Suazi - kraj "na końcu Afryki". Dlaczego młode dziewczęta tańczą nago przed królem?

Data dodania: 2009-04-06

Wyświetleń: 35392

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 4

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

4 Ocena

Licencja: Creative Commons

Wielu po raz pierwszy usłyszało o tym kraju, gdy świat obiegły szokujące zdjęcia tańca Umkhosi Womhlanga, czyli Tańca Trzcin. Ponad 60 tysięcy niemal nagich, młodych, kilkunastoletnich dziewcząt podrygując prezentowało królowi swoje wdzięki. Spośród tej niemalże nieograniczonej oferty, król Mswati III co roku wybiera sobie nową żonę. A czasami i dwie od razu.

Kolekcjoner małżonek
To, co szokuje w Europie, w Afryce przyjmowane jest bez większych emocji. Taniec Trzcin uznawany jest za łaskę monarchy okazywaną poddanym. Stanowi on niewyobrażalną szansę dostania się prosto do królewskiego dworu, mało tego – do łoża monarchy. To ogromna nobilitacja, coś jak z historii o Kopciuszku. Taniec Trzcin nazywany jest również Tańcem Dziewic. Niewiele dziewcząt wykonuje go jednak w stanie niepokalanym. W Suazi, według badań antropologów, życie seksualne rozpoczyna się bardzo wcześnie, kilka lat wcześniej niż w Europie - gdzie najwcześniej uświadamiają się mieszkańcy Grecji.
Na jakim poziomie żyją nałożnice władcy tej ostatniej monarchii absolutnej na kontynencie afrykańskim, mogliśmy przekonać się w sierpniu tego roku. Wówczas to król wyczarterował specjalny samolot i wysłał swe oblubienice na eksluzywne zakupy do Europy i na Bliski Wschód. W kraju, gdzie większość społeczeństwa żyje z pomocy organizacji charytatywnych, wyprawa wywołała ogólne oburzenie. Mało poddanych zdaje sobie sprawę, gdyż wszelkie informacje z pałacu są cenzurowane, że majątek króla oceniany jest na ponad 200 mln dolarów. Pieniądze przetrzymywane są na konatch w bankach saudyjskich. Monarcha dba także o intelekt swych żon – wysyła je na studia.
Dla dziewcząt, którym szczęście w Tańcu Trzcin nie dopisze, perspektywy na dalszą egzystencję nie nastrajają zbyt optymistycznie. W tym jednym z najmniejszych i najbardziej zacofanych gospodarczo państw świata, ponad 40 procent populacji jest zakażona wirusem HIV. Jeszcze bardziej drastycznie wygląda sytuacja kobiet w wieku od 25 do 29 lat – tu poziom zarażeń wynosi 50 procent. Zaledwie nieco ponad 10 procent chorych przyjmuje leki. Raport ONZ mówi otwarcie, że ponad połowa nastolatków umrze na AIDS w ciągu kilkunastu najbliższych lat. Eksperci winą za taką sytuację obarczają wszechobecną poligamię, którą promuje sam król. Aktualnie posiada 14 żon (jedna z nich reprezentowała Suazi w konkursie Miss World 2007), które powiły mu 24 dzieci. Poddani zastanawiają się czy pobije rekord swojego ojca – Sobhuza II, który pod koniec życia napawał się wdziękami aż 70 małżonek, a ilości potomków nie potrafił dokładnie obliczyć. Księgi pałacowe mówiły o ponad 400 dzieciach i około 1000 wnuków.

