Pierwszy przystanek podczas zwiedzania zaplanowaliśmy przy niemal 800-letnim kościele Valjala. Jest on najstarszym kamiennym kosciołem na estońskiej ziemi. Następnie mając na uwadze, że w Estonii znajduje się więcej kraterów niż w jakimkolwiek innym państwie na świecie, udaliśmy się by zobaczyć największy popularny krater po meteorycie Kaali mierzący 110 metrów szerokości i mający niecałe 3 tysiace lat. Uważa się go za ostatni taki krater powstały w Europie. W starożytności wierzono, że był to grobowiec syna Apolla. Obok krateru znajduje się centrum dla zwiedzających oraz muzeum meteorytów i wapienia. Tam jednak nie zaglądaliśmy.
Jadąc do Kuressaare zatrzymaliśmy się dosłownie na chwilę w wiosce Angla, by sfotografować cztery typowe, drewniane słynne wiatraki.
Gdy dotarlismy do stolicy i jedynego miasta Kuressaare, obejrzeliśmy piękną, świetnie zachowaną Starówkę. Najważniejszy tutejszy zabytek to XIV-wieczna cytadela, która jest najlepiej zachowanym średniowiecznym fortem w krajach bałtyckich. Po spacerze uliczkami Kuressaare, kawie i skosztowaniu tutejszych czereśni udaliśmy się w drogę powrotną na prom i w stronę Haapsalu. Na koniec warto wspomnieć, że ceny na wyspie są wyższe od pozostałej części kraju.
Dobra rada. Będąc w podróży, trzeba uwzględnić drzemki naszego smyka. Dobrze jest planować czas tak by malec podczas jazdy samochodem spał aby przed kolejnym postojem, zwiedzaniem był wyspany i w dobrym nastroju.
Dalszym celem naszej wyprawy okazał się Haapsalu. Zwiedzanie zaczeliśmy od posiłku w jednej z restauracji, w centrum miasta, których tam nie brakuje. Ceny porównywale do naszych. To wspaniałe nadbrzeżne miasto znane jako "Wenecja Północy" leży na zachodzie Estonii. Obfituje w ciepłe wody i lecznicze błoto. Spacerowaliśmy po zabytkowej starówce z drewnianymi domami, przeważnie z przełomu XIX i XX w., znajdujących się w cieniu resztek biskupiego zamku. Wąskie uliczki wraz z miniaturowym ratuszem zawsze zdawały się nas prowadzić do morza. Będąc w Haapsalu polecamy zobaczyć katedrę, najwyższy jednonawowy kościół. Wyczytaliśmy w przewodnikach, że co roku w sierpniu (my byliśmy w lipcy, a szkoda), w pełni księżyca, w oknie baptysterium pojawia sie podobno najbardziej znany duch Estonii, czyli Biała Dama. Podobno jest ona duchem estońskiej dziewczyny zamurowanej w ścianie. Dalej podążyliśmy wzdłuż nadbrzeżnej promenady i znaleźlismy ławeczkę Czajkowskiego, przy której odwiedzający mogą przystanąc, by posłuchać jego muzyki. Gdy dzień zaczynał chyliłć się ku zachodowi udaliśmy się do Tallina na spoczynek. Tu w odnalezieniu noclego bardzo pomógł GPS gdyż hostel gdzie wcześniej zamówiliśmy rezerwację okazał się być daleko od centrum. Mieści się w wieżowcu na osiedlu mieszkalnym. Parter i piętro zostało przerobione na hostel. Za pokój trzyosobowy zapłaciliśmy 34 euro, czyli bardzo tanio jak na Tallin.
I tak minął nam kolejny dzień na estońskiej ziemi.