Nie wiedział też, że jest moim księciem z bajki, ale postanowiłam mu to jak najszybciej w delikatny sposób oznajmić. Problem w tym, że nie wiedziałam jak.
Gdybym go choć trochę znała, wiedziałabym od czego rozpocząć rozmowę. Pocieszające byłyby w tej sytuacji nawet strzępki informacji. Mogłabym wprawdzie pójść na łatwiznę i zagadać o pogodzie, ale przy moim kolorze włosów mógłby odebrać to w najlepszym razie za płytki tekst głupiutkiej blondynki. Siedziałam, nerwowo układając w myślach inteligentny tekst i obserwując, czy mój współtowarzysz przypadkiem nie ma zamiaru wysiąść. Musiałam działać szybko. Wyglądałam co najmniej podejrzanie, kiedy solidaryzowałam się z każdym podrygiem nieznajomego.
Skoro psycholodzy na podstawie wyglądu potrafią wiele powiedzieć o nieznajomej osobie, postanowiłam pójść w ich ślady. Wprawdzie brakowało mi podstaw teoretycznych, ale z moją zdolnością obserwacji było całkiem nieźle. Wpatrywałam się w towarzysza podróży jak przysłowiowa sroka w kość, próbując doszukać się w jego wyglądzie wskazówek. Był niewysoki, więc temat koszykówki mógłby być nie na miejscu, a szkoda, sporo wiem o tym sporcie, ciemna karnacja, więc może zagadać o solarium, a jeśli nie korzysta i taki jest naturalny odcień jego skóry, mogłabym urazić jego męską dumę. Elegancko ubrany, choć zupełnie na luzie, ale co ja wiem o męskiej garderobie… Nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy.
Widziałam, jak wraz z przepływającym pejzażem odpływają moje marzenia. Całkowicie zrezygnowana wbiłam wzrok w podłogę, a dokładnie w buty faceta i zapaliła się lampka. Pomyślałam: znam te buty, poznałabym je nawet z zamkniętymi oczami. Mogę nieskromnie rzec, że te buty znam od podszewki i dumnie je noszę. Śledzę najnowsze kolekcje i to nie tylko damskie, ale i męskie. Utwierdziłam się w przekonaniu, że to mężczyzna moich marzeń, jakby mogło być inaczej, skoro nosi buty będące moją wielką miłością.
Bez zastanowienia wypaliłam „Uwielbiam twoje buty…” Oczekiwałam natychmiastowej reakcji pełnej entuzjazmu, ale usłyszałam tylko grobową ciszę, przerywaną stukotem pociągu. Mogłam ugryźć się w język lub przynajmniej nieco przemyśleć niekontrolowany odruch w przypływie emocji. Miałam ochotę wysiąść na jakiejkolwiek stacji. Nie wiedziałam, co robi mój towarzysz podróży, bo gdy nie otrzymałam odpowiedzi z zażenowania nie spuszczałam wzroku z jego butów, by uniknąć jego spojrzenia. Podniosłam wzrok, kiedy usłyszałam łamaną polszczyznę, wówczas zobaczyłam, jak mój Włoch ze słownikiem w ręku próbuje mi powiedzieć, że też jest wielkim pasjonatem, włoskich zresztą, butów. Moja radość była ogromna.
Dziś już wiem, że połączyły nas buty. Gdyby wtedy nie padło z moich ust to magiczne słowo, mężczyzna moich marzeń nie wiedziałby, co mam na myśli i pewnie cisza nie zostałaby nigdy przełamana, a ja wciąż moje ulubione buty kupowałabym w samotności.