Cysorz to ma klawe życie
Urodzony w 1968 roku król Mswati III słynie z wielu niekonwencjonalnych i kontrowersyjnych posunięć. Kilka lat temu zakupił sobie prywatny odrzutowiec, a każdej z żon eksluzywny model BMW. Koszta porównywalne są z dwoma rocznymi budżetami miejscowego Ministerstwa Zdrowia.
Sam monarcha przemieszcza się najczęściej Maybachem - choć przed pałacami, a jest ich dziesięć, parkuje jeszcze kilkdziesiąt okazałych limuzyn, wyposażonych w przeróżne udogodnienia – barki na szampany, srebrne zastawy, podgrzewane kierownice, itp.
Król zniósł zakaz uprawiania seksu z nastolatkami, z czego skawapliwie korzysta. Swoją decyzją naraził się na krytykę organizacji międzynarodowych. Organizacjami jednak nikt w Suazi się nie przejmuje. Szokuje za to cała rodzina królewska. Kilka lat temu starszy brat króla został oskarżony o gwałt na swej dziewięcioletniej bratanicy.
Pomimo głosów nielicznej opozycji, iż życiowe cele rodziny królewskiej to seks i bogacenie się, ogromna większość poddanych wyraża szczerą sympatię dla władcy.
Suazi postanowiło niedawno zwiększyć swoje dochody z turystyki. Zezwolono mianowicie cudzoziemcom na obserwację dorocznego Tańca Trzcin. Z relacji władz wynika, że pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Na ostatnie Umkhosi Womhlanga przybyło kilkadziesiąt tysięcy zagranicznych turystów. Głównie płci męskiej.
Kraj zasłynął z zapewniania przyjeżdżającym na wczasy turystom kontrowersyjnych rozrywek. Gdy w pobliskiej Republice Południowej Afryki zakazano działalności kasyn i klubów nocnych, niemal natychmiast w ojczyźnie króla Mswati III zaroiło się od owych, często wątpliwej reputacji, przybytków. Wbrew pozorom prawo obyczajowe jest jednak dość restrykcyjne. Posiadanie wydawnictw pornograficznych oraz homoseksualizm podlegają srogim karom. Ciekawostką jest, że zgodnie z tradycją w Suazi, ślub pomiędzy dwiema kobietami jest prawnie dozwolony.

Świece i szamani
Ta jedna z najstarszych monarchii na kontynencie ma do zaoferowania turystom również inne atrakcje. Do Suazi z Republiki Południowej Afryki wjeżdżamy przez wioskę Nqwenya. To największe i najruchliwsze przejście graniczne w kraju. Niemal od razu rzuca się w oczy ogromny kontrast pomiędzy Suazi, a widocznym jeszcze w oddali RPA. Coraz bardziej z tyłu zostaje względny dobrobyt republiki, a my wtapiamy się w zupełnie inny świat. Biedne wioski z lichymi chatami, ciekawe wszystkiego wszędobylskie dzieciaki oraz zapierające dech w piersiach krajobrazy przywołują w pamięci książki Ryszarda Kapuścińskiego.
Wjeżdżamy do Mbabane, stolicy Suazi. Miasto zostało wybrane przez brytyjczyków, którzy sprawowali tutaj władzę, z uwagi na stosunkowo chłodny klimat. Pięknie położone wśród wzgórz przekraczających wysokość 1200 m n.p.m. sprawia miłe wrażenie, jednak brak tu jakichkolwiek atrakcji. Nie sposób wyjechać z miasta bez tradycyjnej ręcznie robionej świecy. Handel nimi trwa praktycznie wszędzie, a namolność sprzedawców powoduje, że kupujemy dla świętego spokoju. Nie spotkaliśmy tego na wakacjach last minute w Hiszpanii
Na całym obszarze kraju można płacić południowoafrykańskimi randami, amerykańskimi dolarami oraz oczywiście miejscową walutą – emalangeni. Uliczni sprzedawcy zdecydowanie preferują jednak dwie pierwsze opcje.
Największy ośrodek miejski kraju (zamieszkuje tu niemal 30 procent populacji) i dawna stolica to Manzini. Zlokalizowano tu jedyny w Suazi międzynarodowy port lotniczy Matsapha International Airport. Wybór połączeń nie jest duży, bowiem samoloty latają tylko do RPA, a z portu operują dwie linie lotnicze. Rzadko zaglądają tu samoloty czarterowe z turystami chcącymi spędzić tu wakacje.
Jedną z największych atrakcji dla podróżnika jest miejscowy targ. Co czwartek można tu poznać naturalnego ducha Afryki. W sprzedaży znajdują się między innymi najprawdziwsze afrykańskie dzidy, zioła przeciwko upiorom, itd. W palących sprawach, za niewielką opłatą, istnieje sposobność zasięgnięcia porady szamana. Pozorna wielkomiejskość Manzini może wprowadzać w błąd. Ot, takie sobie miasto, jakie widzieliśmy na przykład na greckim Korfu, gdzie udaliśmy się na wakacje. Suazi to kraj, w którym urzędnicy po przyjściu z banku do domu zrzucają trzyczęściowe garnitury, aby przyodziawszy się w tradycyjny skórzany strój, usiąść przed chatą, rozpalić ogień na palenisku i w tradycyjnym kociołku grzać wrzątek. Wodę, z publicznych studni, przynoszą oczywiście kobiety.

Rowerem wśród krokodyli
Trzecim wartym uwagi miastem Suazi jest Lobamba, położona 16 kilometrów od stolicy Mbabane, w samym sercu doliny Zulwini. Miasto zbudowano w 1830 roku z przeznaczeniem na siedzibę króla Sobhuza I. Tu znajduje się specyficznie położony parlament – budynek otaczają łąki ze stadami pasących się krów. Niedaleko widzimy pałac Królewej Matki (nazywanej Wielką Słonicą) oraz sporych rozmiarów stadion narodowy – Somholo National Stadium, o pojemności 30 tysięcy miejsc. Nie słynie on jednakże dzięki wybitnym wynikom sportowym, ale jako miejsce gdzie odbywa się doroczny Taniec Trzcin.
Intersujące jest miejscowe muzeum narodowe z przyległym skansenem. Zgromadzono w nim kilkanaście tradycyjnych chat. W samym muzeum prezentowane są ekspozycje obrazujące historię kraju – od czasów kolonialnych do dzisiaj.
Lobamba to, oprócz stolicy, najczęściej odwiedzane przez turystów miasto w królestwie.
Najciekawszym rejonem w interiorze jest tzw. Piggs Peak. Obszar znajduje się na północnym-zachodzie kraju, około 60 kilometrów od Mbabane. Otwarte, bezludne przestrzenie, na których bez problemu spotkać można dzikie zwierzęta, rzeki z licznymi wodospadami, zielone wzgórza z charakterystycznymi stromymi szczytami... Wszystko to kojarzy się z rajem.
Posuwając się dalej na północ napotkamy liczne plantacje trzciny cukrowej oraz dzikie obszary buszu, niejednokrotnie pod ścisłą ochroną, ciągnące się wzdłuż stukilometrowej granicy z Mozambikiem. Wracając na południe, w kierunku granicy z RPA, warto zajrzeć do Mlilwane Wildlife Sanctuary, dostępnego dla zwiedzających od świtu do zmierzchu. Ten specyficzny rezerwat przyrody można pokonywać pieszo, na koniu, bądź... rowerem (możliwość wypożyczenia i jazdy pod nadzorem przewodnika). Na obszarze „sanktuarium” występują niemal wszystkie zwierzęta żyjące na terytorium Suazi – żyrafy, zebry, antylopy oraz cieszące się tu ogromnym szacunkiem guźce. Zdarza się stanąć znienacka oko w oko z hipopotamem czy krokodylem, należy więc zachować sporą ostrożność. Park patrolowany jest przez specjalne jednostki policyjne oddelegowane do walki z kłusownictwem.

