Teraz po drugiej stronie mamy ziemię, która powstała prawie 4 mld lat temu, wszechświat olejmy, czy ktokolwiek jest w stanie sobie uzmysłowić, ile to czasu? Dobra, olejmy to, wyobraźcie sobie „tylko” 1 mln lat z tych miliardów. Nasza cywilizacja pamięta tylko 15 tys. lat (rozrzutnie dorzucam jeszcze dwa razy tyle czasu i uznaję, że pamiętamy lub istniejemy w sumie 45 tys. lat). Skoro wiemy, że od plemion myśliwych i zbieraczy do komputera doszliśmy w 3 tysiące lat, wychodzi na to, że w ciągu jednego miliona lat nasza cywilizacja mogłaby powstać około 22 razy.
Powiedzmy sobie jasno, że po wielkich kulturach Majów i Inków pozostały jedynie ogromne budowle, całą resztę strawił czas. Nasi naukowcy nadal nie wiedzą, skąd się wzięliśmy, a pierwsze ślady człowieka nie są wcale takie stare w stosunku do naszego bytu, jak i do tego wymienionego miliona lat. Skoro przyroda potrafi w tak krótkim czasie zamazać dowody istnienia cywilizacji, to gdy podzielimy nasz wynik 22-krotnego rozwoju na pół i uznamy, że pierwsza połowa to powstanie cywilizacji, a druga to jej wymazanie, statystycznie jest możliwe, że 11 razy w ciągu 1 mln lat mogła powstać cywilizacja równie rozwinięta jak nasza i wystarczyłoby czasu, by następna cywilizacja nie znalazła po niej śladów – a to tylko jeden milion z 3800 milionów.
Na przykładzie naszej cywilizacji możemy stwierdzić, że wraz z rozwojem technologii budujemy coraz taniej i bardziej optymalnie, budynki i przedmioty mają coraz krótszy czas eksploatacji, budujemy biodegradowalnie, przetwarzamy surówce, wiedza jest przechowywana częściej w postaci elektronicznej niż fizycznej. Być może za pięćset czy tysiąc lat przedmioty wraz z upływem terminu użytkowania same będą się rozpadać, by nie było śmieci i nie było ruin – w dbałości o środowisko. Idźmy dalej – oznacza to, że nie można wykluczyć, iż gdybyśmy nagle zniknęli z powierzchni ziemi, przyroda miałaby ułatwione zadanie pozbycia się śladów po nas. Mogłoby to nastąpić w czasie krótszym niż 20–30 tys. lat, bo sami w tym pomagamy – chroniąc planetę i oszczędzając zasoby naturalne...
Ciągnę hipotezę dalej :)
Jeżeli nasza planeta ma 3800 mln lat i przyjmujemy, że pierwszą połowę tego czasu pochłonęło kształtowanie się planety, a na drugą połowę przypada życie na niej, to pozostaje nam aż 1900 mln lat na jego rozwój. Statystycznie istnieje możliwość powstania w ciągu tych czterech eonów aż 20 900 cywilizacji, zaostrzmy kryteria i załóżmy, że hipoteza zrealizuje się tylko w jednym procencie, nadal otrzymujemy prawdopodobieństwo powstania w tym czasie 209 cywilizacji, dużo czy mało? Nie wiem, ale statystycznie wcale nie musimy być pierwszą i jedyną cywilizacją, którą zrodziła Ziemia, a milionami, eonami, miliardami łatwo się myśli, bo jednostkowo to niewiele, ale po rozbiciu na lata to gigantyczne wartości, przy naszych pamiętanych kilkunastu tysiącach, głupie 100 tys. lat to kosmos...
Pociągnę to jeszcze odrobinę :)
Popatrzmy na nas, nasza rasa ma tendencję do lenistwa, najpierw mieliśmy niewolników, teraz pracowników, coraz częściej tworzymy maszyny, które wyręczają ludzi. Naukowcy już mają wizję androidów zastępujących nas w przyszłości w pracy, firmy prześcigają się w tworzeniu inteligentnych maszyn, dronów, tylko po to, by wykonywały za nas nieprzyjemne zajęcia. Kto wie, może w przyszłości pracować będą wyłącznie nowi niewolnicy, a my będziemy sobie rządzić, leżeć i się degenerować?
