>To co w nas najlepsze.< Zza zasłonki nad wanną wyłoniły się okulary. Niewidząca dłoń położyła je po omacku na krawędzi umywalki. Okulary rozejrzały się nerwowo i przycupnęły cicho. Kiedy natomiast ręcznik zniknął za zasłonką , kafelki żachnęły się i spojrzały po sobie. - Nie róbmy zamieszania – uspokoił jeden z nich. Po co robić z igły widły i znowu napytać sobie biedy. - Pamiętacie jak się to skończyło ostatnio. Fugi wydęły lekko wargi na wspomnienie remontu sprzed kilku lat, kiedy kilof bezlitośnie pozbawiła życia całe długie rzędy różowych i błyszczących istotek kafelków, tudzież ich przyjaciółek fug. Kran mrugnął do wszystkich porozumiewawczo, żeby się uciszyli. Okulary nie były stąd, nie wiadomo co mogą powiedzieć , co zrobić , lepiej być ostrożnym – zwłaszcza, że od kiedy znalazły się na umywalce nie odezwały się słowem. Nawet zdawkowe –dzień dobry- byłoby lepsze niż to nieobecne milczenie. Szelest odsuwanej zasłonki uciszył wszystkich. Chwilę potem zaczęło się końcowe odliczanie codziennej rutyny. - Nienawidzę tego – zwykła była narzekać na poranki suszarka. - Kiedyś po prostu umrę tu z nudów. Najpierw te ceregiele z okularami, potem ten biedny umęczony ręcznik wygląda jak wymięta szmata, szczoteczka, pianka , maszynka. Kiedy przychodzi moja kolej mam już dość kolejności i czekania . Teraz jeszcze przynieśli tego tam …brązowego , zębiastego. Grzebień nie drgnął nawet na wspomnienie swojej osoby. Stał sztywno oparty o ściankę koszyka udając że obserwuje coś pomiędzy swoimi zębami. - Nie rozumiem co masz do niego , prychnęła szczotka – lokówka. Teraz jest jednym z nas i powinniśmy być dla niego mili. Wszyscy spojrzeli na kafelki. - Tak, sympatycznie powinno być – padła odpowiedz ze ścian. - Wam to zawsze jest sympatycznie – wy już tu zostajecie , nasz los wciąż jest niewiadomy- napuszyła się pasta do zębów - Tak , przyzwyczajasz się do kogoś a tu nagle ciach i już go nie ma – zauważyła z żalem butelka płynu do kąpieli. – A jak było z butelką płynu do płukania w tamtym tygodniu. Ile tu była – miesiąc? - E.., ze 2 była -mruknął proszek do prania, -ale nie więcej. Dłonie sięgnęły do schowka i wydobyły z niego maszynkę do strzyżenia. Kafelki zatkało. Maszynka oznaczała bowiem że była Sobota. Odrobiny włosków spadały na umywalkę i lustro łaskotkami doprowadzając ich do spazmatycznych wybuchów śmiechu. Wszyscy obserwowali podcinanie brody z namaszczeniem uwielbienia. Maszynka była piękna , błyszcząca , srebrna. Pralka mówiła że maszynka ma bliskie kontakty ze ścianą. Kumplują się i czasami spędzają ze sobą dużo czasu , nikt inny w łazience nie gadał nigdy ze ścianą – tylko pralka i maszynka do strzyżenia. Wywoływało to oczywiście wszechobecną zazdrość, plotki i wiele znaczące milczenie kiedy maszynka pojawiała się w Soboty. Kafelki nie lubiły Sobót. Wszystkie te ceregiele ze sprzątaniem. I ten nowy okropny spray do sprzątania łazienki. Można się było udusić od tego zapachu. Gryzący w gardło i śmierdzący , kafelki nic nie obchodziły zapewnienia producenta o nie rysowaniu powierzchni, czyszczeniu z kamienia i wszystkich tych wyssanych z palca bajkach. A to zamieszanie – wszyscy nagle zmieniali miejsca, pojawiały się nowe ręczniki –a wszyscy dopiero co zdążyli się przyzwyczaić do starych. Czasami wanna stała wstydliwie w kącie z całym systemem kanalizacji na wierzchu , kiedy nagle znikała płyta osłaniająca jej bok. Wtedy wszyscy dowiadywali się jakie ma nóżki ( a do pięknych nie należały) , czasami wydobywał się spod niej zapach lekkiej wilgoci a wanna przełykała głośno ślinę z zażenowania. A potem wszystko wracało na miejsce. Umywalka wypinała dumnie lśniącą pierś, lustro oczywiście też – zwłaszcza ,że miało jakieś konszachty z wiszącą nad nim lampką i wszyscy wiedzieli ze wygląda jak wygląda tylko dzięki niej. Wanna uspokajała się odzyskawszy tę odrobinę prywatności którą zapewniała jej ścianka i zasłonka. Zwykle natychmiast ucinała sobie przyjazną pogawędkę z butelkami szamponu, które miały najświeższe plotki zza zasłonki. Kafelki wpadały w drzemkę otulone czyściutkim fugami, a szczoteczki do zębów przepychały się , żeby zobaczyć swoje odbicie w lśniącym kranie. Światło gasło , zapadała cisza i wszyscy zaczynali już myśleć o kolejnym poranku , który zwykle zaczynał się później , przebiegał leniwiej ale zawsze wracał z tą samą rutyną codzienną , którą mieszkańcy łazienki uwielbiali. Poranki wydobywały z nich to co miały w sobie najlepszego.