robić, przecież uzdrowisko znane było przed wojną, a teraz ponoć nie ma tam nic. I rzeczywiście. Były tylko rozpoczęte budowy, ale w pensjonacie załatwili nam kilka atrakcji. Jedna chyba szczególnie utkwi mi w pamięci.

Data dodania: 2013-05-11

Wyświetleń: 1413

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Byłem w Żegiestowie, płynąłem Popradem

Pewnego wieczora, przyszedł szef ośrodka i oznajmił, że jutro jest rafting na Popradzie. Rafting, to wiedziałem, to forma spływu rzeką w specjalnych pontonach. Poprad do rzek wzburzonych nie należy, więc co to za rafting. Zresztą nie słyszałem, aby w Polsce ogóle ktoś miał prawdziwy raftingowy ponton. Ale pomimo tych zatrzeżeń się zapisałem.

Następnego dnia rano podjechała kobieta wymalowanym busem i na przyczepie miała cztery białoczerwone pontony. Wielkie jak statki i wyglądające dość solidnie. Zastanawiałem się jak wejdziemy do niewielkiego busika, ale wkrótce pojawił się też autobus i cała dwudziestka spływowiczów zabrała się bez problemu.
Po kilku minutach wysadzili nas w Muszynie i poubierali w kamizelki. I tu pierwsze zaskoczenie. Kamizelek w różnych rozmiarach, wygodne, czyste, a dla dzieci specjalne - ratunkowe. Spodziewałem się starych i brudnych kapoków.
Myślałem, że popłyniemy od razu, ale znów miłe zaskoczenie. Najpierw, w czasie pogadanki, instruktor łopatologicznie nam wyłożył wszystkie główne zasady, których przestrzeganie podczas spływu pontonem jest ważne. Przyzwyczajony jestem do polskiego dziadostwa, a tutaj widzę, że ktoś do swojej roboty się przykłada.
W końcu zwodowaliśmy się a przez całą trasę towarzyszyły nam trzy przeurocze sterniczki. Udało się im nawet nas namówić na krótki postój w nadbrzeżnej słowackiej knajpie.
Po dwóch godzinach wszyscy znaliśmy się jak łyse konie i atmosfera się rozluźniła. Wszyscy żartowaliśmy gdy nagle szarpnęło i znalazłem się w chłodnej raczej wodzie. Nim się zorientowałem się, co się stało już sterniczna trzymała mnie za kamizelkę i wciągała na burtę pontonu. Posturę mam normalną, a ona drobniutka wciągnęła mnie jednym ruchem.Spływ Popradem w pontonach
- W wodzie jesteś lżejszy - wyznała jak zapytałem skąd ma tyle siły. - Mówiłam o nogach?
Rzeczywiście. Przez cały spływ mieliśmy trzymać nogę w specjalnym uchwycie na dnie pontonu. Wierciłem się i przez nieuwagę noge wyjąłem. Pech chciał, że w tej akurat chwili uderzyliśmy w kamień będący tuż pod powierzchnią wody. Na szczęście w słoneczny, ciepły dzień taka niespodziewana atrakcja nie była niczym nieprzyjemnym. Od reszty załogi dostałem ksywę wodnik i już bez przeszkód dotarliśmy na Polską Łopatę w Żegiestowie. Na brzegu czekał już bus, firma spakowała się w 10 minut, chwilę jeszcze podagaliśmy i już piechotą poszliśmy do swojego pensjonaty (300 metrów od Popradu).
Ale to jeszcze nie wszystko. Jakie było moje ździwienie, gdy tego samego dnia wieczorem dostałem maila, że mogę sobie pobrać zdjęcia ze spływu Popradem. Dostałem za darmo 20 pięknych fotek (mało rzeczy dzisiaj jest za darmo). Niestety, nie ma na nich momentu jak wpadam do wody.
Ale nic straconego. Już umówiliśmy się na przyszły rok. Może wtedy uwiecznią mnie w wodzie.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena