Jest rok 1945. “Ruska” armia zajmuje Śląsk. W domu siedzi rodzina, z przerażeniem oczekując nadchodzących zdarzeń. On - przedwojenny działacz polski, żona i synek. Walenie do drzwi - otwierać. To nasi - ucieszyli się. Otwierają drzwi, zostają odepchnięci, a żołnierze rozpoczynają myszkowanie. Panowie, my jesteśmy Polakami - nic. Synek przynieś flamę. Synek wyciąga z dna skrzyni złożoną polską flagę i pokazuje żołnierzom. Wtedy “prawdziwy Polak” łapie tę flagę, rzuca na ziemię i wyciera w nią buty.
Podobne zdarzenie w innej części Polski. “Ruscy” żołnierze wchodzą w obejście. Kobieta wręcza flaszkę starszinie. Ten ją bierze i roztrzaskuje o mur.
Autor opisujący to zdarzenie napisał, że tak wygląda “ruska” mściwość, nienawiść. Nie. To nie jest “ruska” mściwość czy nienawiść. To inaczej funkcjonuje. Żyje sobie gnuśny, prymitywny cham. Ludzie go nie bardzo poważają, nie powierzają odpowiedzialnych zadań - żyje sobie. Nagle, coś się w jego życiu zmienia. Dają mu karabin i każą iść na zachód. Idzie, idzie, patrzy a ci sami ludzie, którzy go nie bardzo poważali, teraz się go boją, zabiegają o przychylność, podlizują. Jaki on jest teraz mocny, jaki ważny - on się upaja tą swoją ważnością, on chce ją demonstrować, a każdy, kto jest chociażby podejrzany o próbę uszczuplenia tej jego ważności, staje się jego wrogiem. Gdy ta śląska rodzina pokazała mu polską flagę, to w jego mózgu powstała taka myśl: Co? Wy chcecie uszczknąć moją ważność? O, niedoczekanie wasze - i bach tę flagę na ziemię, i buty. Tamten “Ruski” to był taki sam człowiek.
Prawo natury: Jeżeli prymitywny cham dostanie od świata zewnętrznego poczucie ważności, to ta jego ważność staje się dla niego tak ważna, jak dar dany od boga.
Będzie ją eksponował i wykorzystywał z samozadowoleniem. Dawni Polacy dostrzegali to zjawisko - “nie ma większego tyrana niż wyjdzie z chama na pana”.
Jeżeli wie od kogo tę ważność, lepszość dostał to będzie nienawidził i zwalczał wszystkich przeciwników swoich darczyńców.
Gdy “stała się” demokracja, to politycy, a może raczej cwane karierowiczki, zarówno świeckie, jak i kościelne, szybko zauważyły jak łatwo można podporządkować sobie prosty lud, któremu w głowie nawet nie zaświtało, że mogą istnieć takie dziedziny nauki jak psychologia społeczna czy socjotechnika.Wystarczy dać mu poczucie ważności, lepszości. Zaczęli więc wmawiać prostym ludziom, że to oni są prawdziwymi Polakami, lepszymi katolikami. Nie jakiś tam Boy-Żeleński, mason Narutowicz czy Żyd Tuwim ale oni. Prosty lud z ochotą dał się wziąć na ten lep głosując na swoich “dobroczyńców”.
Ten sam manewr powtórzyli bracia Kaczyńscy naszczuwając prosty lud na “udecję”, “łże elity”, “wykształciuchów”. Zresztą, podobnie postąpił Hitler, bo każdy zając potrzebuje swojej żaby i stanie murem za tym, kto mu ją podsunie.
Doszło już nawet do takiej kuriozalnej sytuacji: Podczas lżenia w internecie A.Wajdy jeden “prawdziwy Polak” napisał do drugiego - to nie ma znaczenia, że my nie umiemy dobrze pisać ale to my jesteśmy prawdziwymi Polakami. Można to potraktować jako jeden z dziwów tego świata, bo oto jakiś osobnik, który ma głęboko w głębi polską literaturę, polska kulturę, polską historię uważa się za prawdziwego Polaka. Można poczuć się źle, bo ktoś z zewnątrz pomyśli, że skoro “prawdziwy Polak”, ten lepszy jest tak prymitywny, to ci inni muszą być na poziomie lemurów czy innych surykatek. Można również “pęc” ze śmiechu, bo oto: mówi osioł do osła - mój ty drogi ośle - to nie ma znaczenia, że my mamy krótkie nogi i wolno biegamy, ale to my jesteśmy prawdziwymi rumakami.