- Nawet butelkom do wina nie przepuszczę- śmieje się Basia..
Życie wśród kwiatów, jest jak sen.
Od zawsze wokół niej kwitły kwiaty. Jej dom jest otoczony ich barwną, wszechobecnością, kojącą duszę. Żyje w ciszy ich królestwa - królestwa natury. To ona jest jej natchnieniem.
Mama moją mistrzynią - nauczycielką.
Gdy była małą dziewczynką, pochylała się z ciekawością nad stołem, zastawionym słoiczkami pełnymi kolorowej farby, w różnych odcieniach, piórkami błyszczącymi metalem spiczastych stalówek. Wszędzie na nim stały białe talerze, kubeczki, filiżanki, czekając na swą kolej.
Mama brała je w swoje spracowane ręce, szkicując pisakiem na ich lśniącej powierzchni, przyszłe wzory: kwiaty, liście i splątane łodygi. - opowiada Basia.
Komponowała wiązanki takie przyniesione prosto ze spaceru po łąkach, lasach, ogrodach. Czarną farbą rysowała kontury, potem na płatki kwiatów nakładała kolory: czerwień, błękit, żółć i inne. I pojawiały się na porcelanowej bieli uśmiechnięte maki, radosne chabry, kąkole, złociły się pełnymi ziarna kłosy pszenicy.
Basia żyła z tymi malowanymi kwiatami. Gdy dorosła, skończyła Szkołę Tkactwa Artystycznego i kupiła wraz z rodzicami duży wiejski dom pośród lasów i łąk. Wraz z nim sporą połać ziemi, którą przetworzyła w swoje marzenie życia - tęczowy ogród.
A to mój ogród porcelanowy...
Uprawianie ogrodu to moja miłość, poświęcam temu zajęciu mnóstwo czasu. Chłonę naturę, jej dobroczynne oddziaływanie na mnie. Patrzę na jej coroczny cud, jaki tworzą cztery pory roku. To moja inspiracja - mówi Basia.
Ma swoją pracownię. Stół, piórka opatrzone stalówkami, pojemniczki z farbą, księgi pełne kart z projektami i wzorami. Wszędzie połyski białej porcelany i kruchych delikatnych naczyń.
W kącie stoi masywny piec do ich wypalania.
Nastawiany na wysokie temperatury dba, aby wzór na szkliwie stał się niezniszczalny a barwy żywe, mimo upływającego czasu.
To dla mnie ważny moment.
Otwieranie grubych drzwi pieca po ukończeniu wypalania i cierpliwe wyciąganie sztuka po sztuce ciepłej jeszcze porcelany.
Basia ogląda uważnie każde naczynko. Czy nie ma na nim jakiś skaz. Czy szkliwo błyszczy ładnie, nieskazitelnie? Czy wszystko się udało. Czy kolory zostały właściwie wypalone?
Zawsze jest przy tym trochę lęku – przyznaje.
Potem przychodzi ulga, że udało się wszystko dobrze, bez niemiłych niespodzianek.
Wizyty baśniowe...
Kafle to osobna opowieść. Weszłam kiedyś do łazienki i ujrzałam w wyobraźni piękną postać nad
umywalką, nachylającą się nade mną z uśmiechem. Syrenę? Wodnicę? Popędziłam do pracowni. Śpiesznie zarysowywałam duże kartony brystolu nowymi wizjami.
Wodnica niebieska...
Oto ona. Wodnica niebieska. Przynosi ci dzban pełen krynicznej, czystej wody. Odśwież się. Spójrz na nią. Na rusałkę z przejrzystych jezior, która zamieszkała u ciebie w domu. Na syrenę z mórz, zielono-błękitną, zamyśloną. Na niesfornego, rozczochranego motyla w kobiecym ciele, tańczącego bosymi stopami w leśnym zielsku.
Malowanie tego wszystkiego na kafelkach sprawiało we mnie cudowne wrażenie malowania obrazu - na zagruntowanym blejtramie, ustawionym na sztalugach. Przecież tak naprawdę od tego zaczęłam. Od malowania na płótnie farbami olejnymi. I do dziś maluję na sztalugach.
Takie to moje już przeznaczenie...
Malarstwo to ścieżka mojego życia. Pasja. Siła. Radość. Wraz z poddaniem się tej pasji przyszło zrozumienie, że nie mogę żyć inaczej. Sztuka jest moim wyjaśnieniem wszystkiego.
Sensem istnienia.
Opowieści o kolorowych pasjach Basi Trąbczyńskiej wysłuchała Renata Świercz
Prace artystki możesz możesz obejrzeć w kolekcji "Filiżankowo"