McKukurydza
Przed wjazdem do Suazi trzeba zabezpieczyć się przed malarią. Najwyższe ryzyko zachorowania istnieje podczas gorących i deszczowych miesięcy – od listopada do maja. Niezbędnym ekwipunkiem jest moskitiera i zapas butelkowanej wody. Można bez problemu porozumiewać się po angielsku. Miejscowy język suazi do najprostszych nie należy, o czym świadczy choćby tytuł hymnu narodowego „Nkulunkulu Mnikati wetibusiso temaSwati”.
Rolę europejskiego hamburgera w Suazi pełni zwykła kolba kukurydzy. Gotowane lub pieczone dostępne są praktycznie na każdej ulicy. Miejscowi często konsumują ów specjał popijając alkoholem uzyskiwanym z fermentacji owoców maruli – dziko rosnących drzew nazywanych „drzewami słoniowymi” ropoznawalnymi po charakterystycznym, krótkim i poskręcanym pniu. Afrykańskie kolosy upodobały sobie bowiem smak tych owoców.
Narodową obsesją jest piłka nożna. Oficjalny przydomek reprezentacji to Sihlangu Semnikati, co tłumaczy się jako „tarcza króla”. Drużynie Suazi zdarzają się niespodziewane sukcesy. W czerwcu tego roku pokonała finalistów mistrzostw świata Togo 2:1. Nazwy miejscowych drużyn ligowych brzmią manierą amerykańską: Green Mamba, Manzini Wanderers czy Royal Leopards, a nawet... Eleven Men in Flight. Dwie największe gwiazdy reprezentacji, Tony Tsabedze i Dennis Massina, grają w dużo silniejszej zawodowej lidze RPA. Tym ostatnim interesują się kluby z lig europejskich, niewykluczone więc, że Massina zostanie pierwszym piłkarzem z Suazi w Bundeslidze czy Premiership.
Suazi jest jednym z biedniejszych krajów Afryki, 70 procent społeczeństwa utrzymuje się z rolnictwa, a oficjalnie potwierdzone bezrobocie dochodzi do 50 procent, taki sam odsetek mieszkańców wegetuje za niecałe 2 dolary dziennie. Średnia długość życia wynosi tu zaledwie 32 lata. W kraju znajduje się otwarty w 1982 roku uniwersytet, którego rektorem jest... król Mswati III.
W Mbabane urodził się Richard E. Grant, wybitny brytyjski aktor. Jest on synem urzędnika kolonialnego i miejscowej nauczycielki tańca. Zachodnie biura mają już w sprzedaży oferty last minute do Suazi. Wiadomo, że wakacje tam, nie będą tak atrakcyjne, jak na przykład wczasy w Turcji czy nawet egzotyczna Dominikana last minute.

Reportaż do... Duby
Z Suazi wiąże się pewna zabawna historyjka ukazująca poziom tamtejszych mediów rządowych. W 2003 roku reporter radiowy Phesheya Dube nadawał pełną dramatyzmu relację na „żywo” z bombardowanego Bagdadu. Dziennikarz w studiu prosił Dube, aby na siebie uważał, a słuchaczy o modlitwę w intencji odważnego reportera.
Po jakimś czasie wyszło na jaw, że radiowiec nadawał z wygodnego fotela we własnym domu, hałas bombardowań płynął z włączonego kanału CNN live, a Dube plótł to, co wcześniej usłyszał w amerykańskiej telewizji. O mistyfikacji wiedzieli wszyscy w radio, łącznie z dziennikarzem proszącym o modlitwy.
Generalnie w Suazi należy na siebie uważać. Stolica Mbabane to jedno z najniebezpieczniejszych miast świata. Nawet tubylcy jadąc samochodem ryglują drzwi od środka. Istnieje także zagrożenie teroryzmem. We wrześniu tego roku nieopodal królewskiego pałacu eksplodowały dwie bomby zabijając dwie osoby. Z kolei w kwietniu został zastrzelony w swoim samochodzie przywódca nielegalnej partii opozycyjnej.

Licencja: Creative Commons
4 Ocena