Damy im nowe prawo stanowiące podstawę ich egzystencji (obecnie 3 prawa robotyki – takie nasze 10 przykazań) i możliwość samodzielnej re-produkcji, by nie zawracać sobie nimi głowy. Już obecnie sieci rozproszone mają możliwość uczenia się, damy im taką możliwość, by nie robiły głupot i same się ulepszały, sami będziemy – czy to z chytrości, czy pazerności, czy znudzenia, czy deprawacji, czy szaleństwa – wymierać aż ostatni zgasi światło :) W sumie to wszyscy znamy legendę o Atlantydzie :P Być może zanim to nastąpi, damy im szczątkową świadomość, a może nasi niewolnicy, już bez naszej obecności, stracą kilkanaście tysięcy lat na to, by w procesie reprodukcji i samo-uczenia się taką świadomość pozyskać i staną się nową cywilizacją.
Kto wie, być może jeszcze w trakcie naszego istnienia podbijemy kosmos i część z nas odleci kolonizować odległe światy? Być może część tych podróżników będzie chciała wrócić na ziemię w poszukiwaniu domu. Wtedy jednak zorientują się, że planeta jest już dla nich zabójcza (z powodu bakterii) oraz że ma nowych gospodarzy, których w pierwszym odruchu będą chcieli wspierać. Później ludzie ograniczą się do badań i biernej obserwacji, a nasi byli niewolnicy z niedowierzaniem będą przypadkiem dostrzegać nasze pojazdy, gdy czasem spojrzą w niebo – ale nie będą uznawać naszego istnienia. Ich zaślepienie będzie być może rezultatem zakodowania programowego, a być może wypracowanego/przejętego od nas, ich twórców, dziejowego egocentryzmu. Jakiekolwiek przypadkowe obserwacje naszej obecności będą tłumaczyć bogami, bóstwami, diabłami, zjawiskiem atmosferycznym, balonem meteorologicznym, flarą czy UFO, nie będą jednak uznawać faktu naszej obecności. Ponieważ w naszej obecnej cywilizacji rozwój zapewniają głównie technologie wojskowe, to niewykluczone, że nowi gospodarze będą wiecznie w konflikcie i na placu bitwy... Biorąc z nas przykład nasi niewolnicy, a już nowi panowie planety, stworzą sobie kiedyś własnych niewolników, by ich wyręczali i... koło się zamyka.
Skoro w mojej hipotezie koło się zamknęło, to policzmy ponownie.
W ciągu miliona lat taka rotacja niewolnik-pan-niewolnik mogła wystąpić średnio 20 razy, w ciągu eonu jest to już 11 000, a w ciągu szacowanych lat istnienia Ziemi 41 800 razy...
Czy to możliwe, żeby taka rotacja nie wystąpiła choćby jeden raz? Czy taki scenariusz jest niemożliwy? Zaledwie jeden promil z założonych w hipotezie cyklów cywilizacyjnych to aż 42 razy... skąd legendy o Atlantach? Cyklopach, gigantach, całej masie bogów, Olimpie? Fantazje czy statystycznie możliwy scenariusz?
A co z wszechświatem? Trwa ponoć 13 mld lat, szacuje się, że posiada 350 mld dużych galaktyk i planet – takich scenariuszy można byłoby w tym czasie przerobić centyliony. Jeżeli naszej cywilizacji rozwój od życia plemiennego do pierwszego lotu w kosmos zajął tylko 3000 lat i niechby pokonanie ograniczeń kosmosu zajęło nam następne 3 tys., dobra, zrobię margines, niech to będzie 15 tys. lat, to jakie jest prawdopodobieństwo, że przez 13 mld lat nie rozsialiśmy się sami po wszechświecie istniejąc tylko w cyklu PAN-NIEWOLNIK?
Czy ktokolwiek z was zdaje sobie sprawę, że żyjąc średnio 70 lat w ciągu tylko jednego miliarda musiałby się urodzić i umrzeć ponad 14 mln razy? 1 mld lat to nie jest jakaś tam jedynka i miliard – to dla nas zajebiście, kosmicznie, niewyobrażalnie długi czas... Zapraszam do przemyśleń i – pamiętajmy – to tylko hipoteza, wymyślona na poczekaniu :)