Jesienny Dzień. Jak wiele dni przed nim i po nim. Brzask podnosi powoli wieko poranka i pierwsze ptaki zaczynają swój codzienny śpiew. Mgła unosi się nad jeziorem i tylko cisza wokół, przerywana z nienacka wołaniem zaspanej kaczki. Mazurski Raj to miejsce gdzie jestem, sam z sobą, na dobre i na złe. A miało być inaczej. Zupełnie inaczej. Mazury poznałem dość późno, bo pierwszy raz tu byłem mając chyba 37 lat. I od razu pokochałem tą krainę. Pamiętam jak dzisiaj, stojąc na pomoście, szeptałem: "Boże, pozwól mi tu zostać". Pozwolił. Po trzech latach wyjechałem, ale miejskie życie nie było już dla mnie. Tęskniłem za tą przestrzenią, ciszą, kolorami i zapachem. Brakowało mi tego codziennie. Aż pewnego dnia po prostu moje serce się zbuntowało i wróciłem. Mimo że droga do tego powrotu była trudna, długa i wyboista. A i po przybyciu na miejsce czar lekko prysnął, przysłonięty codziennymi troskami i problemami. Dzisiaj, po ponad roku od powrotu wiem, że to co się stało przez ten czas, przyćmiło moją miłość do Mazur. A może po prostu nie potrafiłem znaleźć dla tej miłości wystarczająco miejsca w moim sercu? Rak. I to nie własny, nie osobisty. Ale rak, który atakuje osobe którą się kocha najbardziej na świecie. Nie ma gorszego doświadczenia w życiu. Już raz to przeszedłem w przypadku mojego Taty, a teraz, po przyjeździe tutaj, musiałem przejść przez to ponownie. Trwać, być i wierzyć. To wiem. To zawsze wiedziałem. Pozornie, na zewnątrz dałem radę. Trwałem, byłem, wierzyłem. I wymodliłem. Ale moja dusza została chyba całkowicie skorodowana, a moja psychika doszła do miejsca, gdzie nie ma dalej dokąd iść. Samotność, która się potem pojawiła, a była wynikiem braku wiary po drugiej stronie, była wyniszczająca. Nie ma chyba nic gorszego na świecie niż ból spowodowany niedowierzaniem. Że ktoś coś zrobił, że mógł coś zrobić. Że to naprawdę się stało. Mimo...ach...mimo czego? Nie możemy wymagać od innych, by mysleli, czuli i żyli naszymi kategoriami. Ale przecież miało być na dobre i na złe. A w momencie gdy ja potrzebowałem pomocy usłyszałem zimny głos przez telefon: "zwróć się o pomoc do recepcji". Całkowity paraliż serca i duszy. Nie da się opisać inaczej tego, co się z człowiekiem dzieje gdy słyszy takie słowa. W kilka dni właściwie po tym, jak się było przy tej osobie gdy ona potrzebowała najbardziej..."zwróć się o pomoc do recepcji". Nigdy nie zapomnę tych słów i wydaje mi się, że to one przesłoniły jakąkolwiek miłość. Nie tylko do Mazur.