Na wschodnim wybrzeżu Kanady niedaleko Vancouver znajduje się jedyna na świecie niespotykana sztuczna rafa koralowa, powstała poprzez celowe zatopienie Boeinga 737. Zanim odrzutowiec spoczął na dnie wód i stał się atrakcją turystyczną dla nurków i hobbystów przeszedł długą i żmudną drogę przygotowań. Proces przygotowań do zwodowania kolosa trwał kilkanaście miesięcy i był procesem bardzo trudnym.
Już w początkowej fazie pasjonaci nurkowania spotkali się z oporem ze strony ekologów, którzy uważali, że samolot na dnie wód jest szkodliwy dla środowiska. Jednak na przykładzie zatopionego 10 lat wcześniej okrętu wojennego udowodniono, że wrak na dnie może nie tylko nie być zagrożeniem, ale też przynosić pożytek - we wraku zaczyna powstawać nowe życie. Jest to raj i rezerwat dla morskich zwierząt takich jak krewetki, kraby, ryby i inne morskie stworzenia.
Pierwszy etap polegał na przewiezieniu samolotu z jednego miejsca w drugie, gdzie do samolotu miano przyspawać cztery 3-metrowe cokoły, które miały ustabilizować maszynę pod wodą jak i w przyszłości stanowić ciekawe miejsca dla nurków. Aby podnieść samolot, a potem przyspawać do niego ogromne podpory (każda ważąca 15-20 ton) trzeba było sprowadzić ogromnego 60-tonowego żurawia. Pogoda nie sprzyjała konstruktorom i do końca nie wiadomo było czy operacja się powiedzie. Pomimo przeciwności losu udało się umieścić 17 tonowy płatowiec na podporach.
Następnym etapem było przewiezienie samolotu na miejsce zatopienia. Była to bardzo skomplikowana operacja, ponieważ płatowiec trzeba było przewieźć na ogromnej barce i zrobić podczas przypływu. Inaczej barka z samolotem mogłaby ugrząźć na dnie morskim. Było to jesienią, dlatego pogoda w rejonie Vancouver nie była sprzyjająca. Jednak i ta operacja powiodła się i Boeing 737 płynął na barce na miejsce swego ostatniego spoczynku.
Ostatnim etapem było zatopienia odrzutowca. Każdy fałszywy ruch mógł skończyć się fiaskiem. Pod wodą zainstalowano specjalną kamerę, dzięki której konstruktorzy mogli obserwować i kontrolować położenie Boeinga na dnie. Ostatecznie cała operacja zakończyła się olbrzymim sukcesem i po wielu trudach Boeing 737 spoczął na dnie morza.
Tak więc mimo początkowego sprzeciwu ekologów oraz wszelkich innych trudności samolot spoczął na dnie w pobliżu Vancouver. Już po tygodniu od tej skomplikowanej i arcytrudnej operacji do Boeinga zaczęli się wprowadzać nowi, podwodni lokatorzy. Po pół roku samolot jest już schronieniem dla morskich zwierząt, ale także a może przede wszystkim świetnym widowiskiem i atrakcją turystyczną, a przede wszystkim rajem dla nurków, zwłaszcza tych lubujących się w zwiedzaniu podwodnych wraków.